... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Chciałem także podziękować pani za przyjęcie tego przydziału. Wiem, co pani poświęciła, i to, że zdobyła się pani na to, potwierdza jedynie wszystko, co o pani słyszałem. Jeżeli Vulcan może w jakiś sposób... pomóc pani w przygotowaniach, proszę dać mi znać. - Dziękuję, sir - powiedziała równie cicho, czerwona jak burak. - Na pewno to zrobię. I sięgnęła po wino, by ukryć zmieszanie. ROZDZIAŁ V Kuter z Honor na pokładzie wleciał przez olbrzymie drzwi ładunkowe prowadzące do ładowni HMS Wayfarer. Przez otwór w burcie zmieściłby się bez trudu niszczyciel, toteż kuter wyglądał niczym niezauważalna drobina na tle gwiaździstej przestrzeni. Sama ładownia miała równie olbrzymie rozmiary co drzwi, przez co praktycznie niknęły w niej przenośne reflektory używane przez ekipy stoczniowców kończących ostatnie modyfikacje. Zginęłyby zupełnie, gdyby w ładowni była atmosfera, ale jej brak powodował, iż światło nie rozpraszało się i ostro kontrastowało z idealnie czarnym wnętrzem. Kuter łagodnie znieruchomiał i Honor ostatni raz sprawdziła kontrolki skafandra Nimitza. Po trzech latach treecat czuł się w nim całkowicie swobodnie i używał go z wprawą graniczącą z rutyną, co naturalnie nie znaczyło, by ona mogła zaniedbać którąś z zasad bezpieczeństwa. Nimitz takie sprawdziany znosił cierpliwie, świadom, że pomyłka czy też przeoczenie miałyby fatalne konsekwencje. Skafander okazał się w pełni sprawny i hermetyczny, toteż Honor posadziła Nimitza na ramieniu i założyła hełm. Nim go uszczelniła, LaFollet czekał już przy drzwiach śluzy w pełni gotów do wyjścia w próżnię. - Jesteśmy gotowi - poinformowała mechanika pokładowego. - Aye, aye, ma'am - potwierdził, ale i tak sprawdził kontrolki jej skafandra, nim zameldował pilotowi: - Otwieramy śluzę, sir. - Rozumiem. - Głos pilota rozległ się w słuchawkach skafandrów. Mechanik wybrał rzadko używaną kombinację na klawiaturze śluzy, jako że przeważnie jednostka cumowała w rejonach posiadających atmosferę, i wewnętrzne drzwi otworzyły się. Śluza była niewielka - zmieściłyby się w niej dwie niezbyt masywne osoby, toteż LaFollet wszedł do niej sam. Teoretycznie Honor powinna jako pierwsza opuścić kuter, zgodnie ze zwyczajem i przepisami Królewskiej Marynarki, i w normalnych warunkach tak właśnie robiła. Ale czarna pustka ładowni stanowiła zbyt wielkie potencjalne zagrożenie, by tym razem LaFollet ustąpił w obliczu średnio rozsądnego w jego mniemaniu zwyczaju... Honor zaś stwierdziła, że nie ma powodu do protestów. Wewnętrzne drzwi zamknęły się, zewnętrzne otwarły i LaFollet wyszedł w pustkę trzydzieści metrów nad pokładem ładowni. Włączył silnik skafandra i opadł delikatnie na płyty pokładu, uaktywniając generatorki promieni ściągających w podeszwach butów. Stanął, rozejrzał się i powiedział: - Może pani wyjść, milady. Honor z Nimitzem w objęciach weszła do śluzy. Towarzyszył jej komandor Frank Schubert nadzorujący przebudowę frachtowca na krążownik pomocniczy. Honor wypuściła Nimitza, zanim włączyła napęd skafandra, i wylądowała prawie równocześnie z Schubertem obok LaFolleta. Treecat nie lubił kleistego oporu, jaki przy chodzeniu stawiały buty skafandra, więc zatrzymał się metr nad jej głową, sterując bez trudu dyszami