... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Rozdział dwudziesty dziewiąty Było po ósmej, gdy Bernie zadzwonił w końcu do Grossmana. Przez godzinę tłumaczył sobie, że może się spóźnią, może wracając tym gruchotem złapali gumę lub przydarzyło się im coś innego... Ale o ósmej powinni zadzwonić. I nagle pojął, że wydarzyło się coś niedobrego. Grossman był w domu, jadł akurat obiad z przyjaciółmi. Bernie przeprosił, że zawraca mu głowę. Nic nie szkodzi. Jak dziś poszło? Miał nadzieję, że obyło się bez komplikacji. Wszystkim będzie znacznie lżej, jeżeli pogodzą się z tym, co nieuniknione. Z doświadczenia wiedział, że niełatwo im będzie pozbyć się Chandlera Scotta. Właśnie w tej sprawie do ciebie dzwonię. Bili. Przepraszam, ale mieli wrócić ponad godzinę temu, a jeszcze ich nie ma. Zaczynam się już niepokoić. Co mówię! Zaczynam się okropnie niepokoić. Grossman pomyślał, że to trochę przedwcześnie. Według niego Bernie przesadzał z tym, że Scott jest takim łajdakiem. Może złapał gumę. Mógł zadzwonić. A kiedy ty po raz ostatni złapałeś gumę? Jak miałem szesnaście lat i buchnąłem ojcu mercedesa. No właśnie. Co teraz zrobimy? Przede wszystkim uspokój się. Scott na pewno stara się zrobić na Jane wrażenie. Przypuszczam, że wrócą koło dziewiątej, zaliczywszy ze dwa filmy i z dziesięć rożków lodowych. Grossman nadal był tego pewny i nie chciał, by obsesja Berniego udzieliła się i jemu. Na razie się nie martw. Bernie spojrzał na zegarek. Dam im jeszcze godzinę. A co potem? Ruszysz na ulicę z dubeltówką? Dla mnie to wcale nie jest zabawne. Bili. On jest z moją córką. Wiem, wiem, przepraszam, ale to też jego córka. Musiałby być ostatnim szaleńcem, żeby zrobić jakiś idiotyzm, zwłaszcza na pierwszym widzeniu. Może być niesympatyczny, nie myślę jednak, żeby był głupi. Mam nadzieję, że się nie mylisz.. Posłuchaj, poczekaj do dziewiątej i znowu do mnie zadzwoń. Coś wymyślimy. Bernie zadzwonił za pięć dziewiąta. Tym razem postanowił, że nie da się zbyć. Dzwonię na policję. I co zamierzasz im powiedzieć? Po pierwsze, zanotowałem numery jego samochodu, a po drugie, poinformuję ich, że podejrzewam go o porwanie mojego dziecka. Pozwól, że coś ci powiem, Bernie. Wiem, że jesteś wytrącony z równowagi, ale chcę, żebyś to przemyślał. Po pierwsze, Jane nie jest twoim dzieckiem, zgodnie z prawem jest jego córką. Po drugie, nawet gdyby ją zabrał, w co zresztą wątpię, to byłoby to traktowane jak kradzież dziecka, a nie porwanie. Jaka to różnica? Bernie nie rozumiał. Kradzież dziecka jest wykroczeniem, polega na zabraniu dziecka przez jedno z rodziców. W tym wypadku to nie jest "zabranie", tylko porwanie. Ten facet to zwykły kryminalista. Boże, nawet nie zamienił z nią jednego słowa, jak po nią przyjechał. Rozejrzał się po domu, a potem wyszedł, czekając, aż Jane pójdzie za nim. I odjechali tym samochodem, a teraz tylko jeden Bóg wie, gdzie są. Sama myśl o tym doprowadzała go do histerii. Czuł, że zdradził Liz, gdyż nie dotrzymał danej obietnicy. Zrobił to. Błagała go, by nigdy nie pozwolił Chandlerowi zbliżyć się do Jane, a tak się właśnie stało. O dziesiątej zadzwonił na policję. Potraktowano go życzliwie, lecz niezbyt się przejęto. Tak samo jak Bili policja była pewna, że Chandler w końcu się pojawi. Może trochę za dużo wypił? podsunął mu rozmówca. Ale