... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Choć od kleiku posmak wcale nie znika. Myślę, że może... pomogłoby kilka dobrych, solidnych kanapek ze szmerglem. Ale nie można ich tu dostać. - Grzeczny z ciebie chłopiec, Maxie. - Pielęgniarz lekko poklepał Huntera po czubku głowy. - Teraz nie grozi ci już kurza ślepota. Przecież chciałbyś widzieć po ciemku, co? Wiecie, chłopcy, nie powinniście przejmować się za bardzo kłopotami swego kumpla. Nasz Maxie lubi po prostu zaglądać do butelki. To jeszcze nic w porównaniu z upodobaniami niektórych innych naszych klientów. Pielęgniarz wziął papierosa ze stolika Huntera, zapalił go zapalniczką dobytą z kieszeni długiego białego kitla, wypluł okruch tytoniu i mówił dalej, gładząc czoło palcami dłoni, w której trzymał papierosa. - Na przykład tamten facet. Ten, którego pilnuje mój kolega. - Choć pielęgniarz wcale nie ściszył głosu, mężczyzna, który uważnie rozglądał się po pokoju, kontynuował swoje zajęcie, nie zdradzając niczym, że go słyszy. - Zatwardziały typek. Wprost zakochany w wódzi. A powiem wam, że kuracja odruchami warunkowymi to nie żarty. Rzecz polega na tym, że na początek podaje się klientowi jakiś środek na wymioty. Kiedyś używano do tego strychniny, ale z czasem zauważono, że ma ona, hm, niepożądane skutki uboczne. Wiecie, jak na przykład śmierć. - Pielęgniarz zachichotał i ukłonił się nisko jak aktor wywołany po przedstawieniu przed kurtynę. - Ale z tym nie mamy już problemów. Zresztą, wiecie, jak to się robi: szpikujemy faceta chlorowodorkiem emetyny i tak dalej, i czekamy, aż częstoskurcze, poty i zawroty głowy rozmiękczą go trochę. Potem przepisy nakazują podsunąć mu szklaneczkę whisky czy co tam lubi, na jakieś pół minuty przed tym, zanim zacznie rzygać od emetyny. To prawdziwa sztuka. Jeśli robimy to umiejętnie, po pewnym czasie facet wymiotuje od samej whisky. Tak było z naszym kolesiem, a tylko jedną czwartą przypadków udaje się doprowadzić do tego stanu. I wtedy wielki biały wódz wypuszcza go na okres próbny. Wódz zawsze robi wszystko we właściwym momencie. Po dwóch tygodniach nasz przyjaciel znów jest u nas. Ostre wycieńczenie i niedożywienie. Dlaczego? Otóż koleś żłopał whisky, po czym rzygał tak, że aż kiszki wywracały mu się na lewą stronę, po czym znów żłopał. I tak w kółko. Rozumiecie. Oto piękny przykład prawdziwej miłości do wódy. Jak już powiedziałem, nasz Maxie to jeszcze przedszkolak. No, muszę już iść. - Pielęgniarz podniósł swoją tacę i filozoficznie pokręcił głową. - Och, mamy tu bardzo oryginalnych typków - dodał, jakby zamierzał opowiedzieć coś jeszcze. - Nie chcielibyśmy pana zatrzymywać - powiedział Naidu. - Nie ma mowy, generale. I wy też lepiej nie siedźcie za długo. Zawrócicie Maxie’emu w głowie i nie będzie mógł zasnąć w nocy. Wolimy nie podawać mu za dużo sodoamytolu. No, to na razie, wojacy. Bagnet na broń, otworzyć luki bombowe, co? Ach, ten bojowy duch. Pielęgniarz wyszedł sprężystym krokiem. - Jeśli chcesz, to w tej chwili udam się do dyrektora tej instytucji i osobiście złożę zażalenie - powiedział Naidu. - Powiedz tylko słowo, Max. - Och, Moti, co się stało z twoim poczuciem humoru? To naprawdę bardzo miły chłopak. Na swój sposób. Łagodny jak dziecko. Jak dziecko, któremu inne dziecko chce zabrać jego kolejkę. Nie, nie jest nawet taki zły. - Czy to jego nazywasz „miłym pielęgniarzem”? - spytał Churchill. - Bo jeśli tak, to... - Nie, „miły pielęgniarz” jest naprawdę, niezaprzeczalnie miły. Mówi, że musi się mną zaopiekować. Obiecał, że w niedzielę będzie siedział koło mnie w autobusie podczas wycieczki do klasztoru Świętego Hieronima. - I co będziecie tam robić? - Ayscue wyszczerzył zęby. - Chyba popatrzymy trochę, a potem wrócimy. Przynajmniej odetchniemy świeżym powietrzem. Po minucie trzej goście pożegnali się z Hunterem i ruszyli przez korytarz. Churchill miał zamyśloną minę. Zmartwionym głosem powiedział: - Dlaczego takie rzeczy muszą się zdarzać? Człowiek taki jak Max w tak strasznej sytuacji. To niesprawiedliwe. - To dla jego dobra - odparł Naidu. - To konieczne, James. Ten łajdak pielęgniarz nie podobał mi się tak samo jak tobie, ale zaręczam ci, że jeśli zrobi coś naprawdę paskudnego, władze dowiedzą się o tym i podejmą odpowiednie kroki. Wiesz przecież. Bądź rozsądny. - Staram się. Próbuję znaleźć w tym jakiś sens. Nie chodzi mi nawet o pielęgniarza. Nie czuję do niego sympatii, ale nie mam nic przeciwko jego istnieniu. Natomiast mam bardzo wiele przeciwko okolicznościom, w których człowiek taki jak Max może wyrządzić samemu sobie wiele złego. Zresztą, to dotyczy wszystkich, nie tylko Maxa. Wyszli na słońce. Naidu powiedział z powagą: - Człowiek posiada wolną wolę. Dostępne mu są wszelkie rzeczy będące wytworem naszego świata. Każdy może zrobić z nich taki użytek, jakiego pragnie. Wszyscy musimy zdawać sobie z tego sprawę. Istnieje w naszym świecie alkohol, a jeśli ktoś go nadużywa, sam za to odpowiada. Zrozumcie mnie dobrze, nie chcę bynajmniej potępiać naszego przyjaciela. Omijając wzrokiem kamienną figurę stwora przypominającego lwa, obok której właśnie przechodzili, Churchill spojrzał na Naidu. Na jego drobnej, ładnej twarzy o harmonijnym kształcie i zdrowej, brązowej cerze malowało się zmartwienie, ale i zadowolenie. Churchill niemal co dnia znajdował nowe powody, aby mu zazdrościć. - Rozumiem to, Moti - powiedział. - Ale czy alkohol nie mógłby mieć wyłącznie dobrych skutków albo przynajmniej nie powodować tak strasznych cierpień jak te, których ofiarą padli ci nieszczęśnicy w szpitalu? Wiesz, mógłby być tak mało szkodliwy jak obżarstwo. Pijacy cierpieliby tylko na otyłość. A więc dlaczego musi to być takie złe? - James, mój drogi, dlaczego jest na świecie arszenik i jadowite węże, i cholera, i dymienica morowa, i mnóstwo innych podobnych rzeczy? Hej, przecież ksiądz jest ekspertem w takich sprawach. Proszę mnie wesprzeć. - Obawiam się, że nie potrafię w niczym pomóc - powiedział Ayscue. - Już nieraz dyskutowałem o tym z Jamesem. Tylko go denerwuję. Churchill zarumienił się