... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Spojrzał na Lavoya. - Dyskutowaliśmy tę sprawę podczas naszej pierwszej rozmowy. Teraz nadeszła pora na rozpoczęcie treningów. Codziennie kilka godzin musztry. Pogoda jest piękna i „Paragon” płynie właściwie bez naszej pomocy. Wykorzystajmy ten spokojny czas na naukę. Skup się na zgraniu załogi. Niektórzy z naszych ludzi nadal traktują byłych niewolników jak gorszych od siebie. To się musi zmienić. Niech nikt się nie wywyższa nad innych. Wszyscy są członkami jednej załogi i tyle. Pierwszy oficer pokiwał głową. - Przemieszam ich bardziej. Do tej pory pozwalałem każdemu wybierać partnera do pracy. Od dziś zacznę wyznaczać grupy robocze. Początkowo będą niezadowoleni. Może kilku trzeba będzie zdecydowanie wbić parę prawd do głowy. Brashen westchnął. - Czasami nie obywa się bez bata. Byle tylko nie pozabijali się podczas tego treningu. Lavoy posłał mu smutny śmiech. - Przekazałem ci, kapitanie, własne odczucia. Jeśli wolisz, wybiorę łagodniejszy sposób. Rozpocznę ćwiczenia z bronią. Na początek z drewnianymi mieczami. - Powiadom ich, że lepsi wojownicy dostaną lepszą broń. Może zachęcisz ich w ten sposób do nauki. - Nagle Brashen przeniósł uwagę na Amber. - Jeśli już mówimy o broni, mam do ciebie prośbę. Przygotuj uzbrojenie dla statku. Potrafisz wymyślić coś dla „Paragona”? Niech następnym razem sam się broni przed wężami. Może jakiś typ włóczni? Sądzisz, że mógłby się nauczyć walczyć z innym statkiem? - Przypuszczam, że tak. - Rzemieślniczka była szczerze zaskoczona. - W takim razie zajmij się tym. I zastanów się nad sposobem zamocowania tej włóczni, żeby mógł z niej w każdej chwili skorzystać. - Brashen obrzucił zebranych zatroskanym spojrzeniem. - Boję się, że im dalej wpłyniemy na pirackie wody, tym bardziej się zwiększą nasze kłopoty z bestiami. Następnym razem chciałbym być przygotowany. Amber popatrzyła na niego z dezaprobatą. - W takim razie omówmy z załogą temat węży morskich. Althea mi mówiła, że stworzenia te reagują zupełnie inaczej niż większość zwierząt. Ludziom trzeba powiedzieć, żeby ich nie prowokowali. Niech się bronią dopiero w razie ataku. Bestie nie uciekną przed byle dźgnięciem włócznią i spróbują rewanżu. Biorąc pod uwagę te szczegóły, kapitanie, nadal uważasz, że mądre jest uzbrajanie „Paragona”? Nie chodzi mi tylko o jego ślepotę. Miewa pomysły nie zawsze... rozsądne. Może zaatakować węża, który po prostu byłby ciekawy i dobrze ku nam usposobiony. Zgadzam się, że nasz galion powinien mieć broń, lecz nie taką, którą mógłby się posłużyć w każdym momencie. Węże dziwnie na niego działają. Z jego słów wnioskuję, że osobliwa reakcja jest prawdopodobnie obopólna. „Paragon” twierdzi, że zabite przez nas bestie podążały za nami wcześniej od wielu dni, usiłując nawiązać z nim rozmowę. Proponuję, byśmy w miarę możliwości unikali morskich węży. Kiedy je spotkamy, starajmy się ich nie drażnić. - Potrząsnęła głową. - Śmierć ostatniego potwora nastroiła nasz żywostatek bardzo źle. Prawie po nim płakał. Lavoy prychnął z pogardą. - Nie drażnić węży? I twierdzisz, że one przemawiają do „Paragona”? Mówisz jak wariatka. Jesteś równie szalona jak nasz statek! Węże to zwierzęta. Nie myślą ani nie planują. I nie doznają uczuć. Jeśli poranimy wiele z nich, a kilka zabijemy, wystraszą się i będą nas unikać. Jestem po stronie kapitana. Uzbrój statek. - Na widok jej lodowatego spojrzenia wzruszył ramionami. Podniósł głowę i rzucił wyzywająco: - Tylko głupcy uważają inaczej. Amber nie dała się sprowokować. - Niestety, uważam inaczej. - Posłała matowi zimny uśmieszek. - Nie pierwszy raz ktoś mnie wyzywa od głupców i prawdopodobnie nie po raz ostatni. A jednak coś jeszcze ci powiem. W mojej opinii ludzie odmawiają zwierzętom uczuć i myśli z jednego prostego powodu: ponieważ chcą uzasadnić wyrządzane im zło. Czują się winni i takim stwierdzeniem zagłuszają w sobie wyrzuty sumienia. Jeśli zaś chodzi o ciebie... chyba nie boisz się ich aż tak bardzo. Pierwszy oficer z oburzeniem potrząsnął głową. - Nie jestem tchórzem! A jeśli zabiję jakiegoś węża, nie miewam wyrzutów sumienia. Nie jestem jednakże tak nierozgarnięty, by się pchać tym stworom w paszcze. Nie zamierzam stać się ich kolacją. - Odwrócił się do Brashena. - Kapitanie, jeśli skończyliśmy, chciałbym wrócić na pokład. Załoga nie powinna wiedzieć, że się naradzamy. Marynarze mogą się zdenerwować. Brashen kiwnął mu głową, po czym wpisał coś do dziennika pokładowego. - Rozpocznij ćwiczenia z bronią. Na razie zwracaj uwagę na zręczność i natychmiastowe posłuszeństwo. Postaraj się nauczyć swoich ludzi, że mają działać tylko na rozkaz