... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- No proszę, aż tyle? - Carl spojrzał w skórzastą twarz swo- jego nabywcy. - Skąd pan wie, że jestem wart aż tyle? Nic nie umiem. Nawet pan ze mną nie rozmawiał. Człowieczek przyjrzał się Carlowi nieufnie, a następnie przeniósł wzrok na Allina. - Czyżby on nic nie wiedział? - Zajmiesz miejsce syna pana Picwaha podczas loterii. - Allin przekazał Carlowi tę wieść z błogim uśmiechem na twarzy. - Bę- dziesz także jego służącym przez jedną dziesiątą cyklu. Po upły- wie tego okresu, o ile będziesz jeszcze żył, odzyskasz wolność. - Piękne dzięki. - W ramach umowy - dodał Allin - obiecałem twojemu pa- nu Picwahowi, że na wypadek gdybyś sprawiał mu jakiekolwiek kłopoty, osobiście obetnę ci uszy. - Na jego twarzy pojawił się wilczy uśmiech. - Oczywiście wiesz, że najchętniej oddałbym cię zotlom w zamian za uwięzionych Fouków. Na twoje szczęście ostatni więźniowie zostali zabrani do Galgul przed naszym przy- jazdem. Tak więc żegnaj, spadzie. I pamiętaj - pracuj ciężko. Picwah szarpnął za smycz przyczepioną do Carlowego nad- garstka. - Jazda, idziemy... mam mnóstwo spraw do załatwienia. - Zaczekajcie! - z wysokości galerii dobiegł głośny rozkaz, który zdołał przebić się przez monotonny gwar dobiegający ze wszystkich miejsc, gdzie odbywały się aukcje. Carl usłyszał ten głos i spojrzał w górę. Picwah nie zwrócił uwagi na tubalną komendę i ruszył dalej. Po chwili napięta smycz, którą ciągnął za sobą, gwałtownie szarpnęła go w tył i świeżo upieczony właściciel Carla wylądował na ziemi. 5 Innymi światy 66 - Już się zaczyna? - niemal ryknął na swój nowy nabytek, zrywając się na nogi i rzucając mu wściekłe spojrzenie. Carl kciukiem wskazał na zbliżające się ku nim postacie. Kobieta, którą wcześniej dostrzegł przy glonowych sadzaw- kach, pędziła przez wielką salę. Tuż za nią kroczyło dwóch po- tężnych Fouków odzianych w niebieskie szaty. - Maginka - zauważył Allin i skłonił się z należytym sza- cunkiem. Kiedy kobieta podeszła do Carla, owionął ich spowijający ją aromat marzanny. Szare oczy maginki, nakrapiane złocisto- czerwonymi plamkami, wpatrywały się w niego tak intensyw- nie, jakby jego twarz była lustrem. Carl przebiegł wzrokiem po jej włosach koloru dębowej kory i po kocich rysach twarzy. - Evoe - domyślił się, szepcząc tęsknie. Wyglądała na zaskoczoną. - Znam cię - wyszeptała w odpowiedzi. - Ale skąd? Strażnicy patrzyli na nią zaniepokojeni. - Skąd znasz jej imię? - zapytał Carla jeden z nich. - Jesteś emocjonalnie wyczerpana, pani - zwrócił się do kobiety drugi strażnik, - Chyba powinniśmy już iść. Kobieta dotknęła ramienia Carla i poczuł, jak opływa go fala energii. - Skąd się tutaj wziąłeś? - spytała. Carl uniósł w górę nadgarstek z przyczepioną smyczą. - Zostałem sprzedany - Skinął głową w kierunku Allina. - To on mnie sprzedał. Kobieta rzuciła Allinowi twarde spojrzenie. - Dlaczego go sprzedajesz? Wydaje się nader przydatny dla Fouków. Allin wytrzymał jej spojrzenie z niewzruszonym spokojem. - Został poddany wycenie przez magina, pani. - Wojownik otaksował wzrokiem potężne postury ochroniarzy maginki, a na- stępnie zwrócił się do niej z pytaniem: - Cóż wprawiło cię w ta- ki niepokój? Evoe nie odpowiedziała, zajęta wyszukiwaniem w postaci Carla wszystkiego, co wydawało jej się znajome. - Ostatni żyjący członek jej rodziny - ciotka ze strony mat- ki - był więźniem w Rhene - wyjaśnił jeden ze strażników. - 67 Przybyliśmy tu, by ją wykupić. Ale spóźniliśmy się, zabrano ją już do Galgul. Strażnikowi załamał się głos, kiedy wypowiadał ostatni wy- raz. Allin pokiwał głową ze współczuciem. - Rzeczywiście musisz być bardzo wstrząśnięta, pani - po- wiedział głośno do maginki, a następnie zwrócił się do strażni- ków: - Trzeba ją zabrać w jakieś miejsce, gdzie mogłaby ochło- nąć i przyjść do siebie. - Czy pójdziesz ze mną? - Evoe zapytała Carla. Gwałtowny przypływ uczucia sprawił, iż serce w nim zamar- ło. Pranieblan nie mylił się co do tej kobiety - była dla niego jak przebudzenie, sprawiała wrażenie postaci z jego snów. Nie była wcale olśniewająco piękna ani też porażająco zmysłowa. Ale kompletnie zauroczyły go jej oczy o zagubionym spojrzeniu i łotrzykowski uśmieszek ukazujący dwa rzędy malutkich, bia- łych ząbków. Cóż mógł powiedzieć? Jej wdzięk po prostu wpra- wił go w oszołomienie. Strażnicy chwycili magimkę za ramiona, lecz ona strząsnę- ła ich dłonie. - Czy pójdziesz ze mną? - spytała ponownie, tam razem z większym naciskiem. - Tak - odpowiedział Carl całym swym ciałem. - Pani! - warknął Allin. - Są świadkowie szoku, jakiego do- znałaś, i stanu, w jakim się obecnie znajdujesz. Niniejszym, zgodnie z prawem ludu Fouków i dla dobra tego ludu, unieważ- niam twoje prawo do podejmowania decyzji. Strażnicy schwycili ją mocno z dwóch stron. Kobieta wyrwa- ła się i okręciła, a następnie, mocno schwyciwszy się jednego ze strażników, by zapewnić sobie dobre oparcie, obaliła drugiego na ziemię. Zdradziecko z całej siły wbiła pierwszemu strażnikowi palce w oczy i po chwili była już wolna. Sięgnęła dłonią pomiędzy fałdy szat jednego z ochroniarzy, skąd wyszarpnęła pistolet. Allin ugiął lekko nogi w kolanach, gotując się do ataku, i wolno ruszył w jej stronę, nie zwracając uwagi na broń