o jedenastej, gdy Bernie był już bliski płaczu, policja zgodziła się w końcu przyjechać i sporządzić protokół. Niepokój udzielił się także Grossmanowi. Nadal żadnych wieści? zapytał. Żadnych. Czy teraz mi wierzysz? Chryste, mam nadzieję, że się mylisz. Bernie opisał policji, jak Jane była ubrana. Niania siedziała z nim w milczeniu w salonie, w szlafroku i kapciach. Wyglądała jak zawsze i działała na Berniego uspokajająco. Pół godziny później policja odkryła, że numer rejestracyjny zapisany przez Berniego należał do samochodu, który został skradziony tego ranka. Sprawa stała się teraz poważna. W każdym razie dla Berniego, gdyż policja stwierdziła dokładnie to, co przewidywał Bili kradzież dziecka i nic więcej; wykroczenie, a nie przestępstwo. Nie przejęto się też wcale tym, że Scott ma dość długą przeszłość kryminalną. Bardziej interesowało ich skradzione auto i sporządzili meldunek właśnie w sprawie samochodu, a nie jego córki. O północy Bernie zatelefonował z tymi wiadomościami do Grossmana. Gdy tylko odłożył słuchawkę, zadzwonił telefon. Nareszcie odezwał się Chandler! Cześć, przyjacielu. Na dźwięk jego głosu Bernie o mało nie wpadł w szał. Policja odjechała i był teraz sam. A Scott miał jego córkę. Gdzie, do licha, się podziewacie? Jane i ja mamy się świetnie. Pytałem, gdzie jesteście. Wyjechaliśmy na pewien czas za miasto. Jane czuje się doskonale, prawda, kochanie? Trochę brutalnie ujął Jane pod brodę. Dziewczynka, trzęsąc się z zimna, stała obok niego w budce telefonicznej. Wzięła ze sobą tylko sweterek, a był listopad. Co to znaczy, że wyjechaliście z miasta? Chciałem ci dać trochę czasu na zebranie pieniędzy, przyjacielu. Jakich pieniędzy? Pięciuset tysięcy dolców, które mi dasz w zamian za to, że przywiozę Jane do domu. Prawda, kochanie? Odwrócił głowę w jej stronę, choć w rzeczywistości wcale na nią nie patrzył. Prawdę mówiąc, mała Jane myślała nawet, że dorzucisz jeszcze ten piękny zegarek, który miałeś dziś na ręku. Uważam, że to wspaniały pomysł. Może zechcesz podarować jeszcze jeden mojej przyjaciółce. Jakiej przyjaciółce? Bernie myślał gorączkowo, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Nieważne. Porozmawiajmy o pieniądzach. Kiedy możesz je zdobyć? Mówisz poważnie? Bernie czuł, że ściska go w dołku. Bardzo poważnie. Nigdy... Mój Boże, czy wiesz, ile to forsy? To przecież ogromny majątek. Nie mogę ci dać takich pieniędzy. Łzy napłynęły mu nagle do oczu. Nie dość, że stracił Liz, to teraz jeszcze Jane. Prawdopodobnie na zawsze. Bóg wie, gdzie byli i co Scott zamierzał jej zrobić. Lepiej, żebyś mi je dał, Fine, albo już nigdy nie zobaczysz Jane. Mogę czekać długo, bardzo długo, a myślę, że chcesz, by w końcu 'wróciła. Ale z ciebie skończony skurwysyn. A z ciebie nadziany skurwysyn. Jak się z tobą skontaktuję? Zadzwonię jutro. Trzymaj się z dala od telefonu i nie zawiadamiaj glin, bo ją zabiję. Usłyszawszy to, nieprzytomna ze strachu Jane wpatrywała się w niego z napięciem, lecz on tego nie zauważył. Koncentrował się na rozmowie z Berniem. Skąd mam wiedzieć, że już jej nie zabiłeś? Sama myśl o tym napełniła go przerażeniem. Wypowiedział ją jednak głośno czując, jak uchodzi z niego resztka sił i kleszczowy ucisk miażdży mu serce. Scott przyłożył słuchawkę do ucha Jane. No, pogadaj ze swoim staruszkiem