... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Trzeci Yssouf. Cholerny Kara! Inteligentnie pobieg³. Idê pogratulowaæ pomocnikom. Mój jest szczêœliwy, dumny z dobrze spe³nionego obowi¹zku. Chotard wrêcza mu wyznaczon¹ nagrodê, piêæset dinarów, co odpowiada po³owie jego pensji. Ahmed dostaje dwieœcie dinarów. *** Pogardliwym spojrzeniem mia¿d¿ê Capone'a i Indianina. Przeci¹gam przyjemnoœæ w czasie. - Chotard, zapisz, ¿e ci panowie s¹ mi winni tysi¹c franków. Strosz¹ siê. - Ka¿dy... Co za przyjemnoœæ widzieæ, jak miny im siê wyd³u¿aj¹. - Do potr¹cenia z pensji. Atmosfera uspokaja siê. Ludzie siê rozchodz¹. Radijah nadal siedzi, wygl¹da jak z obrazka na swoim fotelu ko³o mojego. W obieg idzie gruby skrêt. Kara jeszcze przez chwilê prze¿ywa euforiê zwyciêstwa. Samuel Grapowitz daje mu plakat przedstawiaj¹cy blondynkê z du¿ymi piersiami, który specjalnie zdj¹³ ze œcianki swojej kabiny. Kara œciska ¯yda na piersi. - Bamuel Pupitz! Ach! Bamuel Pupitz! Kilka minut póŸniej, podczas gdy rozmawiam z Amico, przybiega jeden z pomocników. - Szefie, Kara nie ¿yje. - Co takiego? - Podk³ad spad³ z ciê¿arówki, na g³owê. Pêdzê do ciê¿arówek. Kara le¿y na piasku, ko³o mana. Pozostali pomocnicy otaczaj¹ go w milczeniu. Kara. Podchodzê i klêkam ko³o tego ogromnego cia³a. K³adê rêkê. na piersi. Nic. Ten cholerny, kurewski, przeklêty konwój! Kara, mój kumpel. - Nie ¿yje. Wszyscy przygarbiaj¹ siê, zaskoczeni. Patrz¹ po sobie, patrz¹ na cia³o, patrz¹ na mnie. Kurwa, kurwa, kurwa! Dlaczego w³aœnie on, to niesprawiedliwe. Czujê siê pusty, zniszczony. Kara... Pudel, pielêgniarka klakkiak, nadbiega ze swoj¹ torb¹. Nie mam nawet si³y, ¿eby j¹ odepchn¹æ. - Daj spokój. Klêka z drugiej strony, mierzy têtno i podnosi g³owê. - On nie umar³. Niemo¿liwe! Nie umar³, to wspania³e, dzielna pielêgniarka, - Jesteœ pewna? - Tak, oddycha, ale jest w paskudnym, stanie. Trzeba siê nim zaj¹æ. Nie umar³, i to jest najwa¿niejsze. Uratujemy go, przysiêgam. Porusza siê. Pudel zaczyna ogl¹daæ mu g³owê, opart¹ o jej ramiê. Kara unosi rêkê i odpycha j¹ od siebie. Otworzy³ oczy. Teraz widzê, ¿e naprawdê z nim Ÿle. Jego spojrzenie jest nieobecne, oczy wywrócone. Robi wysi³ek. To szaleñstwo próbowaæ siê podnieœæ. - Nie ruszaj siê, Kara, zajmiemy siê tob¹. Unosi siê tylko troszkê, z trudem, i patrzy na mnie. Otwiera usta. Chce coœ powiedzieæ. Na k¹cikach warg pojawiaj¹ siê krwawe pêcherzyki. Patrzy na mnie intensywnie. Chce mówiæ ze mn¹. Przysuwam g³owê, przyk³adam ucho do jego ust. - Spokojnie, Kara. S³ucham ciê. Wszystko dobrze. - Szefie... Jego g³os dobiega gdzieœ z daleka, g³uchy, straszny. - S³ucham, Kara. Powiedz mi, co chcesz. S³ucham ciê, przysiêgam. - Niek...niek... Patrzy na mnie, patrzy na pielêgniarkê pochylon¹ nad ran¹. Jego oczy poszerzaj¹ siê jak pod wp³ywem paniki, i w nadludzkim wysi³ku udaje mu siê wydyszeæ: - Nie klakkiak, szefie. Przestraszy³a go ta kurwa. Nie mog³aby siê gdzieœ schowaæ? Ale robi dobr¹ robotê. Odsuwa wszystkich i opatruje go nie trac¹c g³owy. Jej ruchy s¹ dok³adne. B³yskawicznie zdjê³a mu z g³owy zawój i ods³oni³a ranê, g³êbokie krwawe rozciêcie. Ca³e szczêœcie, ¿e gruby turban z³agodzi³ uderzenie. Dezynfekuje skórê i owija g³owê ciasno banda¿em. Nic innego nie mo¿emy zrobiæ. O tym, czy zosta³a uszkodzona czaszka, dowiemy siê jutro. Na razie ka¿ê zanieœæ Karê do pokoju u Amica. Jeœli prze¿yje noc, bêdzie uratowany, jeœli nie, Insz'Allach. *** Dzisiaj Radijah i ja mamy noc poœlubn¹. Zamknêliœmy siê w pokoju u Amica. Jej ojciec przyprowadzi³ mi j¹, przygotowa³ herbatê na piecyku, po czym wyszed³. Jestem zdenerwowany jak uczniak. Radijah, nagle onieœmielona, zachowuje wielk¹ powagê. Od dawna przygotowywa³a siê do tego dnia. Choæ nie wie dok³adnie co, podœwiadomie wyczuwa, ¿e dzisiaj zasz³o coœ nowego. Jej pocz¹tkowe za¿enowane milczenie szybko ustêpuje na rzecz naturalnego rozszczebiotania. Radijah du¿o mówi, opowiada mi ró¿ne historyjki, stara siê mnie zachêciæ do mówienia. Ju¿ nie dziecko, jeszcze nie kobieta, dra¿ni mnie, próbuje czu³ych pieszczot. Powoli z dziewczynki wy³ania siê kobieta i jej zachowanie wyraŸnie zaczyna siê zmieniaæ. Ten moment wybieram, by wyci¹gn¹æ mój ostatni prezent, piêædziesiêciocentymetrow¹ lalkê, któr¹ trzyma³em schowan¹ pod ³ó¿kiem. Natychmiast jej oczy rozjaœniaj¹ siê