... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Właśnie powiedziałeś - warknął Tweed. - Pamiętam czasy, kiedy znalazłbyś w sobie współczucie dla człowieka, którego żona zmarła w tak tragicznych okolicznościach. - Poszukujemy go też w związku z zastrzelonym motocyklistą. Znaleziono go w jego domu. - Zdaje się, że wspomniałeś coś o piwnicy? - przypomniał mu Tweed. - Tak, w piwnicy, na zewnątrz budynku... - Czyżbyś przypuszczał, że Cardon jest właścicielem całego budynku? - Nie, oczywiście, że nie... - No to co ty bredzisz? Jeżeli ciało zostało znalezione w piwnicy na zewnątrz budynku, czyli, jak sądzę, przy chodniku... - Zgadza się - przytaknął Buchanan spokojnie. - To dlaczego, na Boga, Philip miałby być w to zamieszany? Przecież w budynku mieszkają też inni. A czyż nie bardziej prawdopodobne jest, że tego twojego motocyklistę wrzucił tam ktoś, kto szedł chodnikiem? - Powinienem dodać, że przeprowadziliśmy rewizję w mieszkaniu Cardona. Oczywiście mieliśmy nakaz. Ale uznałem, że wypada cię o tym poinformować... - Po fakcie! - Tweed z gniewu zerwał się na równe nogi. - Dobra, rozmowa skończona. Wiesz, jak trafić do wyjścia. - Jestem zmuszony prosić, byś nie wyjeżdżał z kraju bez mojej wiedzy. - Buchanan nie wytrzymał i powiedział to z wyraźną złością. Wstał. - Jeszcze wrócę. - Nie przywitam cię z otwartymi ramionami. No, idź już. Nie zapomnij wziąć ze sobą tego swojego gryzipiórka... Zaczekał, aż znikną za drzwiami, po czym uśmiechnął się do Pauli. Spojrzała na niego i podeszła do okna. Obydwaj mężczyźni wsiedli do nie oznakowanego samochodu. Wyjmując walizki z szafy, stwierdziła: - To do ciebie zupełnie nie pasowało, ale nieźle udawałeś. Nawet ja dałam się nabrać. - Musiałem coś zrobić, żeby się ich pozbyć. Teraz pędzimy escortem na lotnisko. Zostawimy go na parkingu. - Może Monachium okaże się nieco spokojniejsze niż Park Crescent w ciągu ostatnich kilku minut - skomentowała Paula i podała mu walizkę. - Nie licz na to - ostrzegł Tweed. - Mój szósty zmysł podpowiada mi, że Monachium to tykająca bomba zegarowa. To był zwykły pech. Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że Philip wyjechał na autostradę akurat tą drogą, przy której stanęło niebieskie audi? Otto, siedzący w środku z obandażowaną głową, spojrzał prosto na niego. Silnik audi, zgodnie z instrukcją Martina, siedzącego z tyłu, przez cały czas był na chodzie. - To on! - krzyknął. - Jesteś pewien? - rzucił Martin i pochylił się do przodu. - Oczywiście. Musiał zmienić samochód. Zostawił gdzieś BMW. Jedzie teraz szarym audi... - No to gazu, na Boga! - wrzasnął do kierowcy Martin. Gdy wóz ruszył z miejsca, odwrócił się do siedzącego obok mężczyzny. - Karl, przYgotuj się. Dwudziestoparoletni mężczyzna, z blizną po pojedynku na twarzy, wyciągnął z kabury lugera. Opuścił szybę po swojej stronie i położył pistolet na kolanach. Szczycił się swoją blizną. Pojedynki, oczywiście zabronione przez prawo, stawały się coraz bardziej popularne w pewnych kręgach niektórych niemieckich uniwersytetów. Karl zdobył swoją honorową odznakę we Freiburgu. Skręcili na autostradę. Martin był niezwykle ożywiony. O tej porze ruch jest raczej niewielki. Uśmiechnął się, a na myśl o sukcesie jego twarz pokryły jeszcze większe rumieńce. - Jeśli wam się uda, dostaniecie premię! - krzyknął. - Szef będzie z was zadowolony. Ja też - dodał. Podczas jazdy po spokojnej autostradzie Philip zauważył w lusterku wstecznym ścigające go niebieskie audi. Opuścił szybę. Nie ma sensu uciekać, pomyślał. Osiągnąłby zabójczą prędkość, bo droga przed nim wciąż była pusta, ale kto wie, czy dalej nie trafiłby na korek. Celowo zwolnił do sześćdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę i niebieskie audi zaczęło go wyprzedzać. Zauważył, że jedna z tylnych szyb jest otwarta. To stamtąd nastąpi atak. - No, koleś - powiedział na głos - w pobliżu nie ma innych samochodów. Masz mnie jak na dłoni... Drugie audi zrównało się z nim. Tylna szyba znalazła się na jego wysokości. Mignęła mu ponura twarz bandyty, który trzymał w dłoni coś, czym w niego celował. Cardon oparł lewą rękę na. Kierownicy. Prawą chwycił pistolet gazowy, z szeroką, brzydką lufą. Uniósł go i nacisnął spust. Pocisk z gazem łzawiącym wylądował wewnątrz niebieskiego audi i wybuchł, wypełniając samochód palącą substancją. Philip wcisnął gaz do dechy i wyskoczył do przodu niczym rakieta. Drugi wóz pozostał w tyle. Kierowca. I pasażerowie dusili się. Karl nie zdążył pociągnąć za spust lugera - wypuścił go z rąk. Martin klął, na czym świat stoi, i przyciskał dłonie do oczu. Kierowca był w równie złym stanie - tracił panowanie nad pojazdem. W lusterku wstecznym Philip widział, jak niebieskie audi zatacza się od krawężnika do krawężnika, jakby szofer był pijany. Wreszcie uderzyło w metalową barierę i zatrzymało się gwałtownie, jako że kierowca był na tyle przytomny, by wyłączyć silnik, zanim samochód stanie w płomieniach. Wtedy splótł dłonie i przycisnął je do oczu - coraz słabiej bowiem widział, zaczynał też odczuwać ból. - Szkoda, że nie było tam Luciena - rzekł Philip do siebie