... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Ale nawet teraz dy Jironal nie był pewien, czy Cazaril wie, że on kłamie. Jednak przewaga była dość nikła. Nie był to najodpowiedniejszy moment na wysuwanie kontroskarżeń. Oszczerstwo i tak mocno nadszarpnęło mu grunt pod nogami, i to bez względu na ostateczny wynik śledztwa Orica. - No cóż, nie rozumiem jednak, dlaczego w sprawie jego zniknięcia nie przeprowadzono szczegółowego śledztwa - odparł dy Sanda, wpatrując się uważnie w dy Jironala. - Przecież był dowódcą twierdzy. - Jeśli zakładaliście zemstę - wtrąciła w zamyśleniu Iselle - musieliście ocenić, że na polu bitwy napsuł Roknaryjczykom sporo krwi, skoro tak podle go potraktowali. Dy Jironal skrzywił się niechętnie, niezbyt zadowolony z kierunku, w którym zmierzały jej logiczne wywody. Wyprostował się w krześle i zbył machnięciem ręki tę małą dygresję. - W takim razie stanęliśmy przed impasem: słowo jednego człowieka przeciwko słowu drugiego, a poza tym nic, co pomogłoby przeważyć szalę. Sire, nalegałbym na jak największą przezorność. Niech lord dy Cazaril obejmie jakieś pomniejsze stanowisko albo zostanie odesłany do wdowy po prowincjarze Baocji. Iselle omal nie zatkało z oburzenia. - Żeby potwierdzić w ten sposób oszczerstwo? Nie! Nigdy się na to nie zgodzę. Orico poskrobał się po głowie, jakby go bolała, i spojrzał z ukosa najpierw na swego doradcę, potem na wściekłą przyrodnią siostrę. Wydał z siebie cichutki jęk. - O, bogowie, jak ja nie cierpię takich rzeczy... - Nagle zmienił się na twarzy i siadł prosto. - Ach tak! Oczywiście! To właśnie jest wyjście... i to sprawiedliwe wyjście, che, che... - Przyzwał do siebie pazia, który sprowadził Cazarila, i mruknął mu coś do ucha. Dy Jironal przyglądał się temu nachmurzony, ale najwyraźniej i on nie mógł dosłyszeć. Paź wypadł pospiesznie z komnaty. - Jakie znaleźliście wyjście, panie? - zapytał dy Jironal z niejaką obawą. - To nie ja znalazłem to wyjście, tylko bogowie. Pozwolimy bogom zadecydować, kto jest niewinny, a kto kłamie. - Chyba nie myślicie, by rozstrzygnąć ten spór przez walkę, prawda? - dopytywał się dy Jironal z niekłamanym przerażeniem w głosie. Cazaril podzielał w zupełności jego przestrach, a sądząc z gwałtownie pobladłej twarzy dy Maroca - i on także. Orico zamrugał. - No, to też jest jakaś myśl. - Zmierzył wzrokiem dy Maroca, potem Cazarila. - Byłaby to wyrównana walka. Dy Maroc jest oczywiście młodszy i świetnie radzi sobie na placu fechtunkowym, ale doświadczenie też się liczy. Lady Betriz spojrzała na dy Maroca i zafrasowała się nagle. Podobnie i Cazaril, choć jak podejrzewał z zupełnie innych przyczyn. Dy Maror istotnie pięknie pląsał podczas pojedynków, ale na polu bitwy utrzymałby się, według jego oceny, nie dłużej niż pięć minut. Po raz pierwszy od chwili rozpoczęcia tego śledztwa dy Jironal spotkał się z nim wzrokiem, a Cazaril wiedział, że kanclerz przeprowadza w duchu dokładnie takie same kalkulacje. Cazaril doznał gwałtownego skurczu żołądka na myśl, że będzie musiał zaszlachtować nieszczęsnego chłopaka, choć był tylko cudzym narzędziem i kłamcą. - Nie wiem, czy ten Ibranin kłamał, czy nie - wtrącił ostrożnie dy Maroc. - Wiem tylko, co sam słyszałem. - Tak, tak. - Orico zbył go niecierpliwym machnięciem ręki. - Myślę, że mój plan jest o wiele lepszy. - Pociągnął nosem, otarł go rękawem i czekał. Zapadła długa i denerwująca cisza. Przerwało ją dopiero nadejście pazia, który oznajmił: - Umegat, sire. Do komnaty wszedł schludny roknaryjski zarządca, który rozejrzał się leciutko zdziwiony po zebranym tu towarzystwie, lecz podszedł spiesznie do władcy i skłonił się nisko. - Jak mogę wam służyć, panie? - Umegacie - odparł Orico - chciałbym, żebyś wyszedł na podwórze i złapał pierwszego świętego kruka, jakiego zobaczysz, a potem przyniósł go tutaj. A ty... - wskazał na pazia - pójdziesz z nim i będziesz świadkiem. No, pośpiesz się, szybko, szybko