... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Mieliśmy - prawił - dobre miejsce i drogi do kupczenia, i zbyt na każdy towar, a teraz siedzimy jakoby na języku (już i zowią to miejsce Lisan: język) z wodą zewsząd i chyba z głodu pomrzemy, bo z kim będziemy kupczyć? Wspomogłem cię już, czym mogłem, czego chcesz więcej? - Ale że to dobry człowiek, wyniósł mi jeszcze dzban wina i pięcioro placków jęczmiennych. - Nie zwracaj więcej swojej drogi ku mnie - powiada - bo nikt was nie ogląda rad... ...Wróciłem do dziewcząt, które odchodziły od zmysłów z trwogi, bo zwierz jakiś chrobotał pono wedle jaskini. Wyjąłem placki i jedliśmy, i piliśmy wino, i upiliśmy się, bo byliśmy bardzo zziębnięci i głodni. Od wina zagrzały się kości nasze i położyliśmy się na mierzwie. Thamar legła obok mnie z prawej strony, Lilith z lewego boku. Całowały moje nogi, ręce, kładły się na mojej piersi i żaliły się, płacząc: - Cóżeś nam, ojcze, ach, cóżeś nam uczynił? Zamykałeś nas w domu, by nas nikt nie zapoznał, a teraz nie został żaden mężczyzna na ziemi, który by nas chciał wziąć do łoża swego... Bo przekleństwo bogów jest na nas, dla którego wygnano nas z miasta Segor i z każdego innego miasta wygnają... Co mamy teraz uczynić? Jak badyle jałowe poschniemy... - I gorzko płakały, aż wzruszyła się dusza moja. Pocieszałem je i tuliłem... Byliśmy bardzo nieszczęśliwi, stryju Ab_Rahamie... Wyzuci ze wszystkiego, wyklęci i z pamięcią tego ognia... Każdej nocy, com zasnął, to mi się śnił ogień... A gdym się z krzykiem przerażony budził, widziałem znów ogień, jakoby na jawie... Pocieszałem moje córki i... Byłem pijany, stryju Ab_Rahamie... - Co dalej? - zapytał Ab_Raham nie rozumiejąc. - Dlaczego od razu nie przyszedłeś z córkami do mnie, miast prosić o litość obcych ludzi? - NIe było w nas sił na tak daleką drogę i dziewczęta wstydziły się, że są nagie pod płaszczami pasterskimi... A potem, kiedy się okazało... Widząc, że Ab_Raham nadal nie pojmuje, zamilkł i po chwili wybuchnął z rozpaczą: - One są brzemienne... - Biada! - rzekł krótko Ab_Raham. Powstał z kamienia i jął chodzić kilka kroków tam i nazad, coraz szybciej. Lot, jak gdyby wyznanie sprawiło mu ulgę, oparł głowę na kolanach i trwał nieruchomo. - Biada! - powtórzył Ab_Raham. Kipiał w nim gniew tak gwałtowny, że wstrzymywał się z trudem, by nie chwycić bratanka w dłonie jak w kleszcze i nie zadusić na miejscu. Z wściekłością i wstrętem spoglądał na tego niedołęgę, tchórza, głupca, co całe życie ulegał złej niewieście, a na koniec córki, które kochał, których strzegł, sam najokropniej pohańbił! - Co mam z tobą uczynić?! - wrzasnął przystając. - Sądź mnie, stryju, według Prawa - odparł cicho Lot, nie podnosząc głowy. - Sądź mnie, ale oszczędź dziewczęta, albowiem nie są nic winne temu, co się stało... Ab_Raham bez słowa jął znów chodzić tam i nazad, pasując się nadal z gniewem. Przepełniała go pogarda. Sodomita! Jakie sobie gniazdo obrał, takim się sam stał... Przeklęty gród i przeklęty... - Urwał, opamiętał się. W złości omal nie przeklął własnej krwi. - Odejdź sprzed oczu moich, bo cię zabiję lub przeklnę! - zakrzyknął. - Uczyń tak, stryju. Na śmierć zasłużyłem, a przeklęty już jestem od dawna.. Dziad mój, Tare, umarł, nie pobłogosławiwszy mnie... Pokora winowajcy osłabiła nieco wściekłość Ab_Rahama. - Dlaczego przyszedłeś tutaj opowiadać o obrzydliwości swojej?... - Do kogo miałem pójść? Żywie Bóg twój, iż przyszedłem, byś mnie sprawiedliwie pokarał... Tyś mój goel, tyś mnie z niewoli wybawił... Do ciebie sąd nade mną należy... Ab_Raham podjął znów wędrówkę swoją tam i z powrotem. Ujawniona przez Lota hańba rodu była nieszczęściem, z którym nie mógł się pogodzić. Zbierała go chęć zawołać: Powiedz, żeś skłamał! Żeś tego nie zrobił! To znów pragnął zabić przestępcę, aby ślad po nim zaginął... Na koniec pomyślał, że gdyby Lot nie był zamieszkał w Sodomie, nie stałaby się ta rzecz... ...Gdyby Lot pozostał w plemieniu, żyłby dotychczas spokojnie, jak uczciwy człowiek... Kto winien najwięcej, że odszedł? Kto powiedział: Rozejdźmy się...? On, Ab_Raham, goel, stryj... Wiedział, mógł wiedzieć, że odprawiając bratanka, wydaje go na łup niepoczciwej, pożądliwej kobiety, wiedział, a jednak tak uczynił, byle uzyskać spokój... I ku zdumieniu Lota siedzącego nadal nieruchomo Ab_Raham zatrzymał się i wykrzyknął głośno: - Panie! Przebacz winie mojej! Po czym znów chodził. Milczeli obaj. Na koniec Ab_Raham zapytał nieco spokojniejszym głosem: - Coś uczynił później? Gdzieś poszedł z nałożnicami swoimi? - POszedłem z moimi biednymi dziećmi z powrotem nad brzegi jeziora, co było Leśną Doliną... I niech mi Bóg twój zło uczyni, i niech to przyczyni, jeśli kłamię, że płakaliśmy szczerze wszyscy troje, żałując, że nas synowie Faleja z ognia zratowali... - Po wtóre, synu Arana, wezwałeś Boga mojego..