... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Więc nie usłyszysz go, dopóki nie urwie ci nosa i nie spyta, czy chcesz chusteczkę! — Jeśli ma zamiar tak oszukiwać... — Oszukiwać?! A czemuż by nie?! — zawołał Harry, chociaż dwie minuty temu twierdził, że Tiktak dotrzyma obietnicy i będzie grał fair. — Nie mówimy o matce Teresie z Kalkuty! —. ...w takim razie nie ma znaczenia, czy skończymy tu robotę, czy zaczniemy uciekać. I tak nas dopadnie. W stacyjce wozu siwowłosego mężczyzny tkwiły kluczyki. Connie wyjęła je i otworzyła bagażnik. Pokrywa nie odskoczyła. Musiała ją unieść, jakby otwierała wieko trumny. — Taka pedanteria świadczy o ukrytych kompleksach — prowokował ją Harry. — Tak? To co powiesz o sobie? Zrezygnował. Chwycił bandziora pod pachy. Connie pomogła umieścić go w bagażniku. Był jakby cięższy, niż należało oczekiwać. Connie próbowała zatrzasnąć pokrywę, ale nie udało jej się to od jednego zamachu. Musiała przygnieść klapę obiema rękami, żeby zamek zaskoczył. Kiedy czas ruszy z miejsca, przestępca odkryje, że jest uwięziony w bagażniku, nie wiedząc zupełnie, jak się tam znalazł. W mgnieniu oka z napastnika stanie się więźniem. — Chyba już rozumiem, jak trzykrotnie wylądowałem na krześle w kuchni Ordegarda, mierząc do siebie z własnego rewolweru. — Tiktak przenosił cię z prawdziwego czasu do tego wymiaru i sadzał z powrotem. — Mhm. Jak dziecko płatające głupie psikusy. Connie pomyślała, że w taki właśnie sposób węże i pająki dostały się do kuchni Estefana. Podczas podobnej pauzy Tiktak zebrał je w sklepach zoologicznych, laboratoriach, a nawet gdzieś na pustyni i pochował w szafkach. Potem spowodował, że czas znów ruszył naprzód — przynajmniej dla Ricky'ego — i przeraził biedaka nagłą plagą. 240 Stanęła na środku parkingu i wsłuchała się w nienaturalną ciszę. Zupełnie jakby wszystko nagle umarło i skamieniało. Cała planeta zmieniła się w wielki cmentarz, na którym trawę, kwiaty, drzewa i żałobników wyrzeźbiono z granitu jak nagrobki. Bywały chwile, gdy Connie chciała rzucić pracę w policji i zamieszkać w jakiejś skleconej z desek chałupie na skraju pustyni Mojave, jak najdalej od ludzi. Niewiele wydawała na życie, więc zgromadziła spore oszczędności, które mogły wystarczyć na długo, gdyby wiodła życie szczura pustyni. Jałowe, bezludne połacie piasku, suchej trawy i skał miały nieodparty urok dla kogoś, komu obrzydł współczesny świat. Pauza jednak różniła się zasadniczo od spokoju rozprażonej pustyni, gdzie życie jest nadal częścią naturalnego porządku, gdzie cywilizacja, choć obmierzła, istnieje gdzieś za horyzontem. Wystarczyło dziesięć minut śmiertelnej ciszy i bezruchu, by Connie zatęskniła za ludźmi. Często grzeszyli kłamstwem, oszustwem, zazdrością, ignorancją, użalaniem się nad sobą, obłudą i utopijnymi wizjami, które na ogół prowadziły do masowych rzezi — lecz póki ludzkość trwała i udawało jej się uniknąć samozagłady, miała w sobie potencjał, mogła stać się godniejszą, bardziej odpowiedzialną i nauczyć się mądrze rządzić Ziemią. Nadzieja. Connie Gulliver zaczęła wierzyć, że nadzieja wystarczy, aby żyć i tolerować świat taki, jaki jest. Lecz póki żył Tiktak, stanowił kres nadziei. — Nienawidzę tego skurwysyna jak jeszcze nikogo — powiedziała. — Chcę go dorwać. Chce go zabić tak bardzo, że ledwie mogę wytrzymać. — Żeby go dorwać, najpierw musimy sami przeżyć — przypomniał jej Harry. 16 — Łzy nnoln 3 Wydawało im się, że najmądrzej będzie biec bez przerwy, byle dalej przed siebie. Jeśli Tiktak wierny swemu przyrzeczeniu ścigał ich, nie wykorzystując swych nadludzkich możliwości, byli bezpieczniejsi z każdym przebytym kilometrem. Zdaniem Harry'ego mieli jakieś pięćdziesiąt procent szans, że psychopata dotrzyma słowa i po godzinie uwolni ich z pauzy, nie czyniąc krzywdy. Mimo swej niewiarygodnej mocy zachowywał się jak dziecko. Urządził sobie zabawę z ich udziałem, a dzieci często brały swoje zabawy bardziej serio niż prawdziwe życie. Oczywiście kiedy ich uwolni i znów zaczną tykać zegary, wciąż będzie dwadzieścia dziewięć minut po pierwszej. Do świtu zostanie pięć godzin, a z jego nadejściem i tak czeka ich śmierć. O ile przetrwają pauzę, jedyna ich szansa na przeżycie to znaleźć Tiktaka i zabić go przed upływem nocy. Nawet jeśli Tiktak oszukiwał i tropił ich jakimś szóstym zmysłem, lepiej było się nie zatrzymywać. Może, jak to Harry wcześniej przypuszczał, przyczepił im jakieś niewidzialne etykietki, dzięki którym mógł znaleźć swe ofiary wszędzie, dokądkolwiek by uciekły. Najpierw jednak będzie musiał ich dogonić. Uciekając bez przerwy, mieli przynajmniej pewność, że nie wysforuje się przed nich. Biegli cichymi ulicami, zaułkami, przez podwórza, przez szkolne boisko, przeskakiwali płoty. Wciąż wtórował im lekko metaliczny odgłos własnych kroków. Wokół każdy cień zdawał się odlany ze stali. Światła neonów malowały nie gasnące tęcze na chodniku. Minęli mężczyznę w tweedowym płaszczu, który wyszedł na spacer ze szkockim terierem. Obaj przypominali posągi z brązu. Biegli wzdłuż wąskiego strumienia, wezbranego po wcześniejszej ulewie. Zastygła woda nie przypominała wcale lodu