... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Mówiłeś, na przykład, że nigdy nie należałeś do miejsca, w którym się urodziłeś, i że nawet nie chcesz do niego należeć. Teraz wiem już dlaczego. - Nikt nie chciałby z własnej woli wrócić do nędzy i przemocy East Endu. - Wędrowiec zmrużył oczy. -I co powiesz mi teraz, kiedy znasz już niezbyt chlubną historię mojego dzieciństwa? Niełatwe pytanie. Starannie dobierając słowa, Sara odparła; - Choć teraz jesteś obywatelem świata, cieszę się, że pierwsze lata życia spędziłeś tutaj, w Anglii. To czyni cię bardziej zrozumiałym. Mniej obcym. Mikahl wykrzywił usta w niewesołym uśmiechu, - Nie jesteś zszokowana faktem, że ty, córka diuka, dzieliłaś łóżko z bękartem z East Endu? - Odkąd cię poznałam, moje życie to jedno pasmo niespodzianek i szokujących wydarzeń, więc informacja, że urodziłeś się w Londynie, nie jest warta nawet uniesienia brwi - odparła cierpko. - Wspomniałam przedtem o odpowiednim pochodzeniu tylko dlatego, że Drina jest bardzo wyczulona na te kwestie, a chciałam powiedzieć coś, co przekonałoby ją do ciebie. Twarz Wędrowca ponownie stężała w ponurym grymasie. - Nie będzie zachwycona, kiedy dowie się, że przedstawiono jej zwykłego ulicznika z East Endu. Sara westchnęła z irytacją i odparła: - Założycielką szacownego domu St. Jamesów była aktorka z przed mieść Londynu, Nellie James, jedna z wielu kochanek Karola II. Nie różniła się niczym od wielu innych, naiwnych i niezbyt rozgarniętych dziewcząt z pałacu, a Karol wcale nie był do końca przekonany, czy rzeczywiście jest ojcem jej syna. Był jednak człowiekiem hojnym i rozsądnym jednocześnie, poszedł więc na kompromis i obdarzył chłopca tytułem hrabiego, a nie diuka, co robił w przypadku tych potomków, co do których nie miał wątpliwości. - Naprawdę? - spytał Mikahl, ogromnie zdumiony. - Naprawdę. Pierwsi hrabiowie z rodziny St. Jamesów znani byli głównie z tego, że chętnie żenili się z córkami bogatych kupców. Mój pradziadek Nigel był sprytnym kombinatorem, który odziedziczył spory majątek po rodzinie swej żony. Nigel zamienił bagniste tereny na obrzeżach Londynu w modne i drogie tereny mieszkalne, za co otrzymał tytuł diuka Haddonfield. Zarobił też na tym ogromne pie niądze, dzięki czemu mój ojciec mógł ożenić się z miłości, a nie dla majątku. Moja matka pochodziła z rodziny szacownej, lecz zubożałej szkockiej szlachty. W tej gałęzi Montgomerych nie było żadnych arystokratów, tylko farmerzy i żołnierze. Mikahl pokręcił głową, szczerze rozbawiony. - Przypuszczam, że twój ojciec zna na pamięć historię swojej rodziny. - Oczywiście, choć woli nie rozwodzić się zbytnio nad Nellie James. Znalazłam kiedyś jej portret w jednej ze starych książek z biblioteki ojca. Wcale nie wyglądała na stateczną i godną szacunku damę. - Gdyby tak wyglądała, pewnie nie przypadłaby do gustu Karolowi. - To prawda. - Sara westchnęła. - Odkąd cię poznałam, odkryłam, że w moich żyłach płynie całkiem spora dawka jej krwi. Pomyśl o tym tylko, Mikahl. Ja także jestem potomkiem kobiety ze slumsów i jej nieślubnego syna, a także biednych farmerów i żołnierzy. Nie musisz więc nadymać się jak jeż, kiedy tylko wspomnę