... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- W porządku. - Zabiłeś kogoś w Rio. Oczy Tennysona zwęziły się. - Helden ci powiedziała. - Musiałem to wiedzieć; uznała moje racje. Genewa jest obwarowana warunkami, które wykluczają wszelkie niespodzianki. Jeśli jesteś narażony na szantaż, nie mogę cię do niej bliżej dopuścić. - Rozumiem. - Tennyson skinął głową. - Kto to był? Kogo zabiłeś? - Źle oceniasz moją powściągliwość - odparł blondyn. - Nie mam żadnych zahamowań przed wyjawieniem ci prawdy. Zastanawiam się tylko, jak będziesz mógł ją zweryfikować. Szantaż jest wykluczony. Nie ma o tym mowy. Ale jak cię przekonać? - Zacznijmy od nazwiska. - Manuel Cararra. - Cararra? - Tak. To dlatego jego nazwiskiem posłużyło się tych dwoje ludzi. Był to rodzaj politycznej aluzji. Cararra uchodził za lidera Izby Deputowanych, jednego z najpotężniejszych ludzi w kraju. Ale nie służył Brazylii. Służył Graffowi. ODESSIE. Zabiłem go siedem lat temu i zabiłbym go jeszcze raz, choćby jutro. Noel przypatrywał się badawczo twarzy Tennysona. - Kto o tym wiedział? - Kilku starszych mężczyzn. Tylko jeden z nich jeszcze żyje. Jeśli chcesz, podam ci jego nazwisko. Nigdy nie puści pary z ust o tym zabójstwie. - Dlaczego? - Kij, jak mówią, ma dwa końce. Przed wyjazdem z Rio de Janeiro spotkałem się z nimi. Postawiłem im wyraźne ultimatum. Jeśli kiedykolwiek będą próbowali mnie ścigać, podam do wiadomości publicznej wszystko, co wiem na temat Cararry. Budowany pracowicie obraz martyrologii konserwatystów rozsypie się w proch. Siły konserwatywne Brazylii nie mogą do tego dopuścić. - Chcę poznać to nazwisko. - Napiszę ci je. - Tennyson uczynił to. - Na pewno zdołasz się z nim skontaktować telefonicznie za pośrednictwem linii transatlantyckiej. Nie potrwa to długo. Wystarczy podać nazwiska moje i Cararry. - Mogę to zrobić. - Proszę bardzo - powiedział Tennyson. - Potwierdzi wszystko, co ode mnie usłyszałeś. Obaj mężczyźni stali naprzeciwko siebie oddaleni o niecały metr od siebie. - W londyńskim metrze wydarzył się wypadek - podjął Noel. Zginęło kilka osób, a wśród nich człowiek pracujący w „Guardianie”. Jego podpis widniał na kwestionariuszu przyjęcia cię do pracy. On przeprowadzał z tobą wywiad wstępny i tylko on mógł rzucić jakieś światło na okoliczności zatrudnienia cię w gazecie. W oczach Tennysona pojawił się znowu chłód. - To był szok. Nigdy nie przejdę nad tym do porządku dziennego. O co chcesz spytać? - Wydarzył się jeszcze jeden wypadek. W Nowym Jorku. Przed kilkoma zaledwie dniami. W nim też zginęło kilka niewinnych osób, ale celem był tylko jeden z nich. Ktoś, kogo bardzo kochałem. - Powtarzam! Do czego zmierzasz, Holcroft? - Między tymi wypadkami występują pewne podobieństwa, chyba się ze mną zgodzisz? MI-5 nic nie wie o wypadku w Nowym Jorku, ale ma bardzo konkretne podejrzenia co do tego, który wydarzył się w Londynie. Ja je porównałem i dostrzegłem zastanawiający związek. Co wiesz o wypadku, do którego doszło pięć lat temu w Londynie? Tennyson zesztywniał. - Strzeż się - warknął. - Brytyjczycy za bardzo węszą. Czego ty ode mnie chcesz? Jak daleko się posuniesz, byle tylko mnie zdyskredytować? - Przestań bredzić! - krzyknął Noel. - Co się stało w metrze? - Byłem tam! - Blondyn poderwał rękę do kołnierzyka koszuli wystającej spod prążkowanej marynarki, szarpnął wściekle, aż puściły guziki, odsłaniając bliznę ciągnącą się od nasady szyi do piersi. - Nic nie wiem o Nowym Jorku, ale z doświadczeniem z Charing Cross sprzed pięciu lat będę musiał żyć do śmierci! Spójrz tylko, nie ma dnia, żeby mi się to nie przypominało. Czterdzieści siedem szwów. Pięć lat temu w Londynie myślałem przez kilka chwil, że odcięło mi do połowy głowę. A ten człowiek, o którym w tak enigmatyczny sposób mówisz, był moim najdroższym przyjacielem w Anglii! Pomógł nam w wydostaniu się z Brazylii. Jeśli ktoś go zabił, próbował zabić i mnie! Byliśmy tam razem. - Nie wiedziałem... Brytyjczycy nic mi o tym nie powiedzieli. Nie wiedzieli, że tam byłeś. - Proponuję, żeby ktoś to sprawdził. Rejestry szpitalne są gdzieś przechowywane. Odszukanie ich nie powinno przysporzyć większych trudności. - Tennyson potrząsnął z oburzeniem głową. - Przepraszam, nie powinienem mieć do ciebie pretensji. To przez tych Brytyjczyków. Uciekną się do każdego chwytu. - Istnieje możliwość, że naprawdę nie wiedzieli. - Tak przypuszczam. Do szpitali przewieziono wówczas setki ludzi z pociągu. Zapełniono nimi kilkanaście londyńskich klinik. Nikt nie przywiązywał większej wagi do nazwisk. Ale wydawałoby się, że moje powinni odnaleźć. Przebywałem w szpitalu dwa dni. - Tennyson urwał nagle. - Powiedziałeś, że przed kilkoma zaledwie dniami w Nowym Jorku zabity został ktoś, kogo bardzo kochałeś. Co się stało? Noel opowiedział o śmierci Richarda Holcrofta na ulicy, pod kołami samochodu, i o teorii wysnutej przez Davida Milesa. Ukrywanie czegokolwiek przed człowiekiem, którego tak fałszywie osądził, nie miało sensu. Z jego relacji wypływał wcześniej już sformułowany wniosek: „Moim zdaniem naszą zaszachowaną świnię skaptowała jakaś trzecia grupa. Kto? Bóg mi świadkiem, że sam chciałbym to wiedzieć... Ktoś jeszcze. Mężczyzna w czarnej, skórzanej kurtce