... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Zmarszczka zniknê³a. - Porcji by³o dwanaœcie, OK. Jedna zaprawiona tym czymœ. - Rozpuszczalnym barbituranem. - Niekiedy zastanawia³ siê, dlaczego siê tym przejmuje. - Zupa albo deser... - Crosby przejecha³ ostatni odcinek High Street w Constance Parva i zacz¹³ naprawdê nabieraæ szybkoœci. - Istnieje mo¿liwoœæ - kontynuowa³ ostro¿nie Sloan -¿e moglibyœmy pójœæ jeszcze dalej. Crosby zmieni³ bieg jad¹c pod górê. - Tak? 141 - Ogórki nie odznaczaj¹ siê silnym aromatem. - Moim zdaniem, nie nadaj¹ siê do jedzenia - powiedzia³ naiwnie konstabl. - ¯adnego smaku. W ogóle nic. - W³aœnie - powiedzia³ Sloan. - A wiêc? - A wiêc - powtórzy³ Crosby po d³u¿szym namyœle -bior¹c pod uwagê, ¿e jak powiedzia³ analityk, to coœ... - Rozpuszczalny barbituran - wycedzi³ Sloan przez zaciœniête zêby. - ...mia³o niedobry smak, dochodzimy do budyniu. - Dochodzimy do budyniu - potwierdzi³ Sloan. Koniec zabawy. Budyñ. Poszukiwana rzecz zosta³a znaleziona. - Musia³ mieæ bardzo nieprzyjemny smak, nawet bez ¿adnego rozpuszczalnego barbituranu. - Skrzywi³ siê. -Twaro¿ek z kwaœnej œmietany! Fu! - Powiedzmy - mrukn¹³ inspektor - ¿e zapach by³, jak siê to mówi, wyraŸny. - Wystarczy³aby mi jedna ³y¿eczka, zapewniam pana, szefie. - Zapomina pan, Crosby, ¿e tym ludziom tego wieczoru to prawdopodobnie smakowa³o, a gdyby im nawet nie smakowa³o, i tak by zjedli. - O Bo¿e! - I ¿e by³a jedna osoba, która by to zjad³a, nawet jeœli mia³oby j¹ to zabiæ - wyjaœnia³ Sloan - bez wzglêdu na smak. - Kto taki? - M¹¿ kobiety, która to przyrz¹dzi³a - powiedzia³ Sloan, mê¿czyzna œwiatowy i ¿onaty. - Naprawdê? - Jest pan kawalerem, Crosby, prawda? - Tak. Ale gdyby pani Pennyfeather... - Zatrucie - przerwa³ szybko Sloan. - W jaki wiêc sposób to zrobiono? Crosby prawie ¿e stan¹³ na bacznoœæ przy kierownicy. -Dodano coœ do tego cremet? 142 - Prawdopodobnie. Do którego? - Do tego przygniecionego - domyœli³ siê natychmiast konstabl. - Dlaczego do tego? - Bo nie mo¿na by³o dodaæ trucizny bez naruszenia go? - Nie - powiedzia³ Sloan. - Trucizna pewnie sp³ynê³a po wierzchu. Niech pan pamiêta, ¿e by³a rozpuszczalna. Przypuszczam, ¿e zosta³ przygnieciony z innego powodu. Crosby zwolni³, wjecha³ na g³ówn¹ drogê i natychmiast doda³ gazu. - No, dalej, Crosby. Niech pan siê sam domyœli. - Czy mo¿e - zacz¹³ z wahaniem - zosta³ przygnieciony, aby siê upewniæ, ¿e w³aœciwa osoba dostanie ten przyprawiony? - Tak s¹dzê. Chocia¿ - Sloan by³ skrupulatny - wi¹¿e siê z tym dla nas jedna du¿a trudnoœæ. - Kto by³ t¹ w³aœciw¹ osob¹? - spróbowa³ Crosby. - W³aœnie. W danej sytuacji ten, kto naruszy³ jeden budyñ, móg³, moim zdaniem, byæ pewien, ¿e weŸmie go albo gospodarz, albo gospodyni. Przyjmuj¹c, ¿e jeden z nich mia³... jest to, delikatnie mówi¹c, trochê niebezpieczne. - Chyba ¿e by³o wszystko jedno, które z nich to zje - Crosby bra³ wszystko dos³ownie. - To prawda - przytakn¹³ ³agodnie Sloan. - Dla prokuratora bêdziemy musieli mieæ wiêcej danych. No, i jest jeszcze coœ, co bêdziemy musieli ustaliæ... - Czy ta dwunasta porcja cremet zosta³a naruszona przed czy po postawieniu jej na kredensie? - skoñczy³ za niego Crosby. - Bardzo dobrze - pochwali³ Sloan, kiedy pochwa³a by³a zas³u¿ona. - Wyjrza³ przez szybê samochodu. - A moim zdaniem, jest tylko jedna droga, ¿eby siê tego dowiedzieæ. 