... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Do leżącego bezwładnie na pomoście człowieka podszedł jego towarzysz obsługujący reflektor. Podniósł porzucony pistolet i ostrożnie zajrzał do wnętrza przedsionka. Stwierdziwszy, że nikogo tam nie ma, wniósł odzyskującego powoli przytomność człowieka i po chwili wrócił dając ręką znaki pozostałym na miotaczu monterom uczepionym głowicy miotacza. Delikatny dźwięk dzwonka przerwał obserwacje Kaliny. — Jak tam, Wład? Chyba masz już dosyć awantur — rozległ się głos Suzy. — Zmiana warty! — Tak. Zaraz zjadę — odrzekł półgłosem i zamyślił się. — A jeśli to jeszcze nie koniec? — zapytał jakby wahając się, czy może zejść z posterunku. — No, to już moja sprawa. — Ale może… — Zjeżdżaj na dół. Zresztą, to rozkaz Andrzeja. Po kilku minutach znalazł się w pracowni astronomicznej. — Świetnieś to zrobił — zawołał na jego widok Wasyl. — Nie wolno nam było dopuścić do masakry. Przyznasz jednak, że cała ta awantura bardzo podejrzanie wygląda. — Zobaczymy, co przyniesie Suzy — rzekł ze zwykłym spokojem Krawczyk. — Jest niewątpliwie w tej chwili bardziej opanowana od ciebie i będzie mogła tak pokierować „Łazikiem”, aby zebrać jak najwięcej danych. Kalina wskazał ruchem głowy ekran radiopantoskopu, na którym w znacznym zbliżeniu widniały pod siatką miotacza trzy postacie. — Co nowego? — zapytał. — Nic. Spokój. Tamci dwaj gdzieś poszli, a ci trzej majstrują dalej. — Miotacz wyłączony? — Bez zmian. — W jakiej odległości znajdują się w tej chwili kule papierowe? — Około 900 kilometrów od przypuszczalnej dolnej granicy strefy dezintegracji, czyli blisko 4 tysiące km od CM–2. — Czy oni zdążą naprawić miotacz? — Jeśli ich strefa dezintegracji kończy się w odległości 3000 km, to mają tylko piętnaście minut czasu. Rozmowa urwała się. Wszyscy z napięciem wpatrywali się w ekran. Do zapowiedzianego przez Sokolskiego terminu brakowało blisko trzech minut, gdy dwóch ludzi pracujących w skafandrach przy głowicy miotacza wylądowało na pomoście. Po chwili w otworze włazu znikła i trzecia postać. Krawczyk obrócił gałkę i na ekranie ukazała się cała tarcza do lądowania pojazdów rakietowych. Przy jej krawędzi rysował się wyraźnie ciemny punkt. — To nasze papierowe pociski — rzucił szeptem Wasyl wskazując ręką. Naraz wielka czasza miotacza drgnęła i poczęła wolno obracać się w kierunku przeciwnym ruchowi Celestii. Wkrótce czas jej obrotu względem almeralitowego dysku zrównał się z czasem jego obrotu wokół osi i ażurowy grzyb zamarł w bezruchu na ekranie. Jednocześnie rozległ się okrzyk śledzącej pracę swych przyrządów Rity: — Włączyli! Znów włączyli miotacz! Czasza przechylała się w jedną, to znowu w drugą stronę. — Co to ma znaczyć? — zaniepokoił się Wasyl. — Dlaczego miotacz nie działa? I te gwałtowne ruchy… Ażurowy grzyb znów zamarł. Upłynęła dłuższa chwila. Nagle miotacz wykonał subtelny, płynny, niemal niewidoczny ruch i oślepiający błysk rozświetlił ekran. Przymrużyli oczy nie mogąc znieść kłującego blasku. Po dwóch sekundach — nowy błysk, ciemność i znów błysk. — Jednak zdążyli — rozległ się w ciszy spokojny głos astronoma. — Poniżej 3 000 km od