... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
A wszystkim wam dał skrzydełka, byście latały po błękitnym niebie. Ptaki popatrzyły uważnie na swoje pióra i szeroko rozpostarły skrzydełka. Ale żaden nawet nie pisnął. Wróbelek, który trzymał w dziobku okruszynę chleba, upuścił swą zdobycz. Leżała teraz nie opodal bosych stóp świętego Franciszka. Święty podniósł okruszek i na dłoni podzielił go na wiele jeszcze mniejszych drobin. - Spójrzcie, moi braciszkowie - powiedział łagodnym głosem. - Dla każdego z was jest okruszek. Nie siejecie ani nie mielecie ziarna, nie pieczecie też chleba, a jednak Pan karmi was. Macie też w tym strumyku przejrzystą wodę do picia, w drzewach możecie się bawić, odpoczywać i spać. Czegóż wam jeszcze brakuje? Zawstydzone ptaki milczały. Święty Franciszek wyciągnął ku nim dłoń, na której leżały okruszki i powiedział: - Obiecajcie mi, że już nigdy nie będziecie się kłócić o jedzenie. Wróble, zięby, rudziki i szczygły spuściły głowy na znak, że już nigdy nie będą się kłócić ze sobą. - Teraz - ciągnął dalej święty Franciszek - chodźcie tu do mnie i zjedzcie te okruszyny. Wszystkie ptaki trzepocząc skrzydłami sfrunęły z gałęzi i zjadały okruszki prosto z dłoni świętego Franciszka. Gdy skończyły, Święty powiedział: - Teraz, drodzy braciszkowie, wracajcie na drzewa i śpiewajcie dalej. Ptaki posłusznie usiadły na gałęziach, rzędem jak uczniowie, i zaczęły śpiewać, każdy po swojemu, pochwałę Stwórcy. A święty Franciszek razem z bratem Maciejem ruszyli lasem w dalszą drogę, także śpiewem chwaląc Pana. Uszedłszy kawałek, Franciszek przystanął zamyślony i rzekł bratu Maciejowi: - Zupełnie o tym nie pomyślałem. Do tej pory głosiliśmy kazania jedynie ludziom, a to za mało. Musimy nauczyć wszystkie stworzenia Boże, jak mają chwalić Pana. - Masz rację, święty ojcze - odpowiedział brat Maciej. - Musimy głosić pokój wszystkim stworzeniom na ziemi. I od tego dnia, ilekroć święty Franciszek spotykał po drodze swych braci zwierzęta, czy to wiewiórki i lisy, czy ślimaki i zające, zatrzymywał się i prosił, by razem z nim chwaliły Pana. Miejsce dla brata osiołka Święty Franciszek wędrując po drogach i miasteczkach zatrzymywał się często wraz ze swymi towarzyszami nie opodal Asyżu w miejscowości zwanej Rivotorto. Mieszkali tam w opuszczonej przez wszystkich szopie, gdzie zawsze mogli się schronić przed burzą i zimnem. Odpoczywali tu po codziennych trudach. Często brakowało im nawet chleba i jedli tylko rzepę, o którą chodzili żebrać na asyżańskiej równinie. Szopa była tak mała, że zmęczeni bracia mogli odpoczywać jedynie siedząc na gołej ziemi. Święty Franciszek rozpalonym w ogniu żelazem wypalił na belkach szopy imiona braci, aby każdy mógł bez trudu znaleźć swoje miejsce, gdy będzie chciał modlić się lub odpocząć. Pewnego dnia, gdy wszyscy schronili się w szopie przed szalejącą burzą, która rozpętała się nad okolicą, święty Franciszek powiedział: - Jak litościwy jest Pan nasz, bracia! Gdy tyle stworzeń moknie na deszczu, my mamy przytulne schronienie i dach nad głową. Błogosławiony Jezus nie miał tak wspaniałego mieszkania. Nie miał nawet nory, jaką mają lisy, ani kamienia, na którym mógłby złożyć głowę. I mówiąc to, święty Franciszek płakał ze wzruszenia. Następnie ukląkł i zaczął się modlić, a wszyscy bracia poszli w jego ślady. Burza wokół nadal szalała. Nagle, między jednym i drugim grzmotem bracia usłyszeli stukot kopyt i żałosne porykiwania osiołka. Święty Franciszek podniósł się z kolan i otworzył drzwi szopy. Zobaczył moknącego na deszczu wieśniaka, który trzymał na sznurku osiołka. Wieśniak otarł rękawem mokrą twarz i zapytał: - W imię Boże, czy pozwolicie mi schronić się tutaj, dopóki burza nie ucichnie? - Wejdź, wejdź - zaprosił go Franciszek. - Ściśniemy się trochę i zrobimy ci miejsce. Ale co będzie z osiołkiem? - Och, może zostać na dworze - odpowiedział wieśniak - to przecież tylko zwierzę. Wtedy święty skarcił go surowym głosem: - Brat osiołek jest także stworzeniem Bożym. Jak możesz traktować z takim okrucieństwem zwierzę, które służy ci tak pokornie i wiernie? Wieśniak ze wstydu poczerwieniał na twarzy. Bracia ścisnęli się i zrobili dla niego miejsce, ale kiedy próbowali wpuścić do szopy także osiołka, okazało się to zupełnie niemożliwe. Święty Franciszek powiedział: - Musimy znaleźć schronienie także dla brata osła. Wyjdę na dwór, niech osiołek zajmie moje miejsce. Brat Sylwester założył kaptur na głowę i rzekł: - Ja też mogę postać na dworze, nie boję się deszczu. Brat Leon założył kaptur na głowę. - Ja też mogę wyjść na dwór, burza już cichnie