... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Słowa te odpowiadają zawołaniu Dieu vat marynarzy, to znaczy „Szczęść Boże", ale interpretowano to inaczej. Dla niektórych autorów okrzyk ten wyrażał wątpliwości Baudricourta i miał wymowę ironiczną. Można jednak zadać sobie pytanie, co by się stało, gdyby Baudricourt uparcie trwał przy swoim niedowierzaniu i odmowie. Jakie byłyby losy Joanny, Orleanu i Karola VEI? Drobiazg może zmienić bieg dziejów. Szorstki i nieufny Baudricourt był właśnie tym drobiazgiem. Spoczywała na nim straszliwa odpowiedzialność, ale nie był tego świadom. Nie należy zapominać, że dowodził on ostatnią twierdzą wierną królowi. Gdyby burgundczycy zdobyli Yaucouleurs, nie byłoby Joanny d'Arc. Nie zdołałaby też bez przewodnika i współtowarzyszy dotrzeć do Chinon. ROZDZIAŁ 5 — Sto pięćdziesiąt mil Wszyscy mieszkańcy Yaucouleurs zgromadzili się, by asystować przy jej wyjeździe; towarzyszyły jej ich życzenia i modlitwy. Ci dzielni ludzie o otwartych sercach, którzy złożyli się na zakup jej ekwipunku, byli w swej wzruszającej naiwności pewni, że król Karol VII ją przyjmie i ona ocali królestwo. Mieli pewność płynącą z głębi duszy, że tę misję powierzył jej, tak jak mówiła, Król Nieba. Nie zastanawiali się nawet, jak zdoła przemierzyć tyle krain zajętych przez Anglików i burgundczyków i nękanych przez bandy, zanim wreszcie dotrze do Chinon. Kobiety i ich dzieci, Catherine Le Royer i jej mąż-kowal, ich sąsiedzi i sąsiadki, sklepikarze i rzemieślnicy z czeladnikami - wszyscy naprawdę patrzyli, jak Joanna przekracza bramy Francji. Dla tego małego miasteczka było to wydarzenie bez precedensu, w którym niebo miało takiż udział jak Baudricourt i jego otoczenie. Przyjęto z uznaniem fakt, że kapitan Yaucouleurs odprowadził ją aż do tego miejsca, choć tak długo przedtem z niej szydził. Jego postawa wzbudziła plotki. Szeptano, że przeszedł na stronę burgundczyków, tak niezrozumiała wydawała się jego zwłoka w podjęciu decyzji. Zgromadzeni widzieli, jak drobna sylwetka Joanny, otoczona sześcioma jeźdźcami eskorty, oddala się i maleje. Widzieli na własne oczy to, co tylu historyków starało się opisać. Nie istnieje bowiem żaden dokument ikonograficzny z czasów Joanny, z wyjątkiem rysunku piórem figurującego w rejestrach Fauąuem-bergue. Nie jest to portret, co najwyżej rysunek naprędce naszkicowany, przedstawiający Dziewicę w zbroi, dzierżącą swój sztandar - ledwie dostrzegalna postać, może nawet odtworzona z wyobraźni. Podobizny, tak jak 116 Sto pięćdziesiąt mil posągi, pochodzą z czasów już po jej śmierci i nie starały się zachować podobieństwa. Można opisać jej męski strój poprzez odwołanie się do ówczesnej mody. Na szczęście sędziowie z Rouen uznali za stosowne wyliczyć, ze swoją zwykłą skrupulatnością, sztuki, jakie się na jej ubiór składały. W spisie inwentarza, opracowanym w marcu 1431 roku, czytamy, co następuje: „Rzeczona Joanna odrzuciła i porzuciła całkowicie niewieści ubiór: włosy obcięte na okrągło, wzorem paziów, przywdziała koszulę, spodnie, kaftan, spodnie długie i związane z wymienionym kaftanem dwudziestoma szpilami, wysokie buty, sznurowane od zewnętrznej strony i szata krótka do kolan lub nieco krótsza, wycięty z materiału kapelusz, obcisłe buty i sztyl-py, długie strzemiona, miecz...". Strój, jaki nosiła Joanna, opuszczając Yaucouleurs, musiał być podobny; był to strój noszony zazwyczaj przez jeźdźców: obcisły kaftan, do którego przyczepiano szpilami długie spodnie, sznurówki, tunika do kolan, kapelusz z materiału w kształcie czepka, chroniący szyję i uszy; buty ze sznurowanymi cholewami i sztylpy, chroniące przed błotem i zimnem. Miecz przytroczyła do szerokiego pasa. Joannie pozostawało tylko przejechać sto pięćdziesiąt mil dzielących Yaucouleurs od Chinon. Nie znamy jeszcze szczegółów tej trasy ani objazdów, jakie musiała robić, aby uniknąć patroli wroga, podejrzanych miasteczek. Nie miała do dyspozycji mapy, a drogi były w bardzo złym stanie z powodu wojny