CM–2 — zdziwił się Sokolski spoglądając na zegarek. Nastrój przygnębienia, wywołany ponurą sceną walki, ustąpił miejsca nowym uwagom i domysłom. Rozpoczęła się ożywiona dyskusja. Przede wszystkim odtworzono z taśm wszystkie sceny zaobserwowane i utrwalone przez radiopantoskop i „Łazika”. Ocena przyczyn niezwykłych wydarzeń była jednak dość rozbieżna. Wyłoniły się dwa poglądy. Pierwszy, reprezentowany przez Krawczyka, Sokolskiego i Ritę Croce, tłumaczył zajście jako epilog jakichś wewnętrznych porachunków między ludźmi zamieszkującymi Celestię, porachunków nie mających nic wspólnego z obecnością Astrobolidu. Faktem przemawiającym za tym był przestrach, jaki wywołało pojawienie się „Łazika”. Punktem wyjścia była hipoteza, że przerwa w pracy miotacza mogła wyniknąć z przypadkowego uszkodzenia. Opierając się na tym, że napastnicy kierowali swe ataki wyłącznie ku jednej osobie, nie zaś przeciw wszystkim przybyłym w pierwszej piątce ludziom, tłumaczono zajście, jako wykorzystanie okazji do załatwienia porachunków bez niczyjej ingerencji z zewnątrz. Słabą stroną tej hipotezy było, iż dwóch ludzi z pierwszej grupy zaopatrzonych było w broń, co wskazywałoby na to, że spodziewali się ataku. Z gruntu odmienny pogląd reprezentowało. Kora Heto, Kondratjew, Kalina i Suzy Brown. Uważali oni, że uszkodzenie miotacza nie było przypadkiem, lecz dokonane zostało przez grupę napastników dla jakichś określonych celów, prawdopodobnie związanych z obecnością Astroboflidu. Celem akcji byłoby więc niedopuszczenie do naprawy miotacza. Łatwo również dało się wytłumaczyć, czemu kierowała się ona przeciw jednej osobie, wobec zgodnej opinii Włada i Suzy, że był to z pewnością kierownik montażu. Hipoteza ta, znajdująca wielu zwolenników wśród innych uczonych biorących udział w dyskusji, miała niestety jeden punkty łatwy do podważenia. Znający dobrze konstrukcję miotacza Sokolski i Rabec oświadczyli z miejsca, że uszkodzenie głowicy byłoby niemożliwe z wewnątrz Celestii, zamachowcy zatem musieliby w chwili ustania sygnałów miotacza znajdować się na zewnątrz, a przecież Krawczyk włączył radiopantoskop natychmiast po otrzymaniu wiadomości od Rity. O tym, że obecność monterów na głowicy nie miała na celu tylko kontroli, świadczył zaobserwowany fakt, iż wymieniano jakieś przewody czy nawet części urządzeń sterujących. Niestety, nie można było ustalić, na czym polegała ta przypuszczalna naprawa. Dostęp do wnętrza głowicy był niewielki i monterzy zakrywali go swoim ciałem, narzędzia zaś i części zamienne trzymane były w specjalnej zamkniętej skrzynce. Filmy wraz z planami miotacza przekazano Tai Li–sen, która natychmiast przystąpiła do rozwiązania zagadki za pomocą mózgu krystalicznego, zwanego konkrytem. Działanie jego polegało na konfrontowaniu zarejestrowanych faktów z dotychczasowym stanem wiedzy i pomagało w szerokim zakresie ustalać przyczyny lub przewidywać skutki pewnych zjawisk. Po dwóch godzinach ożywionych dociekań, przerywanych kilkakrotnym domaganiem się przez Tai uzupełniających danych o przebiegu wydarzeń na zewnątrz — włącznie do indywidualnych domysłów obserwatorów — dyskusja powoli wygasała