143 Crosby jêkn¹³. - Chyba nie znowu Milly? Wszystko, tylko nie to. - Obowi¹zek wzywa, Crosby. - Uœmiechn¹³ siê. - Zreszt¹, jest pan m³odszy. Ma pan przed sob¹ d³u¿sze ¿ycie. - Wcale nie jestem tego taki pewny - zaprotestowa³ konstabl. - Jeœli jej bracia wst¹pi¹ na wojenn¹ œcie¿kê. A poza tym jest jeszcze jej mama. - Odwagi - usi³owa³ go pocieszyæ Sloan. - Niech pan pamiêta, ¿e istnieje Fundusz dla Wdów i Sierot po Policjantach na wypadek, gdyby siê panu coœ sta³o... - Ale nie jestem ¿onaty - jêkn¹³ Crosby. - Mówi³em ju¿. By³o ju¿ póŸno, kiedy Sloan i Crosby wrócili do komisariatu w Berebury. Nadinspektor Leeyes siedzia³ w swoim pokoju i bêbni³ palcami po biurku. - Coœ nowego siê wydarzy³o - warkn¹³. Sloan czeka³. - Jedna osoba z pañskiego przyjêcia... - zacz¹³ Leeyes. - Co siê z ni¹ sta³o? - przerwa³ Sloan. - Zaginê³a. Rozdzia³ XIV - Kto, nadinspektorze? Nadinspektor Leeyes zerkn¹³ na notatkê. - Osoba o nazwisku Marchmont. Marjorie Marchmont. - To ta gruba - wyjaœni³ Sloan. - Jest na naszej liœcie, ale przed po³udniem nie doszliœmy jeszcze do jej domu. - Szkoda - powiedzia³ nadinspektor. - Nie widziano jej od wczorajszego wieczoru. - A jej m¹¿? - Jej m¹¿ nie wróci³ wczoraj na noc. 144 Sloan nastawi³ uszu. - Przynajmniej tak mówi - doda³ znacz¹co Leeyes. - Mówi, ¿e wróci³ dziœ rano do pustego domu, nie zasta³ ¿ony i ¿adnego œladu, ¿e spêdzi³a w domu noc. - Po czym pozna³? - Butelki na mleko nie wystawione - recytowa³ Leeyes -³ó¿ko nieruszone, kot nienakarmiony. Sloan wybieg³ myœl¹ poza œciany biura nadinspektora. Jak to William Szekspir okreœli³ obowi¹zki ¿ony? "Jestem-¿e ja po³ow¹ twoj¹ pod pewnym tylko, marnym wzglêdem; na to jedynie, aby z tob¹ dzieliæ twój stó³ i twoje ³o¿e rozweselaæ, i lada kiedy przemówiæ do ciebie?"* Ktoœ -zdaje siê teœæ, to podobne do niego - zacytowa³ to na weselu Sloana i panie, jak sobie przypomina³, by³y zgorszone. - A gazety i ranna poczta nie zabrane do mieszkania -kontynuowa³ prozaicznie Leeyes. - Wszystko to razem oznacza nieobecnoœæ ¿ony, Sloan... Sloan, czy pan mnie s³ucha? - Tak, panie nadinspektorze. Naturalnie. Myœla³em tylko o mê¿u. Chudy, cherlawy ch³opina. - Crippen te¿ by³ taki - zauwa¿y³ ponuro Leeyes. - Gdzie by³ ostatniej nocy? - E... - wyjaœnia³ dalej Leeyes. - By³ na pu³kowym zebraniu i kolacji w Calleford. East Calleshire. Zawsze chodzi na te zebrania. - I zosta³ na noc? - Tak twierdzi. Mam wra¿enie - doda³ z zadowoleniem - ¿e to raczej sprawa Szczêœliwego Harry'ego. - Ma bzika z tym dmuchaniem w balonik. - By³ to nieszkodliwy bziczek. Wprost przeciwnie. - Nie chcia³em ryzykowaæ sprawdzania - powiedzia³ Leeyes. - Zebrania i kolacje pu³kowe to nie to samo, co Liga Bezalkoholowa, wie pan, Sloan. * W. Szekspir, ..Juliusz Cezar", akt II, scena l, przek³ad Józefa Paszkowskiego. 10 - Lekka ¿a³oba 145 Sloan wiedzia³. Ca³y Komisariat Policji w Berebury musia³ uwa¿aæ przez kilka dni ka¿dego roku, kiedy nadinspektor od nowa opowiada³ mocno gestykuluj¹c, jak siê docz³apa³ do brzegu pod Walcheren. Otworzy³ swój notes. - Czy Marchmont powiedzia³, gdzie nocowa³? - W Tabard przy Bear Street. - Konstabl Bargrave nie by³ jeszcze u nich w doiriu -wyjaœni³ Sloan Crosby'emu, kiedy wracali z powrotem do Constance Parva, najszybciej jak siê da³o. - Pamiêta³, ¿e pani Marchmont by³a jedn¹ z dwunastu osób na przyjêciu, wiêc pos³a³ po nas