... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Objawiło mu się z magiczną mocą. — Życzycie Cefwynowi nieszczęścia? — A czy wymaga się od nas, byśmy mu życzyły pomyślności? — Nie. Nigdy bym o to nie prosił, podobnie jak on. Nie oferuję wam azylu, ale jeśli zasłużycie na ochronę, to obiecuję, że w tej komnacie nie spotka was żadna krzywda. - Z szarej przestrzeni wionęło chłodem, upływający czas przynosił przemianę. - Nie mogę zrobić nic więcej. — Jak to? I ciebie dotyczą jakieś ograniczenia? - W jej głosie zaznaczyła się kpina. - A może sam je sobie narzucasz? — Jeżeli tutaj lub gdziekolwiek zaczniesz robić komuś na złość, lady Orien, to ja ci się przeciwstawię. Jeżeli będziesz robić na złość Cefwynowi, nigdzie nie będziesz bezpieczna. — Jestem twoim więźniem? — Tak. — Żądałam od swego pana uwzględnienia przysługujących mi praw, potwierdzonych przysięgą, ale mi ich odmówiono. Cefwyn odesłał nas w środku nocy zwykłą chłopską furmanką, niczym flaki wywożone z kuchni! To miała być sprawiedliwość? Bodajby nas zabił! — Kierowała nim litość - rzekł Tristen z przekonaniem. - Mówił, że wiele ryzykuje. — Jak długo potrwa ten areszt? - wrzasnęła Orien w oburzeniu. - Mamy tu zostać na zawsze? — Dopóki nie przestaniecie przeciwstawiać się Cefwynowi. Nie mogę na to pozwalać. A wiem, że się przeciwstawiacie. Rozmowa przybierała obrót niekorzystny dla bliźniaczek. Oczy Tarien wezbrały łzami. - Nigdy już nie wyjdziemy z tej komnaty? Nie wolno nam spacerować po salach? Ulitowałby się może nad nimi, gdyby nie strach przed ściągnięciem na wszystkich poważnego niebezpieczeństwa. I jemu dokuczyły w życiu zamknięte drzwi i milczące straże. - Najpierw wyzbądźcie się złośliwości. Zastanówcie się i zmieńcie swoje nastawienie, jeśli to możliwe. Miejcie lepsze zamiary. Nastąpiła chwila ciszy, podczas której lady Orien z falującą piersią przeszywała go wzrokiem pełnym zaciętości. Raptem pochyliła głowę i splotła z drżeniem dłonie - udawała zgodę, lecz on jej nie dowierzał. - Nie mamy wyboru - rzekła posępnie Tarien. - Musimy się zmienić. W Orien wzbierał gniew, zdawał się wypełniać całe pomieszczenie. Tarien wszakże podjęła: — Dobry panie, powiedziano nam w klasztorze, żeś objął rządy w Henas’amef, inaczej nie śmiałybyśmy tu wracać. Żaden z przyjaciół Marhanena nie okazał nam tyle życzliwości. Nie spodziewam się po nim niczego dobrego, lecz ty nigdy byś nas nie skrzywdził. — Cefwyn wcale was nie skrzywdził - odparował. - To wy próbowałyście go zabić. — Przeciągnąć na swoją stronę - sprostowała Tarien, ale on wziął jej słowa za kłamstwo. Tarien prawdopodobnie uświadomiła sobie, że nie zdołała go przekonać, ponieważ szara przestrzeń wzburzyła się i pociemniała. — Jest tu z tobą Emuin, mam rację? - zapytała Orien. - Słyszałam go wyraźnie. — Jest na zamku. — Bezduszny Emuin. Stary hipokryta. — On też się o was bardzo źle wyraża. Polegam na jego opiniach. Ta uwaga musiała ugodzić Orien do żywego. Nozdrza jej nabrzmiały, lecz nie podniosła wzroku. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że maleje, przybiera błagalną pozę. - Po cóż mamy się kłócić? Nigdy nie chowałam do ciebie urazy, naprawdę. Los sprawił, że podobnie jak my wpadłeś w sidła Marhanena, lecz ty masz o wiele większe prawo tu rządzić. Nie powinnam ci wymyślać. Poczuł przy tych słowach delikatne tchnienie czarów. Zastanawiał się, do czego Orien zmierza. Gdy kiwnięciem ręki odegnał pochlebstwa i zniszczył w zarodku zaklęcie, dama wzdrygnęła się ze strachu. Jej siostra również. - Przestańcie - rzekł do bliźniaczek. - Nie napierajcie na mury. Grozi wam zguba, a tutaj jesteście bezpieczniejsze niż gdzie indziej. Po prostu się z tym pogódźcie. — Pogodzić się z tym, dobre sobie! - prychnęła Orien. — Radzę wam, przyjmijcie moją gościnę. — Nie potrzebuję niczego od ciebie ani od tego zgrzybiałego czarnoksiężyny! — Ależ potrzebujesz - zaprzeczył. - Potrzebujesz, i to bardzo. - Orien obróciła się do niego bokiem, lecz nadal próbował się z nią spotkać, zarówno w Świecie, jak i w szarej przestrzeni. - Nie tylko otworzyłaś okno i zapory, pani, ale też uległaś wraz z siostrą podszeptom Hasufina. Sądziłaś, że tym sposobem przejmiesz tutaj władzę i pozbędziesz się Cefwyna, lecz Hasufin pragnął jedynie dostać się w obręb zapór. — I dokonać rozrachunku z Marhanenami! — Lady Orien, prawda jest taka, że gdybyś zginęła, ty lub ktokolwiek inny, Hasufin nie przejąłby się tym ani trochę. Byłoby mu to obojętne wtedy i teraz, o ile coś z niego pozostało. Jeśli czarna magia przedrze się przez zapory, nie odda ci tego, co do ciebie dawniej należało. Prędzej Cefwyn, lecz Hasufin nigdy, w żadnych okolicznościach. Zapewne nie wiesz, kim on był, jeśli jesteś innego zdania. Jego słowa budziły w niej gniew, tym niemniej skłonna była je przemyśleć. Być może już je przemyślała. Z pewnością nie brakowało jej czasu do rozmyślań w terantyńskim klasztorze w Guelessa-rze, gdzie mogła jedynie pomarzyć o wykwintnych strojach, służbie, książkach i o tym, że ktoś będzie starał się jej przypodobać. A ponieważ wahała się, czy odpowiedzieć, Tristen drążył temat, zadając dręczące go od dawna pytanie: - Próbowałaś zabić Emuina? - W końcu lata ktoś zaatakował czarodzieja, znaleziono go w kałuży krwi. Za głównego podejrzanego Tristen uważał Orien Aswydd, która miała pod rozkazami wielu oddanych ludzi w Henas’amef. - Nie mam racji? Nie odpowiedziała, lecz odniósł wrażenie, że prawda leży gdzieś bardzo blisko. Sprawczynią tamtego zła była Orien lub osoba związana z nią przysięgą