... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- A z błogosławieństwem Führera? - to był Solbreit. - Skończą się żarty. - Oczywiście! - tym razem był to Kuehenberg.- Trudno wyobrazić sobie, panie podpułkowniku, że ściągnięto nas tu z frontu, po to żeby nauczyć nas innych manier przy stole, o czym pan przed chwilą wspomniał. Gdyby tylko o to chodziło... Hansekamm machnął ręką i dalej palił swoje "Orienty." - Von Renneberg dawno powinien już być z powrotem. Wydaje mi się, że u Führera nie poszło tak gładko, jak się tego spodziewaliśmy. - Po prostu trudno jest wyjaśnić Führerowi, dlaczego jego oficerowie powinni przytrzymywać kiełbasę na chlebie palcami. Solbreit! Labitz spojrzał na niego karcącym wzrokiem. Solbreit wzniósł ramiona w geście przeproszenia i zaciągnął się papierosem, tonąc w kłębach trującego dymu. Ale Hansekamm był jak najdalszy od tego, żeby dać się sprowokować drobnymi impertynencjami. Roześmiał się serdecznie po czym spojrzał na zegarek. - Zechcą panowie przejść ze mną do sali wykładowej? Dziesięciu mężczyzn podniosło się jak na komendę. Sala wykładowa! To słowo wsprowadzało w błąd. Czego będą się uczyć, lub kogo nauczać? Co za gówno - może jednak konnej jazdy? Rolnika z Bałtyki będą uczyć jeździć konno? Z rozkazu Führera? Czy ten świat stanął na głowie? Sala wykładowa, przypominająca małą klasę szkolną, znajdowała się obok "pokoju stołowego". Dziesięć krzeseł w dwóch rzędach, na ścianie wielka mapa. Przed nią niewielki stolik i jeszcze jedno krzesło. Cała dziesiątka spojrzała na mapę. Nie zamienili ze sobą ani słowa, a wszystkim przemknęła przez głowę jedna i ta sama myśl. Podpułkownik Hansekamm wyminął mężczyzn i oparł się o wąski stolik. - Dobrze panowie zauważyli! To Moskwa i jej okolice. Proszę zająć miejsca, gdzie kto ma ochotę. Na temat tego co tu się będzie mówiło nie ma żadnych notatek i nie należy ich robić. Liczymy na panów nieprzeciętną inteligencję. - Dziękuję - oczywiście znowu Solbreit. Założył nogę na nogę. - Mój nauczyciel matematyki twierdził, że jestem kapuścianym głąbem! Hansekamm uśmiechnął się po ojcowsku. - Człowiek rozwija się całe życie, a nie tylko podczas nauki w szkole. Większość geniuszów źle się uczyła. - Czy na rozkaz Führera mamy stać się geniuszami? - zapytał Kuehenberg. - W pewnym sensie, panowie.- Hansekamm przyglądał im się chwilę w milczeniu poczem odwrócił się. Podszedł do wielkiej mapy "Moskwa i jej okolice". - Proszę wybaczyć - powiedział tonem, jakim zwraca się do klienta cukiernik, któremu nie udała się szarlotka - ale do czasu powrotu pana von Renneberga moim wyłącznym zadaniem jest wypełnić panom czas. Być może sprawa upadnie i panowie będą mogli wrócić do swoich jednostek. Jedyne co mogę panom powiedzieć, to że zostaliście wybrani do przeprowadzenia największego i zarazem najbardziej ryzykownego przedsięwzięcia tej wojny. Przedsięwzięcia, które według ludzkiej miary jest niemożliwe do wykonania. Dziesięciu oficerów - czyli wy panowie! - ma przyczynić się do rozstrzygnięcia tej wojny! - Czy nie brzmi to zbyt patetycznie? - zapytał major von Labitz. - Przyznaję, że jeśli nie zna się faktów, to istotnie ma pan rację. Całkowite izolowanie panów spowodowane jest tym, że najmniejsza wzmianka o waszym zadaniu mogłaby postawić całość pod znakiem zapytania! A przede wszyskim: ostateczne zwycięstwo! Kiedy pułkownik von Renneberg powróci z głównej kwatery Führera i wprowadzi panów w tajniki sprawy, stanie się dla was jasne, że jesteście dla Rzeszy więcej warci niż niejedna grupa armii. Dziesięciu mężczyzn milczało i z uwagą przyglądało sią mapie Moskwy i okolic. Składała się ze zmontowanych razem, maksymalnie powiększonych zdjęć lotniczych. Można było rozpoznać każdy dom, każdą stodołę, każdy strumyk, każdy mostek, ścieżkę w lesie i leśną polanę, każdą większą kałużę. Hansekamm zacierał ręce, jak dobry Pan Bóg, kiedy udało mu się stworzyć różę. - To tylko widok ogólny! Później zobaczą panowie powiększone zdjęcia detali. Jeszcze dokładniejsze! Jest tam pewne ładne ujęcie: pole żyta, a w nim leżąca i kopulująca para! Bardzo dokładnie to widać! Tak nisko odważyli się zejść nasi piloci rozpozania lotniczego, po to żeby dostarczyć panom ten materiał! Sympatia do Hansekamma jeszcze wzrosła. Leżą w polu i kopulują - pomyślał hrabia von Baldenow. Kiedy przyjdzie kolej na to zdjęcie, usłyszymy od Solbreita nie jedno. Pod warunkiem, że pan von Renneberg też posiada ten rodzaj humoru z cicha pęk. Hansekamm odchrząknął, usiadł za wąskim stolikiem i wyjął z kieszeni papierośnicę. - To byłoby narazie wszystko - powiedział. - Panowie uważają, że jestem niekompetentny, ale bez zielonego światła z "Wilczego Szańca" nie mogę powiedzieć nic więcej! Oczekuję propozycji panów na temat dalszego spędzienia czasu. - Można by pójść w Eberswalde do kina - zaproponował Radek. - Niemożliwe! Nikt nie może panów zobaczyć. - Po cywilnemu. - Panowie zostaną w Eberswalde natychmiast zauważeni! Hansekamm ssał swojego "Orienta. Nie cierpimy wprawdzie na szpiegomanię ale szpiegowska działalność wroga oraz sympatyzujących z nim podejrzanych elementów zmusza nas do daleko posuniętej ostrożności. Musicie się panowie pogodzić z tym, że już was nie ma... - To znaczy również żadnych listów do domu? - zapytał mały Dallburg. - Nie miłość boską, nie! Wykluczone! - Przed trzema dniami zostałem ojcem - powiedział spokojnie Labitz. - Wiemy o tym! Pułkownik von Renneberg zamierza porozmawiać z panem na ten temat. - Telefoniczna rozmowa z moją żoną nie może przecież zwabić żadnego szpiega. - Nie zgadzam się. - Hansekamm potrafił też być twardy i zdecydowany. Właśnie teraz miało to miejsce. - Kto przestał istnieć, nie może telefonować. A panowie właśnie przestali istnieć. Zostali panowie wycofani z frontu i zniknęli na zawsze