... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Napędzany przez dwa niemieckie silniki wysokoprężne MAN o mocy 3.175 koni mechanicznych, miał osiągać prędkość nawodną 15 węzłów, natomiast pod wodą silniki elektryczne okrętu dawały mu prędkość 8 węzłów. Uzbrojony był w dwie armaty kalibru 152 mm, 3 karabiny maszynowe kalibru 7,62 mm oraz wyrzutnie torpedowe kalibru 533 mm. Wkrótce po ataku na Pearl Harbor „Argonaut" został przerobiony w stoczni marynarki w Mare Island na podwodny okręt transportowy. 10 stycznia 1943 roku został zatopiony przez japońskie niszczyciele między Lea i Nową Gwineą. „Nautilus" był jednym z dwóch okrętów podwodnych typu Narwhal. Generalnie rzecz biorąc był podobny do "Argonauty", ale nie został przystosowany do stawiania min pod wodą. Po zwodo- waniu w stoczni w Mare Island w marcu 1930 roku, wyposażony został w silniki wysokoprężne MAN, ale tuż przed II wojną świa- tową wymieniono je na silniki Fairbanks Morse. „Nautilus" uzbrojony był w wyrzutnie torpedowe: dwie rufowe i dwie dziobowe oraz, podobnie jak „Argonaut", w dwie armaty kalibru 152 mm. Oba okręty były znacznie większe, niż przeciętne okręty pod- wodne floty amerykańskiej tego okresu. Dlatego też wybrano je do transportowania oddziałów 2. batalionu Raidersów, którym po- wierzono zadanie zaatakowania zajętego przez Japończyków atolu Makin, leżącego 2.029 mil morskich na południowy zachód od Pearl Harbor, niemal w połowie drogi między Hawajami a Austra- lią. „Argonaut" i „Nautilus" zostały przeprowadzone przez sieci przeciwokrętowe i inne urządzenia obronne Pearl Harbor przez kuter patrolowy PC6, który zabezpieczał też próbne zanurzenie okrętów w celu sprawdzenia ich szczelności i ustawienia trymu. O godzinie 20.15 „Argonaut" opuścił formację, by przeprowadzić rozpoznanie rejonu atolu Makin przed przybyciem na wyznaczone miejsce „Nautilusa". O godzinie 21.00 kuter patrolowy został zwol- niony i „Nautilus" wyruszył na spotkanie z „Argonautą" u wybrzeży atolu Makin. Atol Makin 3 17 sierpnia 1942 roku, 5.30 Podporucznik Kenneth J. McCoy nie był specjalnie zdziwiony tym, że lądowanie zostało całkowicie spieprzone. Tuż obok niego leżał starszy sierżant Zimmerman. Wokół nich leżeli na piachu raidersi z zespołu desantowego. Kłopot polegał na tym, że Zimmerman był z kompanii A, podporucznik McCoy zaś był dowódcą plutonu w kompanii B. Nie miał pojęcia, gdzie powinien być Zimmerman. Ale na pewno nie tutaj. Do McCoya podbiegł wysoki marine w stopniu kaprala i ciężko zwalił się na brzuch obok niego. - Jak idzie? - zapytał pogodnie. Wziąwszy pod uwagę okoliczności i fakt, że wielki kapral był jego młodszym bratem, McCoy postanowił nie robić mu wykładu na temat dobrych manier i nie pouczać go, jak ma się zwracać do oficera. Kątem oka dostrzegł u Tommy'ego niezwykłą broń: rusz- nicę przeciwpancerną Boysa*. - Gdzieżeś to zdobył, Tommy? - zapytał. * Brytyjska indywidualna broń przeciwpancerna, w zasadzie powiększony karabin. Zała- dowana rusznica ważyła wraz z dwójnogiem prawie 20 kilogramów. Zasilana z zamontowa- nego od góry magazynka rusznica kalibru 13,9 mm strzelała pociskiem z wolframowym rdzeniem. Broń ta okazała się mało skuteczna w walkach przeciw niemieckim czołgom. Wierzono jednak, że będzie przydatna przeciwko lżej opancerzonym pojazdom japońskim [przyp. aut.]