... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Armia była dobrze zaopatrzona i mimo ataków tchórzliwych wojsk tajskich ofensywa przebiegała zgodnie z założeniami. Zrewidowanymi, naturalnie. Co za greeyaz... Przecież rozmawiał z planistami. Doskonale wiedzieli, że armia utknęła, że ciągle walczą z Birmańczykami na równinie Irawadi, ponieważ tajska taktyka uniemożliwia rozpoczęcie miażdżącego szturmu, który zepchnie siły Birmy w góry i otworzy armii indyjskiej drogę do Tajlandii. Założenia? Nic już nie pozostało z założeń. Achilles naprawdę mówił tak: Jesteśmy na Unii towarzyskiej. Dopilnujcie, by żadna notatka, żaden e-mail z tej sali nie pozwolił komukolwiek choćby podejrzewać, że nie wszystko idzie zgodnie z planem. Nie zmieniało to faktu, że wszyscy w planowaniu przeczuwali klęskę. Zaopatrzenie potężnej armii w ruchu było wystarczająco trudne wobec ograniczonych rezerw kraju. Zaopatrzenie, kiedy połowa transportów znikała w wyniku działań nieprzyjaciela, zużywało rezerwy szybciej, niż Indie potrafiły je odnawiać. Przy obecnym tempie produkcji i konsumpcji amunicja dla indyjskiej armii skończy się za siedem tygodni. Ale to bez znaczenia - jeśli nie nastąpi cud, zapasy nieodnawialnych paliw wystarczą tylko na cztery. Wszyscy wiedzieli, że gdyby realizowano plan Petry, Indie mogłyby prowadzić wojnę w nieskończoność, a ponoszone straty na pewno złamałyby już opór Birmy. Wojna toczyłaby się na gruncie Tajlandii, a wojska indyjskie nie wlokłyby się powoli, ze zbliżającym się nieuchronnie terminem wyczerpania zapasów. W sali planowania nie rozmawiali o tym, ale przy posiłkach ostrożnie i nie wprost próbowali dyskutować o sytuacji. Czy już za późno, żeby zmienić strategię? Właściwie nie, lecz wymagałoby to taktycznego wycofania głównych sił, czego nie da się ukryć przed ludźmi i mediami. W sensie politycznym byłaby to katastrofa. Ale kiedy zabraknie naboi i paliwa, katastrofa będzie jeszcze bardziej dotkliwa. - I tak musimy opracować plany wycofania wojsk - stwierdził Sayagi. - Jeżeli na polu walki nie zdarzy się cud, nie pojawi się jakiś genialny dowódca, do tej pory niewidoczny, nie nastąpią zaburzenia polityczne w Birmie albo Tajlandii, musimy wiedzieć, jak ewakuować naszych ludzi. - Nie dostaniemy chyba zgody na takie opracowanie - zauważył ktoś. Petra rzadko się odzywała podczas posiłków, mimo swego nowego zwyczaju, by siadać przy stoliku z tą czy inną grupą z planowania. Teraz jednak zaproponowała rozwiązanie. - Róbcie to w głowie. Zastanawiali się przez chwilę. - Dobry plan - uznał w końcu Sayagi. - Niekonfrontacyjny. Od tego czasu część dyskusji przy jedzeniu składała się z tajemniczych uwag kolejnych członków zespołu, dotyczących fragmentów planu ewakuacji. Następnym razem, kiedy Petra zabrała głos, nie miało to związku z planowaniem wojskowym jako takim. Ktoś żartobliwie zauważył, że chwila jest odpowiednia, by powrócił Bose. Petra znała historię Subhasa Chandry Bose, Netajiego wspieranej przez Japończyków antybrytyjskiej Indyjskiej Armii Narodowej podczas drugiej wojny światowej. Kiedy pod koniec wojny zginął w katastrofie lotniczej w drodze do Japonii, powstała legenda, że naprawdę wciąż żyje i kiedyś powróci, by poprowadzić swój naród do wolności. Przez wieki, które minęły od tego czasu, wspomnienie o powrocie Bose stało się jednocześnie żartem i poważnym komentarzem - sugestią, że obecny rząd jest równie nielegalny jak dawniej brytyjski radża. Od wspomnienia o Bose rozmowa skierowała się na Gandhiego. Ktoś zaczął mówić o "pokojowym oporze" - nie sugerując, oczywiście, że ktokolwiek w planowaniu rozważa coś podobnego. - Nie, to był bierny opór - odpowiedział ktoś inny. Wtedy odezwała się Petra. - To są Indie i znacie właściwe słowo. Satyagraha nie oznacza pokojowego ani biernego oporu. - Nie wszyscy tu znają hindi - przypomniał planista z plemienia Tamilów. - Ale wszyscy powinni słyszeć o Gandhim. Sayagi przyznał jej rację. - Satyagraha oznacza coś innego. To zgoda na osobiste cierpienie, jeśli jest konieczne, by zrobić to, co słuszne. - A jaka to różnica? - Czasami to, co słuszne, nie jest ani pokojowe, ani bierne - wyjaśniła Petra. - Najważniejsze, że nie próbuje się unikać konsekwencji. Znosi się to, co znieść trzeba. - To przypomina odwagę. Bardziej niż cokolwiek innego - zauważył Tamil. - Odwagę, by postępować słusznie - uzupełnił Sayagi. - Odwagę nawet wtedy, kiedy nie można wygrać. - A co z ostrożnością, która jest lepszą częścią odwagi? - To słowa tchórzliwej postaci z Szekspira - odparł ktoś inny. - Zresztą jedno drugiemu nie przeczy - stwierdził Sayagi. - Całkiem różne okoliczności. Jeśli istnieje szansa na późniejsze zwycięstwo, czasem warto się wycofać i zachować siły