... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Bardzo mocno. Powstrzymałem się. — Nic ci nie jest? — spytałem. — Nie mogę narzekać — odpowiedziała takim głosem, jakby brakowało jej tchu. — Nie jest źle. A ty? Nic cię nie boli? — Moje ego — przyznałem. — Zawstydzasz mnie swoją supersiłą i wszystkim innym. — Podniosłem się, podałem jej rękę i pomogłem wstać. —1 jak tu facet ma dowieść swojej męskości? — Jesteś dużym chłopcem. Coś wymyślisz. Rozejrzałem się i skinąłem głową. — Myślę, że lepiej będzie, jeśli znikniemy z tej ulicy. I to szybko. — Czy uciekanie i chowanie się dowodzi męskości? Ruszyliśmy w kierunku mojego mieszkania. — Jeśli dzięki temu nie umieramy, to tak. Przytaknęła. — To praktyczne podejście, ale czy takie znowu męskie? — Zamknij się. — A, mam cię — powiedziała Susan. Po kilku zaledwie krokach poczułem zbliżające się zaklęcie. Zaczęło się mrowieniem karku, a moje oczy same z siebie rzuciły spojrzenie na dach budynku mieszkalnego, który akurat mijaliśmy. Zauważyłem, że dwie cegły odpadły od komina. Chwyciłem Susan za kołnierz i pociągnąłem za sobą w bok. Cegły roztrzaskały się o chodnik na kawałki i czerwony pył — o krok od stóp Susan. Susan zesztywniała i spojrzała w górę. — Co to było? — Klątwa entropii — mruknąłem. — Co takiego? Rozglądałem się, starając się wyczuć, skąd może nadejść następny przypływ magii. — Coś w rodzaju pechowego zaklęcia. Naprawdę bardzo pechowego. Często stosowane, kiedy chcesz się pozbyć kogoś, kto działa ci na nerwy. — Kto je rzuca? — Mam zgadywać? Wężowaty. Wydaje się, że ma tę zdolność, a poza tym miał trochę mojej krwi, żeby mnie namierzyć. Wyczułem kolejną porcję energii gromadzącą się po prawej, a mój wzrok powędrował ku liniom wysokiego napięcia biegnącym nad nami. — Cholera, biegiem. Puściliśmy się z Susan pędem. Usłyszałem, jak jeden z przewodów pęka i opada ze świstem. Dłuższy odcinek zerwanego kabla leciał na nas w chmurze niebiesko—białych iskier. Spadł na ziemię gdzieś za nami. Ubranie jeszcze mi nie wyschło po gościnie u Nicodemusa. Gdyby padało, zerwany przewód mógł mnie zabić. I tak poczułem wibrujące, obezwładniające mrowienie w nogach. O mało nie upadłem, ale udało mi się zrobić jeszcze kilka kroków. Kiedy byłem już daleko od miotającego się przewodu, odzyskałem sprawność w nogach. Znów poczułem wzbierającą magię, która przyniosła podmuch wiatru. Zanim zdołałem ją zlokalizować, Susan odciągnęła mnie za ramię. Upadłem na ziemię, słysząc głośny trzask. Na ziemię spadł konar grubości mojego uda. Spojrzawszy w górę, ujrzałem pas białej kory zwisający z pnia starego drzewa stojącego przy moim domu. Susan pomogła mi wstać i resztę drogi do moich drzwi przebyliśmy biegiem. Jednocześnie czułem, że szykuje się następny atak, jeszcze silniejszy od poprzedniego. Po omacku otworzyłem drzwi kluczem, przy wtórze grzmotu przetaczającego się przez niebo przed świtem, i znaleźliśmy się w środku. Nadal wyczuwałem wzbierającą klątwę, która starała się mnie dosięgnąć. Była bardzo silna, więc wcale nie miałem pewności, czy mój próg i standardowe zabezpieczenia zdołają ją powstrzymać. Zatrzasnąłem drzwi i zamknąłem je na klucz. W mieszkaniu zapadła ciemność. Sięgnąłem do koszyka przy drzwiach. Była tam bryła wosku wielkości mojej pięści. Wyjąłem ją i przylepiłem mocno w miejscu, w którym drzwi stykają się z framugą. Namacałem knot wystający z wosku, skupiłem się na nim, zebrałem swoją wolę i wymamrotałem: — Flickum bicus. Uwolniłem magię, a knot zapłonął nagle czystym, białym płomieniem. Dokładnie w tym samym momencie dwa tuziny białych i żółtych świec w całym mieszkaniu rozjarzyło się łagodnym blaskiem białego ognia. Kiedy to nastąpiło, poczułem nagłe zawirowanie własnej magii, przygotowanej od miesięcy, teraz obudzonej i ogarniającej moją siedzibę. Kią— twa znów zapulsowała gdzieś na zewnątrz, chcąc przebić się przez barierę, ale moja ochrona wytrzymała. Złośliwa energia rozbijała się o nią. — A widzisz, wężowaty — mruknąłem. Wreszcie mogłem odetchnąć. — Przytknij to sobie do łusek na tyłku i wypal. — Ta kwestia nie przejdzie w kinie akcji, bo pomieszałeś metafory —wydyszała Susan. — Wygląda na to, że nikt nie napisał roli Harry’ego Dresdena w kinie akcji — odciąłem się. — Masz go? —Zatrzasnąłem drzwi przed jego klątwą