... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Kot zawarczał w ciemnościach, a Baku krzyknął przeraźliwie. Zwierzęta czuły, że ich pan stracił nad sobą panowanie. Ktoś chwycił go łagodnie, ale zdecydowanie za ramiona. Usiłował wyswobodzić się i zdał sobie sprawę, że zmęczone ciało nie jest posłuszne jego woli. Teraz ktoś przytknął mu do spieczonych ust kubek, z którego pociągnął łapczywie. - Słuchaj, chłopcze, nikt się tam nie pcha na oślep. Na szczytach są nasi zwiadowcy, ale nie wolno im schodzić w tę dolinę. Możesz nam powiedzieć, o co tu właściwie chodzi? Quade mówił spokojnie, sadowiąc Hosteena na podłodze. Potem namoczył ściereczkę w mlecznym płynie, który stał w niewielkim pojemniku, i chłodził nią twarz, szyję i pierś Hosteena. Aromat cieczy uspokajał i przywodził na myśl wieczory na ranczo. Storm był już zupełnie trzeźwy i spokojny. W kilku zdaniach przekazał im to, co wiedział, po czym przywołał Najara, by ten dodał swoją część opowieści. - Macie rację - stwierdził Kelson, gdy skończyli. - To Dean. - Niezrównoważony tech o inteligencji geniusza w składzie z maszynerią Zamkniętych Grot. Boże! To może wykończyć Arzor szybciej niż bomba Tri-X! - Wezwałeś Patrol? - zapytał Hosteen. - Oficjalnie nie. Pożyczyliśmy kilku ludzi. Może teraz - stanął z rękami na biodrach i twarzą czerwoną nie tylko od upału - Rada będzie miała więcej rozsądku. Ten teren powinien być dokładnie patrolowany już pięć... dziesięć lat temu! - Byłoby to naruszenie układów - przypomniał Quade. - Układy! Nikt nie mówi o ograniczaniu praw Norbisów... przynajmniej ja nie, bo niektórzy ze Szczytów mają inne zdanie. Nie, ja tylko chcę - zawsze o tym mówiłem - lokalnej straży złożonej z Norbisów i osadników. Trzeba to było zrobić na początku, a mogliśmy ustanowić ją w zeszłym roku, gdybyście wy, podatnicy, trochę przycisnęli władze. Taki oddział wyniuchałby tę bandę Xików, zanim jeszcze się zadekowała w swojej kryjówce, a teraz załatwiłby sprawę, nim się na dobre zaczęła. Mówisz, że ten Ukurti jest przeciwny podżeganiu Deana i że może pociągnąć za sobą wodza. Właśnie takich tubylców moglibyśmy wykorzystać. To nie jest łamanie traktatów. Ale nie, to by było za proste dla tych kanapowców z Galwadi! A teraz może być za późno. Jeżeli będziemy musieli wezwać Patrol, żeby poskromić Deana... Nie musiał kończyć. Wszyscy wiedzieli, co by to znaczyło. Utrata niepodległości, obca kontrola przez czas nieokreślony, koniec rozwoju tutejszej kultury, z którą wiązali takie nadzieje. - Ile mamy czasu? - spytał Hosteen. - A jak długo Dean będzie czekał ze swoją wyprawą? - warknął Kelson. - Jeśli nasi zwiadowcy doniosą o jakichś oddziałach opuszczających Błękitną, a my nie będziemy w mocy ich zatrzymać... - Moc - powtórzył cicho Hosteen. - Władza Deana opiera się na wierze tubylców w magię. Myślę, że Norbisowie z Błękitnej posiadają jakieś resztki dawnej wiedzy. Niektóre z maszyn nadal pracowały. W dolinie, gdzie leży wioska, klimat jest z pewnością kontrolowany. W małej dolince, gdzie ukrył się Najar - też. Być może, Norbisowie potrafią stosować jakieś urządzenia, nie rozumiejąc zasady, na jakiej