... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Dlaczego tak nagle zmienił decyzję? Nie, nie podoba mi się to. - Czy mam zadzwonić i odwołać? - Nie, w żadnym wypadku! Spotkam się z nim. Po prostu przedsięwezmę pewne środki ostrożności, to wszystko. - Posłuchaj -powiedziała. -Hilton, czy jak mu tam, zadzwonił i powiedział, że chce towar. Przyjechał, zapłacił gotówką i poszedł sobie. W porządku? - Dobra dziewczynka. Co do Flooda, bądź gotowa przyjąć go odpowiednio, tak na wszelki wypadek. Wiesz o co mi chodzi? - Chyba tak, Jack - odrzekła. - Chyba tak. - Spotkamy się przed zakładem pogrzebowym Harveya tuż przed wpół do dziesiątej rano. - powiedział Flood do Martina. - Wezmę Mordecaia, a ty będziesz udawał mojego księgowego. - A co ze mną? - zapytała Mary. - Zobaczymy. Brosnan wstał, podszedł do okna i przez chwilę patrzył na rzekę. 185 - Chciałbym wiedzieć, co ten sukinsyn teraz robi - powiedział. - Jutro, Martinie - rzekł Flood. - Cierpliwi zawsze dostają to, czego chcą. Dochodziła północ, kiedy Billy zaparkował na tyłach zakładu przy Whitechapel i znużony wszedł po schodach do mieszkania Myry. Słyszała, że przyjechał, otworzyła więc drzwi i czekała na niego. Światło przeświecało przez jej krótką koszulę nocną. - Cześć, słoneczko. Udało ci się? - przywitała chłopaka. - Cholernie zmarzłem - odpowiedział. Wpuściła go do środka, kazała usiąść i zaczęła rozsuwać zamek kurtki. - Dokąd pojechał? Billy sięgnął po butelkę brandy, nalał sporo do szklanki i wypił. - Godzina jazdy z Londynu. Straszne pustkowie. Opowiedział o drodze, którą przebył w ślad za Dillonem, i o farmie Cadge End. - Wspaniale, słoneczko. Teraz potrzebujesz gorącej kąpieli. Poszła do łazienki i odkręciła kurki. Kiedy wróciła do salonu, Billy spał na leżance z rozrzuconymi nogami. - Och, Boże -westchnęła. Przykryła go kocem, po czym wró ciła do łóżka. Makiejew zastukał do drzwi przy Alei Victora Hugo. Otworzył Rashid. - Ma pan dla nas jakieś wiadomości? Makiejew skinął głową. - Gdzie jest Michael? - Czeka na pana. Irakijczyk poprowadził go do salonu. Aroun stał przy kominku. Ubrany był w czarny smoking, ponieważ właśnie wrócił z opery. - O co chodzi? - zapytał. - Czy coś się stało? - Dzwonił Dillon z Anglii. Chce, żebyś rano poleciał do Saint-Denis. Mówił, że zjawi się tam po południu. Aroun zbladł. - Co on zamierza? Nalał Rosjaninowi koniaku. - Powiedział mi, że zamierza uderzyć w sztab wojenny, zbiera jący się przy Downing Street. 186 Zapadło milczenie. Na twarzy Arouna odmalowało się zdumienie. Pierwszy odezwał się Rashid. - Sztab wojenny? To niemożliwe. W jaki sposób chce to zro bić? - Nie mam pojęcia - odrzekł Makiejew. - Po prostu powtarzam wam, co mi powiedział. Sztab wojenny spotyka się o dziesiątej ra no. Wtedy wykona ruch. - Bóg jest wielki - powiedział Aroun. - Gdyby Dillon tego do konał, w środku wojny, przed ofensywą lądową, w całym arab skim świecie wywołałoby to niewiarygodny oddźwięk. - Tak przypuszczam. Aroun postąpił krok naprzód i złapał Makiejewa za klapę marynarki. - Dokona tego, Josefie? Dokona tego? - Wydaje się b"ć pewny siebie. - Makiejew uwolnił się z uści sku. - Powtarzam wam tylko jego słowa. Aroun odwrócił się i popatrzył w ogień, a potem odezwał się do Rashida: - Odlatujemy o dziewiątej. Citationem. Podróż zajmie nam nie więcej niż godzinę. - Rozkaz - odrzekł Rashid. - Zadzwoń do starego Alphonse'a w Chateau. Niech gdzieś wyjedzie. Może wziąć kilka dni wolnego. Nie chcę, żeby się tam kręcił. Rashid skinął głową i wyszedł do gabinetu. - Alphonse'a? - zdziwił się Makiejew. - To dozorca. O tej porze roku mieszka tam sam, dopóki nie każę mu zwołać służących z miejscowej wioski. - Chciałbym polecieć z wami, jeśli nie sprawiłoby to kłopotu. - Oczywiście, Josefie. - Aroun znowu nalał koniaku do kieli szków. - Niech Bóg mi wybaczy. Wiem, że piję za dużo, ale przy takiej okazji... - Uniósł kieliszek. - Za Dillona. Niech mu się po wiedzie. Kiedy Sean wszedł do stajni, minęła właśnie ósma. Fahy, siedząc na ławeczce, pracował nad jedną z butli tlenowych. - Jak idzie? - Świetnie - odparł Fahy. - Prawie gotowe. Ta i jeszcze jedna. Jaka jest pogoda? Dillon podszedł do drzwi. 187 - Śnieg przestał padać, ale w telewizji podali, że znowu zacz nie sypać