. - Ja mu dałem - powiedział Zimmerman. - Dostaliśmy rozkaz wziąć to ze sobą. Tylko twój brat jest w stanie udźwignąć to cho- lerstwo, i w dodatku strzelać z tego. Podporucznik McCoy zaśmiał się cicho. - Zrobię jakiemuś japońskiemu generałowi drugą dziurę w du- pie - obiecał Tommy. - I to dużą. Podporucznik zadarł głowę i popatrzył na niebo. Świtało. Czuło się nadchodzący poranek, ale wciąż było ciemno. Zbyt ciemno, jego zdaniem, by kazać Zimmermanowi rozejrzeć się trochę do- okoła i odszukać sztab batalionu. W ten sposób Zimmerman i jego ludzie powiększyliby tylko szeregi rozproszonych w ciemnościach żołnierzy. - Zostań tutaj - powiedział podporucznik i wrócił na plażę. Raidersi wylądowali w 18 pontonach. Planowano wysadzić ich w kilku punktach rozrzuconych wzdłuż wybrzeża wyspy Butarita- ri. Ale w ostatniej chwili przed odpłynięciem pontonów (kiedy, jak się McCoyowi zdawało, Carlson zobaczył, że załadunek pontonów z okrętu podwodnego został spieprzony) podpułkownik rozkazał żołnierzom dotrzeć do plaży „Z” od strony laguny. Wszyscy nazywali Makin wyspą. W rzeczywistości był to atol złożony z małych wysepek tworzących nieduży, pusty w środku trójkąt. Podstawę trójkąta stanowiła Butaritari, największa z wyse- pek atolu, ukształtowana w formie wydłużonej litery U. Najdalej wysuniętym na północy punktem była wysepka Mały Makin. Po wylądowaniu raidersi, zgodnie z planem, mieli zająć wyspę i nisz- czyć wszystko, co się da: ludzi, sprzęt, obiekty. Podporucznik McCoy policzył pontony. Doliczył się piętnastu. To znaczy, że trzy gdzieś się zgubiły. Może są gdzieś dalej na plaży? Z mroku wyłoniła się trójka żołnierzy. Biegli przygarbieni w głąb plaży z Thompsonami i Garandami gotowymi do strzału. - Prrr! - zawołał McCoy. Zatrzymali się jak wryci. McCoy uzbroił się na tę akcję w Ga- randa; nie wziął żadnej snobistycznej broni z kolekcji batalionu - miał nadzieję, że da w ten sposób przykład innym. Sądził, że w tej operacji najbardziej przydałyby się karabiny, a nie pistolety ma- szynowe, czy karabinki, z których większość żołnierzy i tak nie umiała celnie strzelać. Zresztą o skuteczności tych ostatnich nie miał najlepszego zdania. Trójka żołnierzy miała twarze wysmarowane towotem. Ubrana była w ufarbowane na czarno mundury. W Camp Catlin przez jakiś czas pisarze kompanii będą odczu- wać brak tuszu kreślarskiego. Czarnych mundurów Carlson nie mógł znaleźć w żadnym magazynie kwatermistrzowskim. - Szukaliśmy pana, poruczniku - powiedział kapral. - Gdzie jesteście? - zapytał McCoy, mając na myśli resztę plu- tonu. Kapral machnął ręką za siebie. - Jakieś sto metrów stąd, panie poruczniku. - Wpadliście na kogoś z kompani A? - Tak, panie poruczniku, jest tam kilku chłopaków - odpowie- dział kapral. - Wy dwaj zostaniecie tutaj - rozkazał McCoy. Potem wskazał na kaprala. - Idźcie po resztę - powiedział. - Będę tam - wyciągnął rękę w kierunku lądu - jakieś piętnaście metrów stąd. - Tak jest, panie poruczniku - powiedział kapral i ruszył brze- giem oceanu. Z ciemności wyłoniła się sylwetka podpułkownika Carlsona. McCoy zasalutował. - A, to wy, McCoy - powiedział podpułkownik. - Zebraliście już swoich ludzi? - Tak jest, panie pułkowniku - odpowiedział McCoy. - Mam co najmniej jeden pluton z kompanii A