... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Wyglądała ta księga jak Ewangelja na ołtarzu podczas mszy. Drewniany, biały krzyż i świeca mizerna, łojowa po każdej jego stronie, czyniły sprzęt ten podobnym do cichego, biednego ołtarza, takiego, który Bóg najwięcej kocha i nad którym unosi się zawsze. Wizerunek Ducha św. zastępował wizerunek Białego Orła, wymalowany na czerwonej jakiejś, porwanej i postrzępionej na brzegach chuście, rozwieszonej na ścianie; była to jedyna ozdoba tej izdebki, lecz tak w ponurej biedocie swojej dostojna i tak w dumie swojej wzniosła, żeśmy przez chwilę wzroku od niej nie mogli oderwać. Opodal stało krzesło i coś na kształt ławeczki, na której leżały rozmaite narzędzia stolarskie w niewielkiej ilości i kilkadziesiąt drewnianych zabawek dziecinnych, prymitywnie i surowo wykonanych. Były to takie biedne zabawki, które czasem jakiś stary człowiek sprzedaje, przystanąwszy na rogu ulicy, i demonstruje przechodniom niewymyślny dowcip ich ruchów. Te były właśnie takie, więc na każdym końcu małej deseczki wyrzeźbiony scyzorykiem niedźwiadek, który huśta drugiego, i w chwili, gdy się nachylił, uderza młotkiem drewnianym w drewniane kowadełko; taki sam ruch wykonują na innej deseczce dwaj żołnierze, na innej dwie kury dziobią znów kawałek drewienka. Przy ścianie przeciwległej "naszej" ścianie, stało łóżko, z rodzaju tych, na których człowiek kona zwykle całe życie i umrzeć nie może, biedne, drewniane, ledwie zbite łoże. Ma łóżku siedział "on". Plecami był zwrócony do nas i oparłszy głowę o ścianę, patrzył w okno. Widocznie nie wstawał dziś jeszcze, lecz to było dziwne, że siedział w łóżku zupełnie ubrany. Nogi miał nakryte jakąś nieszczęsną kołderką, która z trudem trzymała się własnej całości, górna zaś część ciała przybraną była w paltot z podniesionym kołnierzem. Zrozumieliśmy szybko ten dziwny strój, niezwyczajny w łóżku, poznawszy temperaturę tego mieszkania: na dworze musiała być Riwiera przy dwudziestostopniowym mrozie, wobec tej lodowatej atmosfery, od której zdaje się, sprzęty skrzepły i ściany się niesamowicie szkliły. Piec tu był podobny do naszego, lecz był to wulkan przed wiecami wygasły; wiało tu od okna, od powały, od podłogi, zewsząd, zrozumieliśmy więc, że jedyną ucieczką tego nieszczęsnego "eremity" było łóżko. Zdjęła nas taka litość, że mnie się wyć chciało. Szczygieł miał w oczach łzy. Nie było i nam dobrze na świecie, lecz pal licho! - było nas przynajmniej dwóch, młodych i zdrowych, ten zaś był, zdaje się, stary, bo głowę miał siwą. Chyba, że to szron, co się przez wybitą szybę do tej strasznej izby wcisnął, tak mu głowę biedną pobielił, że posiwiała. O, Boże, Boże miłościwy! Źle się dzieje, że bieda jest cicha i pokorna wedle nakazu bożego, powinna bowiem wołać i krzyczeć i iść i w oczy, w plugawe oczy ludzkie ciskać swój nagi wstyd i hańbę swoją; głód i nędza i rozpacz ubóstwa mieć winny oczy takie, aby raziły i aby siekły jak biczem, jeden bowiem człowiek biedny jest hańbą wszystkich, jest zbrodnią powszechną, jest grzechem wspólnym, o pomstę wołającym. Nędza ludzka powinna być bezwstydna, aby bezwstydnym przez to przestał być człowiek bogaty. Nędza i ubóstwo jest obrazą życia, zaś Hiob pokorny jest jego wrzodem, a sytość faryzejska powiada: nie należy przeszkadzać Panu, który wie, co czyni i chce doświadczać Hioba! Wstyd, wstyd i hańba, aż się dusza wzdryga i rozpacz napływa w serca i za gardło ciśnie, że się nie płakać chce, lecz złorzeczyć i kląć wszystkich i wszystko, i świat i ludzi, którzy poszli pożywać w spokoju dary boże, orzekłszy, że nędzy jest zbyt wiele ha świecie, aby ją można -było uleczyć. A pożywienie ich nie zamieniło im się w kamień