... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Hej, Hej! Nie brak nas! Tam bramka, chłopcy, żywo, Na skrzydło, w centrum, stop. Zacieśnia się ogniwo, Dalej za piłką w trop! Hej, hej! W trop, w trop! Niestety tekst piosenki dr Konczyński podłożył pod melodię tańca rusałek z baletu Swieżyńskiego i piosenka... nie chwyciła. W piosence sportowej najważniejszy jest rytm, którego melodia Swieżyńskiego nie miała. Bardziej popularną była piosenka Boya z Zielonego Balonika. Śpiewali ją głównie warszawiacy: „Przyjechali do Krakowa piłkarze Kopać sobie piłkami we twarze Keczkemet z Debreczyna, Atletikai drużyna Z Cracovią zaczyna." (Patrz „Przypisy") Dawny, tj. w pierwszym dwudziestoleciu sportu polskiego, komers odbywał się według pewnego ceremoniału. W Krakowie żyły dawne tradycje żaków, a średniowieczne otrzęsiny beanów często przypominano w Krakowie przy okazji inauguracji roku szkolnego na Ujocie (Uniwersytecie Jagiellońskim). Te tradycje oraz zwyczaje zagranicznych drużyn licznie w tym czasie zjeżdżających do Polski, wytworzyły styl ówczesnych komersów. Komers składał się z dwóch części: oficjalnej i wesołej. Oficjalna zaczynała się przy deserze. Na jej program składały się wymiana podarków i toasty. Drugą część 99 komersu, wesołą, rozpoczynał prowadzący komers następującą piosenką: Niech krąży pieśń wesoła Dookoła stoła! Nie pomogą „trzy po trzy" Zaśpiewasz nam... (tu prowadzący komers wymieniał imię jednego z obecnych) ...ty! Wywołany obowiązany był zaintonować jakąś piosenkę. Najczęściej zaczynało się od piosenki: „Do lampy, gadaj do lampy—" Gdy się zdobyło jakiś puchar, wówczas zwyczajem sportowym owych czasów napełniało się go winem i puchar krążył dookoła stołu. Każdy pił z niego raz, ale tylko ile chciał. Zwykle kończyło się na jednej rundzie. Jeżeli nie było pucharu, pito piwo. Po sprawdzeniu, że każdy z obecnych ma przed sobą swoje kwantum, prowadzący komers intonował piosenkę: „Kto z nas w styczniu urodził się? Kto z nas?" Na to wezwanie powstawali ci, którzy się urodzili w tym miesiącu, a chór śpiewał: „Niech weźmie szklankę w rąkę swą I pije swoje zdrowie nią Do dna, do dna, do dna!" Refren ,,do dna" śpiewano tak długo, dopóki stojący nie wypili całej zawartości szklanki. Wtedy chór ciągnął dalej: 100 „Hej koledzy, hej koledzy! La la hopsasa * itd. Przy jednej ze zwrotek należało dłońmi uderzyć w stół i powstać. Bywało, że komuś krzesełko usunęło się i siadał niżej niż zamierzał. Zdarzało się to tylko nowicjuszom i było przyjmowane śmiechem. Pieśń płynęła dalej, póki nie uczczono urodzin wszystkich obecnych. Zwyczaj komersowy wymagał, by po prześpiewanej piosence oddać głos gościom. Goście rozpoczynali swój repertuar od piosenki klubowej, którą śpiewano stojąc. Gdy się ociągali ze śpiewaniem — dopingowało się ich chórem wołając: „My chcemy... (Polonię, ŁKS itp.)". Gdy byli goście zagraniczni, do dobrego tonu należało zaśpiewać piosenkę w ich języku. Prezes Cracovii, Jan Kowalski, imponował Austriakom układaniem okolicznościowych krakowiaków w języku niemieckim. Gdy się nie umiało piosenki w języku gości, śpiewało się „Gau-deamus igitur" a potem ,,Que voluptas est in amore", podstawiając słowa ze wszystkich znanych języków. Po „Gaudeamus" wykonywało się „zawołanie" klubowe. Zawołanie skandowała drużyna w specjalnym rytmie, który poddawał prowadzący komers. Zawołanie Cracovii brzmiało następująco: Ana wiwo, ana wiwo, Ana wiwo, wejwo, wam. Dżenegeteretrab, Menegeteretrab, Bam, bam Anewul, Kanewul sis bum ra, Football, lootball ra, ra, ra! Cracovia hurra!! Podobno to zawołanie pochodziło od Anglika Całdera, który przed I wojną światową grał w Cracovii. Czy coś 101 ono znaczyło w jakimś języku — nie wiem. Dla nas wyglądało bardzo po angielsku, a że Anglicy cały świat uczyli grać w piłkę nożną, więc to wystarczało, by się przyjęło. Poza tym cieszyło nas, że „naszego" zawołania nie potrafiły naśladować „patałachy" z innych klubów. Humor nonsensu miał na komersach duże powodzenie i dlatego na wezwanie prowadzącego: „Inkumbului" kilkudziesięciu dorosłych ludzi ze śmiertelną powagą odpowiadało przeciągle: — Bzzzzzz! Owo „inkumbului" oczywiście nic nie oznaczało. Każdy większy klub posiadał zapas wesołych piosenek o swoich przewagach sportowych oraz złośliwych wierszyków na popularniejszych członków klubów. Jedna z najstarszych piosenek Cracovii opiewała mecz Cracovii z Pogonią. Prawdopodobnie rozegrany 9 czerwca 1911 r. z wynikiem 5:1 dla Cracovii. W piosence tej jedną zwrotkę poświęcono wiedeńczykowi Singerowi, grającemu wówczas w Cracovii: „Pierwszą bramkę strzeli! Singer Hat gebrochen einen Finger." W późniejszych czasach popularna była piosenka: „A Cracovia — dzym bum bum. Doskonale gra Nic dziwnego — dzym, bum, bum, Bo Kałużę ma" itd. Dalsze zwrotki były bardziej złośliwe. Powstawały one prawie po każdym meczu. Każdy nieudały rzut karny, bramka samobójcza znajdowała swe echo w piosence klubowej śpiewanej na komersie. Do piosenek najczęściej śpiewanych na komersach należały: piosenka żołnierska „Gdy po ćwiczeniach wol- 102 ny mamy czas" czyli „Madelon", bezsensowna piosenka komiczna „Fajduli", która do Krakowa przywędrowała ze Lwowa, oraz piosenka ludowa „Czemuż ty dziewczyno pod jaworem stoisz", którą wykonywano z mówioną wstawką: „Macieju! A co? Na odwyrtkę! Rżnij! A dziewuchy? Hi, hi, hi, hi!"