... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— To palto chroni mnie przed złem — powiedział poeta. Na twarzy Kadife zobaczył strach, więc dodał: — Poza tym zimno tutaj. Znajdowali się w niewielkim pomieszczeniu, które kiedyś służyło za podręczny składzik. Wąskie okno wychodziło na wewnętrzny dziedziniec, pośrodku stało nieduże łóżko, na którego krańcach nieśmiało przysiedli. Wszędzie czuć było charakterystyczny dla nie wietrzonych hotelowych pokoi zapach wilgotnego kurzu. Kadife położyła się na łóżku, usiłując przestawić termostat grzejnika. Był jednak zakręcony zbyt mocno, więc zrezygnowała. Widząc, że Ka wstaje, poirytowany, skrzywiła twarz w wymuszonym uśmiechu. Poeta pojął, że Kadife delektuje się jego obecnością tu, u jej boku, w tym dziwnym, odosobnionym pokoju. Owszem, on także po wielu latach samotności czuł przyjemność przebywania w towarzystwie pięknej kobiety, ale jej zadowolenie nie było tak samo niewinne. W oczach dziewczyny zobaczył coś natchnionego i niszczycielskiego zarazem. — Nie obawiaj się, poza biedaczyną z siatką pomarańczy nikt za tobą nie .chodzi.państwo tak naprawdę się ciebie nie boi, tylko chce cię trochę nastraszyć. A kto szedł za mną? — Zapomniałem spojrzeć — wyznał Ka ze wstydem. — Jak to? — Kadife rzuciła mu nienawistne spojrzenie. — Jesteś zakochany, okropnie zakochany! — powiedziała, ale szybko opanowała zdenerwowanie. — Przepraszam, wszyscy tu bardzo się boimy — wyznała. Jej twarz w jednej chwili przybrała zupełnie inny wyraz. — Spraw, by moja siostra była szczęśliwa. To bardzo dobry człowiek. 279 — Czy myślisz, że ona mnie kocha? — zapytał Ka stłumionym głosem. — Kocha, powinna kochać. Jesteś bardzo atrakcyjnym mężczyzną — odparła Kadife. I widząc, że Ka z trudem przyjął to wyznanie, dodała: — Jesteś przecież spod znaku Bliźniąt! Szybko wyjaśniła, dlaczego mężczyzna spod Bliźniąt doskonale pasuje do kobiety spod znaku Panny. Z jej wywodu wynikało, że traktująca wszystko poważnie Panna mogła być bardzo szczęśliwa, obcując z dwoistą, niefrasobliwą i powierzchowną naturą Bliźniąt, a nawet mogła wiele się od . nich nauczyć. • — Oboje zasługujecie na szczęśliwą miłość — zakoń- czyła pocieszającym tonem. — Czy rozmawiając z siostrą, odniosłaś wrażenie, że mogłaby wyjechać ze mną do Niemiec? — Uważa, że jesteś bardzo przystojny — odpowiedziała Kadife. — Ale ci nie wierzy. To musi trochę potrwać. Mężczyźni tak niecierpliwi jak ty nie myślą o tym, jak kochać kobietę, ale jak ją zdobyć. — Ona tak ci powiedziała? — zapytał Ka, unosząc brwi. — W tym mieście nie ma dla nas ani miejsca, ani czasu — dodał zdecydowanie. Kadife zerknęła na zegarek. — Najpierw chcę ci bardzo podziękować za przyjście tutaj. Chodzi o coś ogromnie ważnego. Granatowy pragnie znów się z tobą spotkać i dać ci nowe przesłanie. — Tym razem będą mnie śledzić i natychmiast go znajdą — powiedział poeta. — Wszystkich nas skatują. Tamto mieszkanie przeszukali. Policja miała tam podsłuch! — I Granatowy wiedział o nim — odparła Kadife. — Wtedy, przed przewrotem, wygłosił filozoficzne przesłanie dla ciebie i, za twoim pośrednictwem, dla całego Zachodu. Mó- 280 wił im, żeby nie wsadzali