... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Choć właściwie i tak nie sposób wykluczyć wypadku. Ktoś tak pijany jak Grant mógł się łatwo zatoczyć i wpaść do wody. Miejsce nie było przecież zabezpieczone. Albo nawet... - Langley wzruszył ramionami. - Albo co, profesorze? - Albo mógł skoczyć w dół umyślnie, pijany i dręczony wyrzutami sumienia z powodu śmierci dziewczyny. 181 - Ale to są oczywiście pańskie spekulacje, profesorze, a my powinniśmy się trzymać faktów. Jest pan wolny. - Tak jest, wysoki sądzie. Langley zwolnił miejsce dla świadków, a koroner zwrócił się do przysięgłych. - Panie i panowie, to naprawdę tragiczna sprawa. Zmarło dwoje młodych ludzi stojących u progu dorosłego życia, studenci starego i szanowanego uniwersytetu. Musimy jednak - o czym przed chwilą przypomniałem profesorowi Langleyowi - trzymać się ustalonych faktów, a nie luźnych przypuszczeń. W związku z czym pozwolę sobie powtórzyć to, co możemy uznać za fakty. Koroner umilkł i przez chwilę najwyraźniej zbierał myśli. Nikt nie zakłócał panującej w sali ciszy. - Nie ulega kwestii, że oboje wypili dużą ilość wódki. Nie ulega kwestii, i powiedzmy to sobie szczerze, że Alan Grant porzucił konającą dziewczynę w szpitalu Świętego Marka. Co do ecstasy, pojawiają się pytania, które będą musieli państwo zadać sobie sami. Dlaczego Alan Grant jej nie zażył? Dlaczego zrobiła to tylko Helen? Można domniemywać, że ukrycie ecstasy w czekoladce miało na celu odurzenie dziewczyny. Muszę jednak państwa przestrzec, że nie ma na to dowodów. Być może to Helen Quinn zdobyła w jakiś sposób pastylki i włożyła je do czekoladek, żeby nikt ich nie odkrył. Można całkiem sensownie dowodzić, że Alan Grant uciekł ze szpitala, ponieważ wpadł w panikę, nawet jeśli dziewczyna wzięła ecstasy z własnej woli. Koroner spojrzał na sufit i złączył dłonie w daszek. - Co do śmierci Granta, wiemy, że nastąpiła w wyniku utonięcia. Nie dowiemy się jednak nigdy, czy nie zadał jej sobie sam ze strachu bądź też nękany poczuciem winy. Z tego względu nie sposób jednoznacznie ustalić, że zgon był wyni kiem nieszczęśliwego wypadku. Jest jeszcze jeden aspekt tej żałosnej historii. Przedstawiciel Fundacji Rashidów, pan Daun- cey, odczuwa wyrzuty sumienia, ponieważ Helen Quinn i Alan Grant pojechali do Londynu, żeby wziąć udział w demonstracji. Nie podzielam jego opinii. Wódkę można równie łatwo wypić 182 w Oksfordzie i z całą pewnością można tam też zażyć ecstasy. Nie sądzę, żeby wyjazd autobusem do Londynu miał jakiś związek z tym, co się wydarzyło. Wyrażona przez pana Daunceya troska dobrze jednak o nim świadczy. Koroner uporządkował papiery i odwrócił się w fotelu tak, żeby mieć przysięgłych dokładnie naprzeciwko siebie. - Cóż więc mogę państwu powiedzieć? Nie mamy żadnych naocznych świadków. Czy Alan Grant podsunął Helen ecstasy podstępem, czy też dziewczyna świadomie ją zażyła? Nie wiemy tego i nigdy się nie dowiemy. Czy młody człowiek spadł z nabrzeża w stanie upojenia alkoholowego, czy też zdesperowany odebrał sobie życie? Tego też nigdy nie wyjaś nimy. W takich okolicznościach doradzałbym werdykt otwarty, który jest zarówno właściwy, jak i zgodny z prawem. Mogą państwo oczywiście uzgodnić na osobności swój