manewrowymi dzięki sprzężeniu z mięśniami wymyślonemu przez Tankersleya. W słuchawkach rozległo się wyraźnie jego radosne bleeknięcie - zawsze lubił stan nieważkości i nigdy tego nie ukrywał. - Tylko mi się nie zgub, Stinker - przestrzegła na wszelki wypadek. - To naprawdę duża ładownia. Uspokoił ją empatycznie i łagodnie spłynął w dół, tak iż chwytnymi łapami mógł ująć pętlę na jej ramieniu, specjalnie tam przymocowaną, by miał się czego trzymać. Honor przełączyła lewe oko na noktowizor i rozejrzała się powoli. Podłogę i ściany pokrywał krzyżujący się system wąskich torów. Zadowolona z tego co widzi, skupiła uwagę na Schubercie - admirał Georgides twierdził, iż Schubert, mimo że posiadał stosunkowo niską rangę, jest jednym z najlepszych jego ludzi. Wszystko co dotąd zobaczyła, potwierdzało tę opinię o komandorze. - Witamy na pokładzie, milady - odezwał się głębokim głosem i szerokim gestem wskazał ogrom ładowni niczym król oprowadzający po swym królestwie. - Dziękuję - odparła uprzejmie. Powitanie nie było jedynie zwyczajową uprzejmością, gdyż do zakończenia przebudowy Wayfarer należał do stoczni, nie do Honor, czyli konkretnie był jednostką Schuberta, o ile wybebeszony kadłub z całkowicie wyłączonymi reaktorami można było traktować jako jednostkę latającą. A Honor była jedynie gościem na jego pokładzie. - Proszę za mną, milady - zaproponował i powoli zwiększył ciąg dysz manewrowych, oddalając się w głąb ładowni. Honor i LaFollet ruszyli za nim, przy czym LaFollet tak idealnie trzymał się nieco z boku i z tyłu, jakby pół życia spędził w próżni. Honor rozglądała się uważnie, słuchając równocześnie wyjaśnień Schuberta. - Jak pani widzi, jedyną rzeczą, której mamy naprawdę w nadmiarze, jest przestrzeń i projektujący przebudowę postanowili to wykorzystać. Zresztą głównym powodem opóźnienia, które mamy, jest skala i ilość modyfikacji zatwierdzonych po przyjęciu pierwotnego projektu. Kierowali się ku jednej z oaz światła i wzorem Schuberta z dużym wyprzedzeniem rozpoczęli łagodne wytracanie prędkości. Niewielkim łukiem dotarli do celu. Honor przełączyła lewe oko na normalne, dzienne widzenie i przyjrzała się ekipie stoczniowców w pancernych skafandrach. - To jeden z głównych torów, milady - wyjaśnił Schubert całkowicie już poważnym tonem. - Jest ich sześć rozmieszczonych równomiernie na wszystkich powierzchniach ładowni. Co dwieście metrów znajdują się krzyżówki. Dzięki temu w każdej salwie będzie pani w stanie odpalić sześć zasobników, a jeśli jakiś fragment torów zostanie zniszczony, można będzie dzięki najbliższej sprawnej krzyżówce przerzucić zasobnik na objazd, po czym wrócić na pierwotny kurs i wykorzystać jego wyrzutnię. - Rozumiem, komandorze - potwierdziła, przyglądając się stoczniowcom mocującym ostatni fragment szyny. Prawie gotowa była podziwiać prostotę i funkcjonalność pomysłu. Ponieważ admirał White Haven nie miał nic wspólnego tak z opracowaniem, jak i z realizacją projektu "Koń Trojański", mógł podać jej jedynie ogólne założenia zmian i modernizacji. Sama miała jednak dość czasu, by poszperać w bazie danych Vulcana, i to, co odkryła, a co potwierdzała inspekcja okrętu, zrobiło na niej duże wrażenie. Byłoby większe, gdyby autorką pomysłu nie była admirał Eskadry Czerwonej Sonja Hemphill