... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
— Widzę, że ściągnęliśmy was z tłuściutkich żon i oderwaliśmy od kufelków! Obaj ryknęli śmiechem. — Kiedy Klein Boy i John Świnia wymienili twoje nazwisko, nie wahaliśmy się ani chwili — zapewnili go. — Jasne, jasne, przybyliście tu wyłącznie z poczucia lojalności wobec mnie i miłości, jaką do mnie żywicie... — odparł z jadowitym sarkazmem Lothar. — Tak jak sępy i szakale ciągną do padliny z miłości do zmarłego, a nie po to, żeby się nażreć. Znów zanieśli się od śmiechu. Jakże brakowało im tej chłosty jego języka. — John Świnia rzeczywiście wspomniał o jakimś złocie — przyznał 91 Bawół między jednym spazmem śmiechu a drugim. — A Klein Boy szepnął, że może znów będzie okazja trochę powalczyć. — To smutne — wykrztusił Giczoł — ale w moim wieku człowiek może zaspokajać swoje żony tylko raz albo dwa dziennie, a cieszyć się towarzystwem starych kumpli, walczyć i szabrować może na okrągło, dzień i noc! — Zarechotali rubasznie, poklepując się radośnie po ramionach. Przy wtórze salw śmiechu zostawili za sobą koryto strumienia i wspięli się do starej kryjówki. Była to nisza pod szerokim nawisem skalnym uczernionym sadzą z niezliczonych ognisk. Ścianę w głębi pokrywały rysunki w kolorze ochry wykonane przez małych, żółtych Buszmenów, którzy całe wieki korzystali z tej pieczary przed nimi. Sprzed wejścia do pieczary rozciągał się panoramiczny widok na migocące w dali równiny. Było praktycznie niemożliwe, by ktokolwiek zbliżył się do wzgórza niezauważony. Czterech przybyłych tu wcześniej mężczyzn napoczęło już żelazne zapasy ukryte w skalnej rozpadlinie znajdującej się niżej na zboczu wzgórza i zamaskowanej kilkoma głazami, które pokryto dodatkowo warstwą gliny z koryta strumienia. Zawartość schowka przetrwała te wszystkie lata w znacznie lepszym stanie niż Lothar przypuszczał. Rzecz jasna żywność była puszkowana, skrzynki z amunicją szczelnie zalutowane, a mauzery nasmarowane grubą warstwą żółtego smaru i owinięte w natłuszczony papier. Przechowały się w idealnym stanie. Suche pustynne powietrze znakomicie /akonserwowało nawet większość uprzęży i ubrań. Urządzili sobie ucztę z pieczonej konserwy wołowej i przyrumienionych okrętowych sucharów. Kiedyś nienawidzili tego pożywienia za jego monotonię, teraz jednak wydało im się pyszne. Przywoływało wspomnienie niezliczonych posiłków z tamtych desperackich czasów, którym upływ lat przydał niepowtarzalnego powabu. Potem przejrzeli uprząż, buty i ubrania, odrzucając to , co zniszczyły insekty, gryzonie i co wyschło na pergamin, a z nadających się do użycia części, natartych porządnie tłuszczem i ponownie solidnie przeszytych, skompletowali dla każdego pełny zestaw odzieży, uprzęży i broni. W trakcie tego zajęcia Lothar uświadomił sobie, że w różnych dzikich zakątkach kraju było kilkanaście takich kryjówek, a na północy, w tajnej bazie nadmorskiej, z której zaopatrywał w paliwo, amunicję i części zamienne niemieckie U-Boty, musiały nadal spoczywać zapasy wartości wielu tysięcy funtów. Aż do tej pory nigdy nie przyszło mu do głowy, żeby się do nich dobrać — jakoś zawsze traktował je jako patriotyczny depozyt. 92 Poczuł, że ta myśl zaczyna go korcić. „Może gdybym wynajął łódź w Zatoce Wielorybów i popłynął wzdłuż wybrzeża..." Wtem z zimnym dreszczem przypomniał sobie, że już nigdy nie ujrzy ani Zatoki Wielorybów, ani w ogóle całej tej krainy. Po tym, co zamierzali zrobić, nie będzie dla nich powrotu. .Zerwał się z ziemi i wielkimi krokami wypadł przed wejście do pieczary. Kiedy powiódł spojrzeniem po brunatnych, spalonych żarem równinach pocętkowanych kępami bożodajni, owładnęło nim przeczucie straszliwych nieszczęść i cierpień. „Czy ja w ogóle mogę być szczęśliwy gdzie indziej? — zastanawiał się. — Z dala od tej surowej i przepięknej krainy? — Czuł, że zaczyna chwiać się w swym postanowieniu. Obejrzał się przez ramię. Manfred przyglądał mu się z chmurną miną. Czy mogę podjąć taką decyzję za syna? — Wpatrywał się przez chwilę w chłopca. — Czy mogę go skazać na wieczną poniewierkę?" Z wysiłkiem odegnał od siebie te wątpliwości, otrząsając się z nich niczym koń z kąsających much, kiedy chmarą obsiada mu grzbiet, i przywołał Manfreda. Odprowadził go na bok, aż znaleźli się poza zasięgiem słuchu tych z pieczary, i wtedy opowiedział mu o wszystkim, co ich czekało, rozmawiając z nim jak równy z równym. — Okradzione nas z wszystkiego, czegośmy się dorobili, Manie. Może nie w oczach prawa, ale w oczach Boga i z punktu widzenia ludzkiej sprawiedliwości. Biblia pozwala nam szukać zadośćuczynienia za oszustwa i wyrządzone krzywdy: oko za oko, ząb za ząb. Ale widzisz, Manie, angielskie prawo uzna nas za przestępców. Przyjdzie nam uciekać, chować się i ukrywać, a oni będą na nas polować jak na dzikie zwierzęta. Jeśli przeżyjemy, będziemy to zawdzięczać wyłącznie swej własnej odwadze i pomysłowości. Manfred z podniecenia nie mógł ustać w miejscu, wpatrywał się w ojca oczami, w których płonął entuzjazm. To wszystko brzmiało niezwykle romantycznie i ekscytująco. Rozpierała go duma, że ojciec darzy go takim zaufaniem, że omawia z nim tak poważne sprawy jak z dorosłym. — Przeniesiemy się na północ. W Tanganice, Kenii i Niasie jest dobra ziemia na farmy. Wielu naszych już tam się przeniosło