one działają. Widzieliśmy na przykład miejscowego czarownika, który pokazywał jako sztuczkę coś, co na pewno nie pochodziło z Arzoru. Teraz zjawił się Dean, uruchomił nowe maszyny, nowe "czary" i został uznany za człowieka władającego magią, nietykalnego i posiadającego moc... - Więc trzeba go usunąć? - zastanawiał się Kelson. - W żadnym razie! - przerwał mu Quade, a Hosteen przytaknął milcząco. - Gdyby zniknął, byłby to jeszcze jeden dowód jego niezwykłości. A gdyby odkryto, że my za tym stoimy, byłoby to równoznaczne z wypowiedzeniem wojny. Usunąć go muszą jego wyznawcy. - Nie ma takiej możliwości - wybuchnął Kelson. - Stanowisko Ukurtiego może nam ułatwić sprawę - zauważył Quade. - Dean jest niezrównoważony. Trzeba go zaatakować tam, gdzie będzie czuł się bezpieczny... Hosteen drgnął. - We wnętrzu góry! - Tak. We wnętrzu góry. - To plątanina korytarzy. Znaleźć go, gdy on zna te międzywymiarowe przejścia... - Hosteen widział bezskuteczność takich poszukiwań, a jednak innej szansy nie było. Gdyby rzeczywiście udało się schwytać Deana i uwięzić w świętej górze, gdzie nie odważyliby się wejść jego norbiscy sprzymierzeńcy, mieliby czas, by wymyślić jak go przed nimi zdemaskować. - Najar - zwrócił się do rozbitka Quade. - Potrafisz odnaleźć halę maszyn? - Mogę spróbować. Ale, jak mówi Storm, to wielka góra, a może góry, i jest tam mnóstwo przejść. Łatwo się zgubić... - Możemy wyruszyć, jak tylko się ochłodzi - zaczął raźnie Kelson. - To my ruszamy. Ty zostaniesz tu i skontaktujesz się z pozostałymi - sprostował Quade. - Nie sprzeczaj się, Jon. Jesteś tu władzą i dlatego możesz rozmawiać z tymi spryciarzami od rakiet na nizinach. Jak myślisz, posłuchaliby mnie? Dla nich jestem jeszcze jednym poganiaczem frawnów. Najar, czy zgodzisz się nas poprowadzić? Rozbitek wpatrywał się w ziemię. Hosteen wiedział, co chciałby odpowiedzieć - że w końcu wyzwolił się z koszmaru, w którym żył od lądowania w Błękitnej. Teraz miał okazję dokończyć swą podróż, dotrzeć do domu. Ale był Ziemianinem i żaden dom na niego nie czekał. Czy to skłoniło go do decyzji? - W porządku. - Wytarł dłonie o łachmany, które służyły mu jako koszula. - Tylko nie obiecuję, że go znajdziemy. - To zrozumiałe. W każdym razie wyposażymy was. Kelson grzebał energicznie w paczkach zgromadzonych w głębi schronu. Były tam zapasy wystarczające do zaopatrzenia posterunku zwiadowców: broń, emitery, noże, ubrania i tabletki odżywcze. Hosteen przespał większą część dnia. Poza pierwszym pytaniem, Quade nie wspomniał o Loganie, ale myśl o nim towarzyszyła Stormowi cały czas, także w snach. O zmroku obudził się mokry od potu. Śnił mu się trójkątny plac w dolinie, tylko że we śnie Logan z niego zniknął, a on wiedział, że nie potrafi pójść za bratem. Teraz Hosteen nie mógł zrozumieć, dlaczego to zrobił, dlaczego nie zawołał Logana, nie kazał pójść za sobą, gdy rozpoczął dziwny marsz po spirali. Jak mógł zapomnieć o swym bracie? Nie potrafił znaleźć wytłumaczenia. Baku pozostał z Kelsonem. Miał utrzymywać łączność między górą a obozem. Orzeł nienawidził tuneli, zresztą jego umiejętności były tam całkiem bezużyteczne