werdykt. Nie okazało się to jednak potrzebne. Przysięgli nachylili się do siebie, przez chwilę konferowali ściszonymi głosami, po czym ich przewodniczący wstał z miejsca. - Otwarty werdykt wydaje nam się rozsądny - oświadczył. - Dziękuję - odparł koroner. - Tak zostanie to zapisane. Teraz chciałbym się zwrócić do najbliższych krewnych. Jeżeli na sali jest obecny Fergus Grant, proszę, żeby wstał. - Grant podniósł się z niepewną miną. - Udzielam panu, jako bratu Alana Granta, pozwolenia na wydanie zwłok. Może pan je odebrać w dogodnym dla pana terminie. Proszę przyjąć wyrazy współczucia. - Dziękuję, wysoki sądzie - powiedział Grant i usiadł. - Senator Daniel Quinn. - Quinn wstał. - Udzielam panu pozwolenia na wydanie zwłok. Proszę również przyjąć wyrazy współczucia. - Dziękuję - odparł Quinn. - Proszę wstać. Koroner Jej Królewskiej Mości idzie - zawołał sekretarz sądu. Rozprawa została zakończona, przysięgli wyszli i sala wkrótce opustoszała. Mijając Quinna, Dauncey się ukłonił. . 183 - Ode mnie też proszę przyjąć wyrazy współczucia, sena torze - powiedział. Po chwili Hannah i Fergus Grant odebrali od sekretarza pozwolenia na wydanie zwłok. Kiedy Grant kierował się do wyjścia, Quinn go zatrzymał. - Niech pan posłucha, naprawdę mi przykro - powie dział. - Koroner ma rację. Nigdy nie poznamy prawdy. Nie możemy cofnąć tego, co się stało, więc patrzmy w przy szłość. Grant był bliski łez i nieśmiało objął senatora. - Niech Bóg się nade mną zlituje - mruknął. Ferguson, Hannah, Dillon i Quinn odprowadzili go wzrokiem, a potem sami wyszli na dwór. - I co teraz? - zapytał Ferguson, spoglądając na senatora. - Byłbym wdzięczny, gdybyście podali mi adres jakiegoś krematorium. Chciałbym zabrać jej prochy do domu. Jeśli może mi pan w tym pomóc, generale, będę bardzo zobowiązany. Ferguson zwrócił się do Hannah. - Pani nadkomisarz? - Proszę to zostawić mnie, senatorze. - Może pojedzie pani ze mną i załatwimy to po drodze - powiedział Quinn. - Nie chodzi mi o pogrzeb... urządzę go w domu, ale przydałby się jakiś katolicki ksiądz. - Proszę uważać sprawę za załatwioną - odparła Hannah. - Ja też z wami pojadę - oświadczył Dillon. - Zobaczy my się później - powiedział do generała. - Masz oczywiście do załatwienia ważne sprawy? - mruk nął Ferguson. - Czyż nie jest tak zawsze? Kiedy dojechali do domu Quinna, Hannah nadal rozmawia ła przez komórkę, kuląc się na tylnym siedzeniu mercedesa. Mary otworzyła frontowe drzwi i Quinn zaprowadził ich do bawialni. 184 - Podaj nam kawę, Mary. - Dla mnie herbatę - zaznaczył Dillon. - Nasz przyjaciel Dauncey był dzisiaj dobry, bardzo dob ry - powiedział Quinn, kiedy Mary wyszła. - Owszem - przyznał Dillon. - Ale jeszcze powinie mu się noga. Coś tu nie pasuje. Musimy tylko odkryć co. Hannah wyłączyła komórkę. - Firma pogrzebowa, z której usług korzystamy, odbierze ciało pańskiej córki - oświadczyła. - Ceremonia odbędzie się o drugiej w krematorium w North Hill. Będzie tam na pana czekał ojciec Kelly. - Będzie czekał na nas - poprawił ją Dillon. - Jadę z panem, senatorze. - W takim razie ja też się z wami zabiorę - powiedziała Hannah. - Oczywiście jeżeli nie ma pan nic przeciwko. - Oczywiście, że nie - odparł Quinn. - Jestem wam bardzo wdzięczny