o twoim pochodzeniu. - Jak jeż. - Wędrowiec uniósł brwi, zaskoczony tym porówna niem. - Dobrze, zrozumiałem. Twoi przodkowie wydają się jeszcze gorsi od moich. Sara uśmiechnęła się do niego, nie zapominając jednak o pierwotnej przyczynie ich kłótni. - O wielu rzeczach jeszcze nie wspomniałeś - powiedziała cicho. Nie wiem nadal, jak trafiłeś z okrętu do karawany ani dlaczego tak bardzo nienawidzisz Charlesa Weldona. - Wiem. Winien ci jestem wyjaśnienie. - Mikahl zamknął oczy, wyprężył się na moment, jakby przeszyty bolesnym spazmem. - To będzie... bardzo trudne. Wolałbym nie robić tego dziś wieczorem, choć spróbuję, jeśli mnie poprosisz. Fakt, że Mikahl prosił ją w ten zawoalowany sposób o cierpliwość, świadczył tylko o tym, jak bardzo wyczerpały go wydarzenia minionego wieczoru. Sara także miała już dość emocji jak na jeden dzień; większa dawka mogłaby zaszkodzić im obojgu. Podniosła się z fotela, podeszła do męża i zarzuciła mu ręce na szyję. Kiedy otworzył oczy, dojrzała w nich ogromne napięcie. Tuląc się do niego, wyszeptała: - Innym razem, Mikahl. Teraz chodźmy już do łóżka. A jutro zabierz mnie do Sulgrave, proszę. Wędrowiec przygarnął ją mocniej do siebie. - O Boże - mruknął drżącym głosem. - Saro, czym ja sobie na ciebie zasłużyłem? Nie odpowiedziała, zamknęła tylko oczy, wdzięczna, że udało im się wspólnie zażegnać tę burzę. Być może jednak ich małżeństwo miało przed sobą jakąś przyszłość. Od dnia ślubu aż do tej pory ani razu nie poróżnili się ze sobą, łączyły ich rozmowy, śmiech, rozkosze ciała. Sara jednak nigdy nie czuła się mocniej związana ze swym mężem niż właśnie w tej chwili. 22 Weldon gotował się z wściekłości, kiedy przyjechał do domu. Ujawnił prawdę o tym przeklętym bękarcie, a w zamian został upokorzony przed królową i całą śmietanką towarzyską Londynu. Choć to Wędrowiec był zasadniczą przyczyną jego problemów, sam nie wybrnąłby z tej sytuacji, gdyby nie pomoc lady Sary i lorda Rossa. To oni kłamali w żywe oczy, stając w obronie Wędrowca, i zasłużyli na srogą karę. O tak, już on im za to odpłaci. Weldon już wcześniej zamierzał zemścić się na Sarze, teraz jednak dodał do listy swych ofiar nazwisko Rossa. Choć było już dobrze po północy, wezwał do siebie Kane'a. Ten pojawił się po dziesięciu minutach, ubrany, bez śladów zmęczenia czy rozespania na twarzy. Weldon nieraz zastanawiał się, czy ten człowiek kiedykolwiek śpi i czy rzeczywiście jest takim beznamiętnym, morderczym narzędziem, na jakie wyglądał. Nie tracąc ani chwili, Weldon oświadczył: - Odkryłem, że stoi za wszystkimi moimi problemami człowiek nazywający siebie Wędrowcem. Za wszystkimi! Przybył do Anglii. by mnie zniszczyć. Musi umrzeć. - Łatwa sprawa. - Kane nawet nie mrugnął. - Kiedy? Jutro? Myśli pan o jakimś szczególnym rodzaju śmierci, czy mam to załatwić w najprostszy sposób? Weldon dopiero teraz ochłonął na tyle, by się nad tym zastanowić. - Lepiej poczekajmy z tym jeszcze kilka dni- postanowił.Muszę dowiedzieć się, jak daleko sięgają macki tego łajdaka. Postaw ludzi pod jego domem w mieście i na wsi. Chcę, by byli na miejscu już jutro rano, a raczej dziś rano. Wędrowiec musi być pod stalą obserwacją