nosa w nie swoje sprawy, żeby zostawili w spokoju samobójczynie. Ale teraz wszystko się zmieniło. Dlatego Granatowy chce odwołać to, co mówił wcześniej. I, co najważniejsze, ma dla ciebie nowe przesłanie. Kadife długo naciskała, a Ka długo się wahał. — W tym mieście nie można niepostrzeżenie dotrzeć z jednego miejsca w drugie — powiedział w końcu. — Jest taka furmanka. Codziennie raz albo dwa razy podjeżdża od strony dziedzińca pod kuchenne drzwi i zostawia butle z gazem, wodę albo węgiel. Przykryta plandeką, żeby śnieg i deszcz nie padały do środka, rozwozi towary w różne miejsca. Woźnica jest zaufany. — Mam się schować pod plandeką jak złodziej? — Ja tak robiłam wiele razy — wyznała Kadife. — To wielka przyjemność jechać tak przez całe miasto, będąc nie zauważonym przez nikogo. Jeśli się z nim spotkasz, z całego serca pomogę ci z Ipek. Bo chcę, żeby została twoją żoną. — Dlaczego? — Każdy pragnie szczęścia dla własnej siostry. Ka wcale jej nie uwierzył. Wszystkie tureckie rodzeństwa, jakie znał, od urodzenia żywiły do siebie nienawiść, okazując sobie wyłącznie wymuszoną solidarność. Poza tym w każdym geście Kadife pobrzmiewała fałszywa nuta (lewa brew uniosła się bezwiednie, a półotwarte usta, wysunięte do przodu we w.zof owanym na tureckich filmach grymasie niewinności, wyglądały jak buzia gotowego do płaczu dziecka). Kiedy jednak Kadife, zerknąwszy na zegarek, stwierdziła, że do przyjazdu furmanki dzieli ich siedemnaście minut, i przyrzekła, że jeśli Ka zgodzi się na wyprawę u jej boku do kryjówki Granatowego, to opowie mu o wszystkich rozmowach z siostrą, w jednej chwili podjął decyzję. — Dobrze. Pojadę. Ale przede wszystkim powiedz, dlaczego tak bardzo mi ufasz. 281 — Podobno jesteś derwiszem, tak mówi Granatowy. On wierzy, że Bóg uczynił cię niewinnym, od dnia urodzin do śmierci. — Dobrze — powiedział Ka pospiesznie. — A czy Ipek wie o tej mojej właściwości? — A skąd miałaby wiedzieć? To opinia Granatowego. — Proszę, powiedz mi wszystko, co Ipek myśli na mój temat. — Właściwie już to zrobiłam — wyznała Kadife. Widząc rozczarowanie na twarzy Ka, zadumała się przez chwilę, albo udawała, że duma, Ka ze zdenerwowania nie potrafił tego . ocenić. — Uważa, że jesteś zabawny — dodała w końcu. — • Przecież przyjechałeś aż z Niemiec, masz pewnie mnóstwo do opowiedzenia! — Jak ją przekonać do wyjazdu? — Kobieta natychmiast — jeśli nie w pierwszej chwili, to po dziesięciu minutach — potrafi rozpoznać, kim jest mężczyzna, na którego patrzy. A przynajmniej rozpoznać, kim może być dla niej i czy sama będzie w stanie go pokochać. Dokładne zrozumienie tego wszystkiego musi trochę potrwać. Według mnie w tym czasie mężczyzna niewiele już może zdziałać. Opowiadaj jej o pięknych rzeczach i własnych marzeniach z nią związanych. Dlaczego ją kochasz, dlaczego chcesz się ożenić... Ka milczał. Kadife, widząc jego niewinne, niemal dziecinne spojrzenie utkwione w oknie, powiedziała, że na pewno będą szczęśliwi po przenosinach do Frankfurtu, a Ipek rozchmurzy się, kiedy tylko wyjedzie z Karsu, i że właśnie wyobraża ich sobie, rozradowanych, spacerujących po frankfurckich ulicach w drodze do kina