... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Eksplozje zlewały się w jedno wycie. Działka zostały skonstruowane z myślą o niszczeniu celów powietrznych, rozwijających wielkie szybkości. Dlatego też, mimo niskiej oceny, jaką Foss wystawił komputerowi, maszyna potrafiła bez pudła namierzać wolno poruszające się obiekty naziemne. Strzelali rakietami zapalającymi, ale tylko jedna trzecia wybuchała. To nie miało znaczenia. Solidny metalowy płaszcz pocisku otwierał pancerz tahnijskiego czołgu jak pudełko sardynek. Sten usłyszał radosne okrzyki Tapii: - To działa! To działa!. Rozkazał załodze wrócić na stanowiska. Fort Sh’aarl’t funkcjonował naprawdę dobrze. Mahoney wydał Stenowi polecenie, aby otworzył ogień. Pierwsza fala nieprzyjacielskich czołgów przetaczała się przez wysunięte pozycje wojsk imperialnych. Jednocześnie, trzyosobowe zespoły gwardzistów uzbrojone w ręczne wyrzutnie przeciwpancerne wyszły z ukrycia. W ciągu kilku minut dokończyły dzieła zniszczenia. Na trzykilometrowym odcinku pomiędzy fortem a linią okopów, Sten znajdował mnóstwo celów. Lady Atago trzymała główne siły pancerne w odwodzie, by w odpowiednim czasie wzmocnić nimi decydujące uderzenie. Tahnijczycy wiedzieli, że nad polem bitwy całkowicie panują w powietrzu, toteż czołgi na drogach rokadowych stały ciasno jeden za drugim. Sten, a raczej Foss - a właściwie główny komputer fortu - naprowadził działka na te zatłoczone trasy. Cyfry na ekranie pokazały, że sześćdziesiąt maszyn zostało trafionych i zniszczonych. Przy następnych eksplozjach, po których na drogach pojawiały się kule ognia, komputer zawiadomił Fossa, że stracił rachubę. Zaświeciła się czerwona lampka - do akcji przystąpił Alex. Obsługiwał on działa przeciwpiechotne. Tahnijska piechota otrząsnęła się już z szoku wywołanego atakiem na tyły i nacierała na wzgórze. Ale dopóki wybuchały pociski, żaden żołnierz nie mógł dotrzeć na odległość skutecznego strzału. I nic, co wchodziło w skład uzbrojenia piechoty, nie zdołałoby przebić pancerza fortu - przynajmniej tyle obiecywały archaiczne instrukcje. - Wszystkie wieżyczki. Ogień dowolny. Wreszcie Tapia miała coś do roboty. Usiadła w kapsule dowodzenia działkiem. Stanowisko przypominało trochę rower bez pedałów z okapem nad rączkami kierownicy. Rączki, wspierane przez komputer, były podłączone do mechanizmu działa. Cztery czołgi wybuchły, zanim nacierająca kolumna zdążyła skryć się za budynkiem. Byli poza zasięgiem wzroku, ale nie poza zasięgiem strzału. Tapia nastawiła szybkość strzelania na maksimum i oddała długą serię. Podziurawiony gmach przewrócił się, miażdżąc stojące za nim czołgi. Tapia eksperymentowała. Jeśli nie zmieni taktyki, w forcie zabraknie wkrótce amunicji - wedle wskaźników, zapas nabojów stopniał do osiemdziesięciu procent. Uczyła się oszczędzać. Przełączyła szybkość strzelania na minimum (około siedmiuset pięćdziesięciu pocisków na minutę) i nacisnęła guzik spustowy. O jeden czołg mniej. To interesujące, pomyślała. Zauważyła sześć opancerzonych wozów bojowych wyjeżdżających na otwartą przestrzeń. Przeniosła na nie celownik. Niestety za późno. Pociski wypadające z innej wieżyczki zrobiły z nich złom. Tapia zaklęła i rozejrzała się po polu bitwy. Fort otaczały kadłuby płonących czołgów. Dym zbijał się w górze w jedną kolumnę. Tapia przestawiła celownik na podczerwień. Wkrótce znalazła coś ciekawego. Pojazd - i nie strzela. Bardzo dziwne. Oto sunął wóz dowodzenia, w którym siedział dowódca tahnijskiej brygady pancernej. Ponieważ w takiej maszynie była potrzebna przestrzeń na zamontowanie potężnej radiostacji, a konstruktorzy nie chcieli, żeby ktokolwiek rozpoznał pojazd mózgu brygady, działo główne zostało usunięte i zastąpione atrapą. Tapia roześmiała się, wycelowała starannie i... Fort zatrząsł się w posadach. Marynarzom zadzwoniło w uszach, mimo że nosili słuchawki ochronne. Sten, który czuwał na stanowisku dowodzenia, uderzył pięścią w czerwony guzik. Wszystkie wieżyczki schowały się pod ziemię. Tahnijska artyleria mogła teraz mierzyć do bezkształtnego szczytu wzgórza. System wentylacyjny zakończył wietrzenie fortu i zdążył już zgromadzić powietrze w zbiornikach zapasowych. Gdyby Atago użyła bomby atomowej albo broni chemicznej, Sten po prostu przestawiłby fort na korzystanie z własnych zapasów. Ale komandor wątpił, żeby do tego doszło - lady Atago potrzebowała tej strefy, aby przeprowadzić natarcie. - Stanowiska bojowe, proszę się meldować. - Wieżyczka A. Wszystko w porządku. - Wieżyczka C. Jesteśmy w doskonałym stanie. Huk tutaj jak w piekle, kapitanie - odezwała się Tapia. - Wieżyczka D. Podnieśli trochę kurzu. Ale nie narobili szkód. - Nie ma problemów, szefie - meldował Kilgour z wieżyczki przeciwpiechotnej. Sten zaczynał czuć szacunek do anonimowych budowniczych fortu. Rozjarzył się ekran. To nadawał Mahoney. Po ujawnieniu się fortu przeszedł na otwartą łączność