... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Ale ważne jest, że nikt o nim nie zapomniał i że wszyscy interesowali się sprawą. Zboczeniec taki jak Rudolf niepokoi policję z wielu powodów, przede wszystkim dlatego, że wariat zdolny wydłubywać oczy umarłym może nagle postanowić wydłubywać oczy żywym, choć naturalnie nikt nie żyłby zbyt długo dostawszy się w łapy Rudolfa. Policjantów niepokoiły także brakujące części ciała - do czego ich potrzebował? Brandon twierdzi, że w biurze szeryfa okręgu Oxford krążyło krótko memorandum o następującej treści: "Może Rudolf Valentino to w rzeczywistości Hannibal Kanibal?" Szeryf kazał je zniszczyć, lecz nie dlatego, iż notatkę uznano za głupi dowcip, bał się po prostu, że cała sprawa przecieknie do prasy. Od czasu do czasu policja urządzała zasadzki na którymś z wiejskich cmentarzy. W zachodniej części stanu Maine jest ich bardzo wiele i domyślam się, że stało się to w końcu swego rodzaju hobby niektórych miejscowych policjantów. Uważali oni, że jeśli będą próbować dostatecznie długo, prędzej czy później złapią Rudolfa, i w istocie rzeczy ich przewidywania się sprawdziły. Na początku zeszłego tygodnia - mniej więcej dziesięć dni temu - Norris Ridgewick, szeryf okręgu Castle, i jeden z jego zastępców zaparkowali swój wóz w bramie opuszczonej stodoły nie opodal cmentarza Homeland. Stodoła znajdowała się przy polnej drodze biegnącej na tyłach cmentarza. Była już druga w nocy i policjanci zamierzali odjechać do domu, gdy zastępca szeryfa, John La Pointe, usłyszał warkot motoru. Policjanci dostrzegli furgonetkę dopiero, gdy zatrzymała się przed bramą cmentarza, bo padał śnieg i jechała bez świateł. Kierowca wysiadł i zaczął piłować kłódkę na bramie. La Pointe chciał go natychmiast aresztować, lecz szeryf powstrzymał go. "Ridgewick to zabawny gość - rzekł Brandon - ale zna wartość dowodów mogących mieć znaczenie na sali sądowej i wie, że najlepiej przyłapać sprawcę na gorącym uczynku. Nauczył się tego od Alana Pangborna, swojego poprzednika, czyli od największego autorytetu w tej dziedzinie. Furgonetka przejechała przez bramę, a po dziesięciu minutach Ridgewick i La Pointe ruszyli za nią z wyłączonymi światłami, posuwając się w ślimaczym tempie. Podążali śladami furgonetki, aż nabrali całkowitej pewności, dokąd zmierza - do krypty w zboczu wzgórza. Obaj pomyśleli o Rudolfie, ale żaden z nich nie wypowiedział tego na głos. Bali się, jak później stwierdził La Pointe, że przyniesie im to pecha. Ridgewick kazał zastępcy zatrzymać wóz patrolowy tuż za wzgórzem, w którym znajdowała się krypta - powiedział, że chce dać włamywaczowi czas na splecenie liny, na której zadynda. Jak się okazało, Rudolf splótł tak długą linę, że mógłby zadyndać nawet z księżyca. Kiedy Ridgewick i La Pointe wkroczyli w końcu do krypty z wyciągniętymi rewolwerami i zapalonymi latarkami, Raymond Andrew Joubert stał w otwartej trumnie, trzymając w prawej ręce siekierkę, w lewej zaś swojego ptaszka, i właśnie zamierzał przystąpić do akcji. Domyślam się, że Joubert piekielnie ich przeraził, gdy ujrzeli go po raz pierwszy w świetle latarek, i wcale mnie to nie dziwi - doskonale sobie wyobrażam, jakie wrażenie mógł zrobić taki potwór w krypcie cmentarnej o drugiej nad ranem. Przede wszystkim Joubert cierpi na akromegalię, chorobę wywołaną nadczynnością płata przysadki mózgowej i objawiającą się przerostem dłoni, stóp i twarzy, właśnie dlatego ma zniekształcone, wypukłe czoło i grube, mięsiste wargi. Ma również nieproporcjonalnie długie ramiona, które sięgają prawie do kolan. Odkąd rok temu wybuchł w Castle Rock wielki pożar - spłonęła wówczas duża część miasteczka - sprawców najcięższych przestępstw przewozi się do Chamberlain lub Norway, jednakże ani Ridgewick, ani La Pointe nie mieli ochoty jechać tam zaśnieżonymi drogami o trzeciej nad ranem, toteż zamknęli Jouberta w szopie, gdzie mieści się obecnie posterunek policji. - Twierdzili, że to z powodu późnej pory i ślizgawicy - powiedział Brandon - ale kryło się w tym chyba coś jeszcze. Ridgewick nie chciał przekazywać tego zboczeńca innym, nie przeprowadziwszy własnego śledztwa. Zresztą Joubert nie sprawiał kłopotów: siedział na tylnym siedzeniu wozu patrolowego niczym monstrum wzięte żywcem z opowieści grozy, wesoły jak skowronek, i nucił "Happy Together", stary przebój zespołu "Turtles"... Obaj przysięgają, że to prawda..