... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Pół biedy, jeśli to dzieje się na środku jeziora, ale my byliśmy kilkanaście metrów od kamieni chroniących ujście Wisły i musieliśmy pokonać siłę bałtyckiego sztormu. Balastowałem mocno wychylony za burtę. Obok mnie, to samo przerażona robiła Magda. Ciupaciński patrzył na mnie, kiedy dam znak do zwrotu. Wydawało mi się, że czuję drgania całej łajby, kiedy kilem delikatnie szorowała po dnie. Jacht gnał rzucany falą przyboju, piaszczysty brzeg Mierzei Messyńskiej gwałtownie przybliżał się. Jacht zaczął sprawiać wrażenie lekkiego. Odczekałem jeszcze kilka sekund i dałem znak Ciupacińskiemu. Moim zadaniem było przełożenie grotu do nowego halsu, a dyrektor miał tylko wykonać płynny ruch rumplem. Drążek zaplątał mu się między nogami, stanęliśmy pod wiatr, straciliśmy całą prędkość i morze bezlitośnie pochwyciło nas jako swój łup. Jacht uniósł się na fali i został rzucony na płyciznę. — Na plażę! — krzyczałem do Ciupacińskiego i Magdy. Brodzili w wodzie, a kolejna fala przewróciła jacht na burtę. Po kostki w wodzie pobiegłem po burcie do forpiku, skąd wyjąłem kotwicę. Umocowałem linę do knagi na dziobie i sam skoczyłem do morza. Za mną jacht przesuwał się w kierunku piasku i był porywany na wodę. Wyniosłem kotwicę na brzeg jak daleko tylko sięgała lina. Wróciłem do jachtu po drugą kotwicę, potem zrzuciłem grota i wszedłem do kabiny, by odszukać jakieś koce. W szafce znalazłem trzy gumowane kurtki. Wziąłem je i dołączyłem do Ciupacińskiego i Magdy siedzących na piasku. Oboje płakali. — Schrońmy się tam! — wskazałem na kępę drzew wśród wydm. Pod rozłożystymi, powyginanymi konarami sosen rozwiesiłem kurtki tworząc prowizoryczny daszek. Upadłem na mokrą trawę i głęboko wdychając powietrze leżałem wpatrzony w błyskawice. — Trochę pan to źle wyliczył — po kilku minutach odezwał się Ciupaciński. Udałem, że nie słyszę tej zaczepki. — Niby co? — oburzyła się Magda. — Za późno zrobiliśmy zwrot — powiedział dyrektor. — Za wolno — wtrąciłem. — Panu gdzieś zawieruszył się rumpel — przypomniałem. — Bo pan tak usiadł, że nie miałem jak się ruszyć — głos Ciupacińskiego nabierał mocy. — Chyba niepotrzebnie pan i Rafał wtrącaliście się... — Przepraszam... — odparłem. — Rzeczywiście sam pan potrafiłby wyciągnąć Margeritę z wody, uratować Magdę, złożyć foka, zrefować grota i wpłynąć na Wisłę. — Właśnie — Ciupaciński przytaknął, ale zaraz zreflektował się, że drwię. — Jak pan śmie?! Wcale nie trzeba było refować żagli! To był błąd! Straciliśmy prędkość i... dokąd pan idzie? — zdziwił się widząc, że wstaję. — Trzeba powiadomić przystań, gdzie jest jacht — powiedziałem. — Pani Magdo? — dyrektor zaniepokoił się. — Pani może tu zostać! Przecież jest burza i pani zmoknie! — Mam już dość — oświadczyła Magda. — Czego? — dyrektor był zdziwiony. — Tego wszystkiego, co pan sobą reprezentuje. — Chyba będę musiał zmienić zdanie o pani i o pani karierze w mojej placówce. — Trudno — Magda wzruszyła ramionami. — Proszę, niech pan potem odda ją Rafałowi — wręczyłem Ciupacińskiemu latarkę. Poszedłem po piasku nad jezioro Ptasi Raj. Ściana deszczu burzyła powierzchnię wody. Wokół nie było widać ptaków. Nie było już słychać grzmotów, błyskawice wydawały się odległe. Magda stanęła obok mnie. — Dokąd pójdziemy? — zapytała. — Razem? — upewniałem się. — A chciałbyś? — Nie wiem, czy potrafię godnie zastąpić dyrektora Ciupacińskiego — roześmiałem się. — Jedyne stanowisko, jakie możesz mi zaproponować to kuchta, wioślarz, tragarz zakupów, a szczyt mojej kariery to fałszywa narzeczona. — Chciałabyś być prawdziwą? Magda nie odpowiedziała, tylko podeszła bardzo blisko mnie. Taka wymęczona, zmoczona straciła ten sztuczny blask, jaki miała, kiedy ją poznałem. Teraz była po prostu kobietą, z którą nie chciałbym się rozstawać. Objąłem ją ramieniem i poprowadziłem w kierunku kamiennej grobli. Szliśmy z Magdą objęci, moknąc, ale jednocześnie ogrzewając siebie nawzajem. Groblę wybudowano pod koniec XIX wieku. Jedną z jej funkcji jest zapobieganie nadmiernemu zasolaniu wód jezior stanowiących rezerwat