... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Być może określenie "przewrót" nie było jednak przesadzone. Pierwszy przemawiał komisarz Ho, który przedstawił raport na temat turystów używających iluzoryny. Lek był legalny w Kanadzie, Meksyku, na prawie całych Karaibach i we wszystkich krajach Europy. Amerykańscy turyści wykorzystywali jedyny tydzień przysługującego im urlopu na wycieczki zagraniczne, specjalnie po to, by zażywać iluzorynę i jeśli nawet nie próbowali jej przeszmuglować - a przeważnie nie próbowali, ze względu na grożącą im natychmiastową i nieodwołalną karę długoletniego więzienia - to jednak przywozili ze sobą opowieści o wspaniałym i absolutnie nieszkodliwym specyfiku. - A konkretnie? - spytał generał. - Konkretnie - odezwał się rozparty w fotelu prokurator generalny Irwin - chodzi o to, że można powstrzymać import leku, ale nie można zmienić wrażeń, które ludzie przywożą ze sobą. - Nieważne, co robimy lub nie robimy na granicy - dodał Jerry Pike, chemik z Departamentu. - W całym kraju powstają laboratoria. Ten towar trudniej wyprodukować niż metamfetaminę, ale i popyt na niego jest większy. - Zablokowaliśmy sprzedaż metamfetaminy - powiedział Meech. - Zablokujemy i to. - Ale nie w ten sam sposób. Składniki potrzebne do wyprodukowania iluzoryny są cholernie popularne. Nie można ich wycofać z handlu. Znowu będzie jak z alkoholem. Meech zmarszczył brwi. Sto lat temu nie zdołano zakazać sprzedaży alkoholu, a i teraz nie szło im najlepiej. Spytał o zdanie dyrektorkę departamentu McAlester. Uśmiechnęła się z goryczą. - Przed nami kolejne trudne zadanie. - Dokładnie. Prokurator generalny westchnął głośno. - Generale, według mnie poświęci pan masę pieniędzy i dobrej woli w walce z nieszkodliwą substancją. - Nieszkodliwą? Tak jak alkohol? Albo tytoń? - Zakazano ich używania z określonych przyczyn - sprzeciwił się Irwin. - Były prawdziwym zagrożeniem zdrowia. Iluzoryna nie wyrządza nikomu fizycznej szkody. Tracimy dla niej tylko serce i rozum. - O to mi chodziło - wtrącił Ho. - Tracimy serce i rozum? - McAlester pokręciła głową. - Jeśli na to pozwolimy, dopuścimy do czegoś gorszego. Ten narkotyk otwiera drogę innym. Ludzie, którzy go będą używać, zechcą spróbować czegoś nowego. - Przecież działa tylko podczas snu. Nie przypomina innych narkotyków. Zesłanie konkretnego snu w czasie, kiedy i tak się śpi… Nie rozumiem, jak można się w ten sposób nabawić apetytu na marihuanę czy alkohol. Lek nie wpływa na wydajność w pracy ani… - Sankcjonuje słabość - przerwał generał Meech. - Czy to nie wystarczy? Czy nie jest to droga, na której nie powinniśmy znów stawiać naszego kraju? - Mniejsza o to, co powinniśmy. - Prokurator generalny skrzywił się. - Tego procesu nie można cofnąć. - Nie można - zgodził się Meech. McAlester, zdziwiona, chciała coś powiedzieć, ale uniósł dłoń. - Nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek całkowicie oczyścili nasze ulice z iluzoryny. Nie musimy. - Odwrócił się do chemika. - Znamy mechanizm jej działania, zgadza się? - W zasadzie tak. Stymulacja wybranych neurotransmiterów. Manipuluje się pewnymi połączeniami w śpiącym mózgu, ośrodkami odpowiedzialnymi za uczucie, powiedzmy, uniesienia. Wtedy ma się sen o lataniu. Jeśli się podrażni inne połączenie, wywołujemy sny o seksie. Istnieją różne kombinacje. Trzeba wielu prób i błędów, żeby otrzymać substancję wywołującą konkretny sen, a i tak można mówić jedynie o jego ogólnym rodzaju. Osobiste doświadczenie człowieka, który przyjmuje lek… Meech przerwał mu machnięciem ręki. - Tak, tak. Czy po iluzorynie można mieć koszmary? - Nie po tej, którą się obecnie produkuje. Kto by to kupił? Jednak każda drobna zmiana struktury leku powoduje stymulację innego ośrodku mózgu. Wiemy, że niektóre wersje wywoływały koszmary. - I właśnie o to pana poproszę. Proszę wyprodukować odmianę iluzoryny, po której będzie się miało koszmarne sny. Koszmarne, przerażające, odrażające, gorsze od śmierci sny. Potrafi pan? Pike wzruszył ramionami. - Powinno się udać. - Nie rozumiem... - Prokurator generalny miał głupią minę. Ale McAlester już się uśmiechała. - A ja tak. Generał Meech zawsze uważał jarzeniówki za niezdrowe, ale ten szpital nie używał innego oświetlenia. Było tanie i wydajne. W tym właśnie niezdrowym sinym świetle siedział na skraju leżanki przy łóżku syna i trzymał go za rękę, podczas gdy Aaron nieustannie zbierał drugą ręką robaki z kołdry - robaki, których tam nie było. Chłopiec strzepnął niewidzialnego insekta i nagle podniósł głowę. Wpatrzył się w pustą przestrzeń nad oknem. Wskazał palcem. Generał poszedł za jego wzrokiem. Chłopiec wskazywał coś z podnieceniem. Był chyba przestraszony. - Co? - spytał Meech. Aaron zmrużył oczy. Przez chwilę jakby się wahał. - Ptak. Nie było żadnego ptaka. Od drzwi rozległ się kobiecy głos: - W tym stadium to dość powszechne. Generał obejrzał się za siebie. Na progu stała pielęgniarka z notesem. Ciekawe, jak długo tam była. - Skubanie pościeli, halucynacje - dodała. - Na tym etapie często się im to zdarza. Jego organy nie neutralizują już toksyn, mózg jest niedotleniony… Tak, halucynacje. "Im". Często się "im" to zdarza. Chciał powiedzieć: to mój syn, Aaron