... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Kinnall - szepnęła i we śnie wyobraziłem sobie, że moja śpiąca osobowość zbudziła się, że wsparłem się na łokciach, a Halum klęczała blisko, koło mego posłania. Pochyliła się nisko, aż jej brodawki otarły się o owłosioną pierś mężczyzny, którym byłem ja, a jej wargi w przelotnej pieszczocie dotknęły moich warg i powiedziała: - Wyglądasz, jakbyś był bardzo znużony, Kinnallu. - Nie powinnaś tu przychodzić. - Potrzebowano mnie i przyszłam. - To nie ma sensu. Wybrać się samotnie na wypaloną Nizinę w poszukiwaniu kogoś, kto cię skrzywdził... - Więź, która łączy z tobą, to świętość. - Dość już przez nią wycierpiałaś, Halum. - Wcale się nie cierpiało - powiedziała i pocałowała mnie w zroszone potem czoło. - Jakże ty musisz cierpieć, kryjąc się w tym okropnym piecu! - Ma się to, na co się zasłużyło - odpowiedziałem. Nawet we śnie zwracałem się do Halum w układnej formie gramatycznej. Nigdy nie było mi łatwo mówić do niej w pierwszej osobie. Na pewno nigdy nie użyłem tej formy przed mymi przemianami i później też, kiedy nie było powodu, bym w stosunkach z nią pozostał niewinny, nie mogłem się na tę formę zdobyć. Dusza i serce wyrywały mi się, żeby powiedzieć do Halum "ja", lecz język i wargi pozostawały spętane przyzwoitością. Powiedziała: - Należy ci się znacznie więcej niż przebywanie w tym miejscu. Musisz powrócić z wygnania. Musisz doprowadzić nas, Kinnallu, do osiągnięcia nowego Przymierza, Przymierza miłości i wzajemnej ufności. - Ma się obawy, iż sprawiło się zawód jako prorok. Ma się wątpliwości, czy warto kontynuować te wysiłki. - To wszystko było dla ciebie takie dziwne, takie nowe! - oświadczyła. - Ale potrafiłeś się zmienić, Kinnallu, by umożliwić zmianę innym... - Sprowadzić nieszczęście na innych i na siebie. - Nie. Nie. To, co próbowałeś uczynić, było słuszne. Jakże możesz teraz od tego odstąpić? Jakże możesz zrezygnować i wydać się na śmierć? Świat pragnie wyzwolenia, Kinnallu! - Jest się w tym miejscu jak w pułapce. Schwytanie mówiącego jest nieuniknione. - Pustynia jest ogromna. Możesz im się wymknąć. - Pustynia jest ogromna, ale istnieje tylko parę przejść, wszystkie są strzeżone. Ucieczka niemożliwa. Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się. Oparła dłonie na moich biodrach i powiedziała głosem nabrzmiałym nadzieją: - Ja poprowadzę cię ku bezpieczeństwu. Chodź ze mną, Kinnallu. Dźwięk tego "ja" i "ze mną", który wypłynął z ust wyimaginowanej Halum, padł na mą śpiącą duszę jak deszcz na wysuszone kłosy, a wstrząs, że słyszę te nieprzyzwoitości z jej słodkich ust, nieomal mnie zbudził. Mówię o tym gwoli jasności, że nie zaakceptowałem, jeszcze w pełni swego nowego sposobu życia, że wpojone mi wychowaniem odruchy wciąż rządzą mną w najgłębszych zakamarkach duszy. W snach odsłaniamy swą prawdziwą osobowość, a moja reakcja, tak paraliżująca, na słowa, które sam przecież umieściłem (bo któż inny mógłby to zrobić?) w ustach Halum ze snu, powiedziała mi wiele o mym najgłębszym stosunku wobec zaszłych przemian. To, co się następnie wydarzyło, stało się również objawieniem, chociaż o wiele mniej subtelnym. By skłonić mnie do powstania z łóżka, ręce Halum przesunęły się po mym ciele poprzez zmierzwione owłosienie na mym brzuchu, aż jej chłodne palce chwyciły sztywny pręt mego członka. Natychmiast zaczęło walić mi serce i wytrysnęło nasienie. Ziemia zakołysała się pode mną, jakby Nizina rozłupała się na dwoje. Halum wydała okrzyk przerażenia. Wyciągnąłem do niej ręce, ale stawała się odległa, nieprawdziwa i w jednym strasznym, wstrząsającym momencie straciłem ją z oczu. Zniknęła. A tyle chciałem jej powiedzieć, o tyle chciałem zapytać! Zbudziłem się, powracając do świadomości przez warstwy snu. W chacie byłem oczywiście sam, lepki od spermy, czułem obrzydzenie, że mój umysł puszczony w nocy na swobodę, wymyślił takie obrzydliwości. - Halum! - zawołałem. - Halum, Halum, Halum! Od tego wołania zatrzęsły się ściany chałupy, ale ona nie wróciła. Pomału mój zamroczony snem umysł zaczął pojmować prawdę: ta Halum, która mnie odwiedza, nie istniała. My, na Borthanie, nie lekceważymy jednak takich widzeń. Wstałem i wyszedłem w mrok. Chodziłem wokół, rozrzucając bosymi stopami ciepły piasek. Starałem się ze wszystkich sił usprawiedliwić przed sobą tamte przywidzenia. Stopniowo uspokoiłem się i wróciłem do równowagi. Pomimo to siedziałem bezsennie przez długie godziny na progu, aż zza horyzontu wyłoniły się zielonkawe palce świtu. Zgodzisz się ze mną bez wątpienia, że mężczyzna, który przez pewien czas nie ma kobiety i żyje w napięciu, w jakim ja znajduję się od chwili ucieczki na Wypaloną Nizinę, może doświadczyć we śnie wytrysku i nie ma w tym nic dziwnego. Muszę również podkreślić, chociaż nie mam na to dostatecznych dowodów, że wielu mężczyzn na Borthanie pozwala sobie we śnie na ujawnienie pożądania wobec swych sióstr więźnych, po prostu dlatego, iż tego rodzaju pragnienia są bezwzględnie tłumione na jawie. I dalej, chociaż Halum i mnie łączyła głęboka zażyłość duchowa, głębsza niż ta, jaka panuje zwykle pomiędzy mężczyznami i ich więźnymi siostrami, to nigdy nie próbowałem zbliżyć się do niej fizycznie i nigdy taki związek między nami nie zaistniał. Wierz mi na słowo: na tych stronach powiedziałem ci tyle rzeczy, które mnie dyskredytują; nie usiłowałem ukrywać tego, czego się wstydzę; gdybym więc pogwałcił więź z Halum, powiedziałbym ci również i to. Uwierz więc, że nic takiego nie uczyniłem. Nie możesz obwiniać mnie za grzechy popełnione we śnie. A jednak przez noc aż do rana czułem, się winien i dopiero gdy przelałem to, co się zdarzyło, na papier, doświadczyłem oczyszczenia i ciemność opuściła mą duszę. Sądzę, że to, co naprawdę trapiło mnie przez ostatnich parę godzin, to nie tyle te brudne fantazje erotyczne, które zapewne wybaczyliby mi nawet wrogowie, ale moje przekonanie, że jestem odpowiedzialny za śmierć Halum, czego nie jestem w stanie sobie darować