... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Wolfgang czule usiłuje ją pocieszać, lecz bez skutku. Nannerl podziela zgryzotę matki, choć z innego po- wodu. Czuje się zepchnięta n? dalszy plan, ponieważ po raz pierwszy ma zostać wykluczona z koncertowej po- dróży; boli ją to bardzo. Bo chociaż wie od dawna, że przynależy tylko do „garnirunku", a wielką siłę przy- ciągania publiczności ma jedy"16 JGJ ^at, zbyt mocno weszła jej już w krew ambida urzekania publiczności swoją sztuką. Lecz cóż pomoże prawowanie się z losem, skoro matka i córka pozostać muszą w domu. a ojciec z synem ruszać w obce strony! Leopold Moz.irt wbił sobie przecie do głowy, że Italia to ziemia obiecana, gdzie spełniają się wszelkie tęsknoty artystów — ^Y wszelkie sprzeciwy na nic się nie zdadzą. Ma zresztą rację. Już wkrótce niemieccy poeci i ma- larze, gnani tą samą, namiętM tęsknotą, będą jechać lub wędrować przez Alpy tak, Jak od dłuższego czasu czynią to niemieccy kompozytowy- Istnieje jednak róż- nica między tymi i tamtymi: poetów i mistrzów palety 124 wabi krajobraz, oblicze starych miast, ich mury, bra- my, pałace i zamki, kościoły i świątynie, krzywe zaułki i malownicze place, wabi barwne a ruchliwe życie ludu, wreszcie też i mnóstwo wpółzwietrzałych ruin, wśród których podsłuchać pragną tajemnice wielkiej, histo- rycznej przeszłości. Muzyków natomiast urzeka potęga i różnorodność muzyki, która uroczystymi dźwiękami rozbrzmiewa pod wysokimi sklepieniami kościołów, peł- na świeckiej zmysłowości wypełnia teatry, serdeczną a prostą melodią płynie w serenadach i romancach. Tu bowiem rzeczywiście wieś i miasto, starzy i młodzi, wysokiego i niskiego stanu są do głębi przeniknięci śpiewem i muzyką, a pomiędzy kunsztowną muzykę in- strumentalną i prostą pieśń ludową żadna obcość się nie wkrada. Niewątpliwie, we Włoszech, wraz z odej- ściem wielkiej epoki renesansu, muzyka zajęła miejsce należne dotychczas sztukom plastycznym, w dziedzinie muzyki kościelnej dzięki Palestrinie; w dziedzinie świec- kiej zaś — dzięki Monteverdiemu, Scarlattiemu, Stra- delli, Pergolesemu — wkroczyła w nowe epokę sławy, która kraj ten uczyniła wysławianą ojczyzną pieśni i dźwięków, wspaniałą szkołą kompozytorów i muzy- ków. Cóż dziwnego, że tęsknota do owej krainy, ku której niejeden już przyszły mistrz muzyki niemieckiej odbywał pielgrzymkę, aby na miejscu zaczerpnąć z ka- stalijskiego źródła muzyki podnietę do dalszej swej twórczości, tak przepotężnie wabi obu Mozartów! VII Podczas gdy przy Getreidegasse 9 zalega cisza, a dwie niewiasty z arcysmutnymi minami snują się po poko- jach, Leopold i Wolfgang, ciepło opatuleni, jadą wiel- kimi saniami poprzez ośnieżony krajobraz na Południe. Życzliwość Fortuny towarzyszy tej podróży. Wszędzie, gdzie nasi podróżni zatrzymują się na dłuższy popas — 125 w Innsbrucku, Rovereto, Weronie, Mantui — biją ku Wolfgangowi fale uwielbienia, niezależnie od tego, czy produkuje się przy fortepianie, czy gra na organach, czy swobodnie fantazjuje na podsunięte mu tematy. Na cztery dni przed czternastymi urodzinami chłopca, 23 stycznia 1770, przybywają Mozartowie do Mediolanu i otrzymują obszerną, z trzech pokoi złożoną kwaterę w augustiańskim klasztorze di San Marco. I tutaj rów- nież znajdują serdecznego mecenasa w osobie general- nego gubernatora Lombardii, hrabiego Karola Józefa von Firmiana, urodzonego w południowym Tyrolu, któ- ry potrafi mile ułożyć im przeszło dwumiesięczny pobyt w lombardzkiej stolicy. Przede wszystkim znakomite przedstawienia teatralne ujawniają Wolfgangowi wyso- ki poziom włoskiej opery. Oprócz tego rozpoczynający się właśnie karnawał niesie mnóstwo rozrywek i zabaw, nacechowanych pełną temperamentu wesołością, a po- zostawiających wrażenie nieodpartego uroku. Wśród te- go napływają również zaproszenia na prywatne kon- certy w domach wytwornych arystokratów, cieszące się jak zwykle entuzjastycznym aplauzem. Lecz punkt kulminacyjny wszystkich imprez stanowi wielki koncert w pałacu hrabiego Firmiana, na który zaproszono około stu pięćdziesięciu osób z najlepszego towarzystwa, a który uświetnia obecność hrabiego Mo- deny ł jego małżonki. Wolfgang skomponował spiesznie na tę okazję trzy arie i recytatyw do tekstów Metastazja na małą orkiestrę; zwłaszcza aria Mźsero pergoletto, pełna wzniosłej, dramatycznej powagi, budzi ogromną sensację, także dzięki doskonałemu potraktowaniu głosu śpiewaczego. Za arię tę otrzymuje młodziutki kompozy- tor od pana domu prócz złotej tabakierki również dar w postaci dwudziestu dukatów. Nadto przynosi ona ko- rzyść większą jeszcze — mianowicie zaszczytne zlecenie napisania opery na najbliższy sezon zimowy. Zlecenie to wprawia chłopca w stan takiego upoje- nia, że wieczorem, gdy nadchodzi pora spoczynku, usnąć 126 nie może. Przed oczami migają mu nieustannie barwne obrazy — niewątpliwe wspomnienia przeżytych wrażeń operowych — a w uszach dżwięczą nieznane melodie, przekształcając się i zanikając. Północ dawno minęła, gdy chłopak zrywa się z posła- nia i w nocnym stroju, z płonącą świecą w ręku wchodzi do sąsiedniego pokoju, gdzie ojciec — o czym wyraźnie świadczy jego pełne zadowolenia pochrapywanie — za- pomina we śnie o trudach dnia. Na widok tej spokojnej twarzy Wolfgang uprzytamnia sobie, jak niestosowny był jego zamiar zakłócenia spokoju śpiącemu, i już chce cichcem powrócić na posłanie. Lecz Leopold Mozart, zbudzony blaskiem świecy, otwiera oczy, z przerażeniem dostrzega stojącego przed nim syna, wpół podnosi się na łóżku i pyta zatroskany: — Czyś chory? — Nie, ojcze, tylko zasnąć nie mogę. Ta nowa opera snuje mi się po głowie. Najchętniej ubrałbym się, siadł przy stole i zapisał wszystko, co akurat na myśl mi przychodzi. — Dziwny z ciebie chłopak! Czy sądzisz, że poważną operę można tak gładko i po prostu wytrząsnąć z ręka- wa, niczym lada serenadę albo menueta? Ładnie by to wyglądało! Wybijże sobie z głowy takie pomysły. Sta- jesz przed zadaniem, na które ja sam nigdy się nie odważyłem, a chcesz rozwiązać je niejako w mgnieniu oka. Wolfgang, przygnębiony, patrzy przed siebie