... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Chłopcem będę wyłącznie w nocy, żeby ci nie robić wstydu. Nie denerwuj się tym, kochanie. — Dobrze, chłopcze. — Kłamałam mówiąc, że mogę się bez tego obejść. Tyle. że dzisiaj na przykład naszła mnie taka gwałtowna ochota. 50 Zamknął oczy i próbował o niczym nie myśleć, pocałowała go, poczuł to w sobie jeszcze głębiej, zalała go fala rozpaczy. — Teraz ty się zmień. Nie każ mi tego robić za siebie. Czy muszę ko- niecznie? No dobrze, zrobię to. Już jesteś odmieniony. Jesteś. Sam to zrobiłeś. Jesteś moją najdroższą, ukochaną Katarzyną. Moją cudowną, moją przepiękną Katarzyną. Moją dziewczyną, moją najmilszą dziewczyną. Och, dziękuję ci, dziewczyno, dziękuję... Leżała nieruchomo przez dłuższy czas, był pewny, że zasnęła. Potem odsunęła się od niego bardzo ostrożnie i unosząc lekko na łokciach powie- działa: — Jutro zamierzam zrobić sobie wspaniałą niespodziankę. Pójdę z rana do Prado i obejrzę obrazy jako chłopiec. — Poddaję się — westchnął David. Rozdział siódmy Wstał, kiedy jeszcze spała, wyszedł z hotelu i zachłysnął się czystym porannym, podgórskim powietrzem. Wspiął się stromą uliczką na Plaża Santa Ana, zjadł śniadanie w kawiarence i przeczytał gazety. Katarzyna zamierzała pójść do Prado na dziesiątą, bo o tej porze je otwierali, więc nastawiła budzik na dziewiątą. Przedtem, kiedy szedł po stromej ulicy, myślał o niej uśpionej, ze zmierzwionymi włosami, z głową jak wizerunek na starej monecie, na tle białego prześcieradła. Odsunęła poduszkę, cienka kołdra uwypuklała miękkie zarysy jej ciała. To trwa dopiero miesiąc, pomyślał, albo prawie. Pomiędzy Grau du Roi a Hendaye upłynęło dwa miesiące. Na pewno nie mniej, bo myśleć o tym zaczęła w Nimes. No tak, niecałe dwa miesiące. Małżeństwem jesteśmy od trzech miesięcy i dwóch tygodni i chyba na pewno robię wszystko, żeby była szczęśliwa, ale w tej sprawie nic dla nikogo zrobić nie można. Wystarczy, że się w tym bierze udział. Różnica polega tylko na tym. że .tym razem zapytała go o zgodę. Zapytała. Po zapłaceniu za śniadanie i przeczytaniu gazet wyszedł znów na ulicę, na której wzmagał się upał, podsycony zmianą wiatru, wszedł do banku. zanurzył się w jego chłodnej, sztywnej, smutnej atmosferze i poprosił o prze- kazane mu z Paryża listy. Otworzył je i czytał stojąc w długich ogonkach 51 do różnych okienek, by zrealizować czek wystawiony na madrycką filię jego paryskiego banku. Wsunął gruby plik banknotów do kieszeni marynarki, zapiął ją, znów wyszedł na rozświetloną jaskrawym słońcem ulicę i zatrzymał się przy kiosku, by nabyć angielskie i amerykańskie gazety, które przywiózł z samego rana popołudniowy ekspres. Kupił kilka magazynów poświę- conych walce byków, by owinąć w nie angielskojęzyczne gazety, i prze- mierzywszy Carrera San Geronimo wszedł do chłodnego Buffet Italianos. Nie było tam jeszcze żywej duszy i David przypomniał sobie, że przecież nie umówił się z Katarzyną. — Czym mogę panu służyć? — zapytał kelner. — Poproszę piwo. — Tu nie piwiarnia. — Nie macie piwa? — Mamy, ale tu nie piwiarnia. — A żeby cię — mruknął, zwinął swoje pisma, wyszedł, przekroczył jezdnię i ruszył przez Calle Vittoria do Cervezena AIvarez. Usiadł pod markizą w pasażu i wypił duży kufel piwa z beczki. Tamten kelner chciał po prostu trochę pogadać, uświadomił sobie nagle, no i mówił prawdę, to była restauracja, a nie piwiarnia. Nie był bezczelny, lecz po prostu gadatliwy. Nie powinienem reagować tak nie- sympatycznie, nie mam nic na swoją obronę. Paskudnie się odezwałem. Wypił jeszcze jedno piwo i przywołał kelnera. — Y la Senora? — zapytał kelner. — W Museo del Prado, właśnie po nią idę. — No to do zobaczenia. Powrócił do hotelu stromym, prowadzącym w dół skrótem. Klucz był w portierni, więc pojechał na górę do pokoju, położył gazety i pocztę na stoliku, a większość pieniędzy zamknął do walizki. Pokój był uprzątnięty, żaluzje opuszczone tak, by nie dopuszczały słońca, panował półmrok. Umył się, przejrzał jeszcze raz swoją pocztę, wybrał cztery listy i wsunął je do tylnej kieszeni spodni. Wziął ze sobą paryskie wydanie ..Herald Tribune", „Chicago Tribune", londyński „Daiły Maił" i zszedł na dół. Położył klucz na blat kontuaru i poprosił portiera, by zawiadomił Madame, kiedy powróci, że poszedł do baru. Usiadł na wysokim stołku, zamówił marismeno i jedząc pachnące czosnkiem oliwki z talerzyka, postawionego przed nim przez kelnera, otwo- rzył i przeczytał listy. W jednej z kopert znalazł dwa wycinki z miesięcz- ników literackich z recenzjami z jego powieści. Czytał je, jak gdyby nie dotyczyły ani jego osoby, ani czegoś, co kiedykolwiek napisał. 52 Wsunął je z powrotem do koperty. Były to inteligentne i dobre recenzje, ale nic dla niego nie znaczyły. List od wydawcy przeczytał z taką samą obojętnością. Książka sprzedaje się dobrze i wydawnictwo jest przekonane, że tak będzie co najmniej do jesieni, chociaż w tej materii nic nie da się przewidzieć. Na razie przyjęcie ze strony krytyki jest doskonałe i droga dla jego następnej książki utorowana