... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
W kuchni było tak ciepło. Od kilku godzin pod kuchnią palił się ogień, pod tą starą, wysłużoną kuchnią, której Jakob po przeprowadzce wcale nie chciał wstawić. Bo i po co? We wszystkich pokojach mieli teraz centralne ogrzewanie, a w kuchni stała nowa kuchenka elektryczna. Ale Trude upierała się, żeby zostawić starą kuchnię węglową. Na wszelki wypadek, kiedy wyłączą prąd. Różnie to bywa. Albo kiedy trzeba będzie coś spalić. Poplamione krwią majtki, zakrwawioną torebkę albo dwa obcięte palce w liściach babki. Trude wsparła głowę na rękach i patrzyła niewidzącymi oczami na kuchnię. Po chwili przemogła się, poderwała z krzesła, odsunęła na bok fajerki i tak długo grzebała pogrzebaczem w żarze, aż nie było już widać nic, czego można się było przerazić. W tym czasie on biegł przed siebie lekkim kłusem, dotarł do polnej drogi, przyspieszył kroku, minął drut kolczasty i zbliżył się do kukurydzy. Na skraju pola zatrzymał się, podniósł do oczu lornetkę i obserwował bungalow Lukki. Nie miał pewności, czy jego przyjaciel Lukka jest w domu. Kiedy był, zawsze wychodził na dwór, jak tylko go zobaczył. Ale gdy Ben nie chciał, Heinz Lukka go nie widział. Przykucał wtedy, rozgarniał ostrożnie łodygi kukurydzy, a potem – ukryty w zielonym gąszczu – skradał się, okrążając dom, wygrzebywał nóż sprężynowy z niewielkiej jamy, którą wykopał dawno temu, chował go do kieszeni i obserwował polną drogę. W oddali pojawiły się obie dziewczyny, nadjeżdżały od strony Lohbergu. Ben poczuł nagłe trzepotanie serca i pospieszył im naprzeciw. To była gorączka, której nie mógł stłumić – ani na rozkaz swojego ojca, ani na bolesną prośbę matki. Zbliżały się powoli. Przepuścił je obok siebie i zachichotał, ponieważ na pozór wcale go nie zobaczyły. Kiedy były jakieś sto metrów przed nim, wynurzył się z kukurydzy, wypadł na drogę i popędził za nimi jak szalony. Dogonił je w mgnieniu oka. Musiały słyszeć jego kroki, ale żadna z nich się nie odwróciła. Od dawna brały udział w jego ulubionej zabawie – łapaniu. Wreszcie je dogonił. Wyciągnął rękę po dziewczynę jadącą po zewnętrznej stronie i gmerał palcami w gęstwinie ciemnych włosów, dając jej w ten sposób znak, żeby się zatrzymała. Blondynka również zatrzymała swój rower. Ciemnowłosa dziewczyna w okularach słonecznych była młodszą siostrą Bena. Domek na drzewie W styczniu osiemdziesiątego pierwszego Trude zatrzymał się okres. Początkowo nie zaprzątała sobie tym głowy, w jej wieku – Trude kończyła tego roku czterdzieści pięć lat – nieregularne miesiączkowanie nie było niczym niezwykłym. Poza tym w ostatnich miesiącach zeszłego roku rzadko sypiała z Jakobem. O ciąży nie pomyślała nawet przez sekundę. Nie to było źródłem jej troski. Martwiła się o Jakoba. Złość na Heinza Lukkę wciąż mu nie przechodziła, a co gorsza – w dalszym ciągu gnała go do gospody Ruhpolda. Jakob zawziął się i zdecydowanie odmawiał wzięcia udziału w zaręczynach Heinza. Wszyscy we wsi uważali te zaręczyny za prawdziwy cud. Heinz nie był już młodzikiem, dwa lata temu skończył pięćdziesiąt lat. W październiku zeszłego roku poznał kobietę, miłą i solidną osobę, jak to ujęła Trude, która była wprawdzie rozwódką – Heinz Lukka reprezentował ją na sprawie rozwodowej – i miała dwunastoletnią córkę, ale komu to mogło przeszkadzać? Co najwyżej Thei Kressmann, która zawsze była zdania, że Heinz Lukka jest opętany przez siedemnastoletnią dziewicę Marię. W lutym Heinz Lukka świętował swoje późne szczęście razem z pięćdziesięcioma zaproszonymi gośćmi w dobrej restauracji w Lohbergu. Gospoda Ruhpolda, zwierzył się któregoś dnia Trude, wydaje mu się „zanadto pospolita i – tak między nami – stanowczo zbyt plebejska na taką uroczystość”. Trude chętnie świętowałaby razem z nim i jego narzeczoną, ale ponieważ Jakob nie zamierzał robić przyjemności gospodarzowi wieczoru, więc i ona, chcąc nie chcąc, pozostała w domu. Niestety, szczęście Lukki trwało bardzo krótko. Pewnej niedzieli na początku marca, zaledwie w trzy tygodnie po wielkiej fecie zaręczynowej, narzeczona Heinza jechała do wsi ze swoją córką. Na szosie jej samochód wyleciał z toru