... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Dziękuję, ale nie chciałabym przerywać wam odbioru wiadomości. - To nie problem. Każdy terminal pracuje samodzielnie. To niezbędne, gdy w jednym domu mieszka troje indywidualistów. - Z Janet na czele - dodał Ian. - A swoją drogą, po co ci mapa granicy z Imperium? - Skoro nie mogę pojechać do domu pociągiem, muszę znaleźć jakiś inny sposób. - Tak też myślałem. Cóż, skarbie, zmuszasz mnie, abym schował przed tobą twoje buty. Czy nie zdajesz sobie sprawy, że mogą cię zastrzelić, gdy będziesz próbowała prześlizgnąć się między posterunkami? Nie wątpisz chyba, że po obu stronach jest trzy razy więcej żołnierzy niż zwykle? - Chyba jednak nic mi nie grozi, dopóki studiuję jedynie mapę? - Owszem, ale musisz przyrzec, że na tym skończy się twoje niezdrowe zainteresowanie południową granicą. - Myślę, iż nie powinno się zmuszać nikogo do kłamstwa - powiedział sentencjonalnie Georges. - To prawda - zadecydowała Janet. - Żadnych wymuszonych obietnic. Idź, Marjie. Ja w tym czasie posprzątam, Ian, ty na ochotnika mi pomożesz. Przez następne dwie godziny ślęczałam nad komputerem w swoim pokoju, wywołując z bazy danych, a następnie powiększając mapy poszczególnych odcinków granicy. Starałam się zanotować w pamięci każdy, najdrobniejszy nawet szczegół. Żadna granica nie jest na tyle szczelna, by nie można się było przez nią prześlizgnąć. Najbardziej uczęszczane szlaki przerzutowe prowadzą nawet jak na ironię tuż obok dobrze strzeżonych przejść. Ja jednak nie zamierzałam korzystać z uczęszczanych szlaków. W pobliżu znajdowało się sporo przejść granicznych: Emerson, Junction, Pine Creek, South Junction, Gretna, Maida i jeszcze kilka innych. Przez chwilę myślałam o Roseau River, szybko jednak zrezygnowałam tego projektu; rzeka wpadała do Red River od strony północnej. W dodatku mapa tego miejsca nie była zbyt dokładna. Na południowy wschód od Winnipeg, pomiędzy miastem a Jeziorem Leśnym, rozciągają się duże, praktycznie nie zamieszkałe i trudno dostępne tereny. Według mapy leżą one już na obszarze Imperium. Co więcej, nic nie wskazywało na to, by ktoś przekraczający granicę mógł tam napotkać jakieś przeszkody... z wyjątkiem ciągnących się kilkanaście kilometrów bagien. Nie jestem supermanem; mogłabym ugrzęznąć i utopić się. A jednak ów zupełnie nie strzeżony odcinek wyglądał zachęcająco. Lecz w końcu i ten pomysł musiałam porzucić. Teren należał co prawda do Imperium, był jednak oddzielony od samego Imperium dwudziestoma kilometrami wody. Ukraść łódkę? Mogłam się założyć o cokolwiek, że każda łódka przepływająca przez tę część jeziora zostanie natychmiast namierzona i zniszczona przez sieć zdalnie sterowanych promienników laserowych. Lasera nie da się przekupić. Postanowiłam poszukać czegoś innego. *** Kończyłam właśnie przeglądać mapy, gdy w głośniku terminalu odezwał się głos Janet: - Marjie, przyjdź prędko do salonu. Pospiesz się! Nie musiała mi tego powtarzać dwa razy. Gdy weszłam, Ian siedział przed ekranem i rozmawiał z kimś. Georges stał z boku, poza zasięgiem transmitera. Janet dała mi ręką znak, bym również trzymała się z dala od niego. - Policja - szepnęła. - Uważam, że natychmiast powinnaś udać się do Nory. Siedź tam i czekaj, aż sobie pójdą. - Wiedzą już, że tu jestem? - zapytałam także szeptem. - Na razie nie wiadomo. - Wobec tego najpierw się upewnijmy. Jeśli wiedzą, a nie znajdą mnie, będziecie mieli kłopoty. - Nie obawiamy się żadnych kłopotów. - Dziękuję. Posłuchaj my jednak. Ian nie odrywał wzroku od twarzy na ekranie. - Daj spokój, Mel. Georges nie jest „niebezpiecznym cudzoziemcem”, doskonale o tym wiesz. A co do tej... panny Baldwin, czy jak jej tam... dlaczego szukacie jej akurat tutaj? - Wczoraj wieczorem opuściła port razem z tobą i twoją żoną. Jeśli nawet nie ma jej już u was, to z pewnością wiecie, dokąd się udała. Zaś jeśli chodzi o Georgesa, każdy Quebekczyk jest dzisiaj niebezpiecznym cudzoziemcem, bez względu na to, od jak dawna tu siedzi i do jakich klubów należy. Lepiej więc dla niego będzie, jeśli odda się w ręce starego przyjaciela, a nie pierwszego lepszego gliny. Wyłączaj aktywny system; jestem gotów do lądowania. - Prawdziwy „stary przyjaciel” - szepnęła Janet. - Próbuje zaciągnąć mnie do łóżka od czasów uniwersyteckich i ciągle słyszy „nie”. Jest po prostu obleśny. Ian także z trudem ukrywał niechęć. - Do diabła, Mel! Nie jest to raczej najodpowiedniejszy moment, by rozmawiać na temat naszej przyjaźni. Jestem pewien, że gdyby Georges był tutaj, wolałby być aresztowany przez pierwszego lepszego gliniarza niż przez fałszywego przyjaciela. Przestań więc błaznować i zabieraj się stąd. Możesz wrócić tu jako policjant. - O’key, Ian. Sam się o to prosiłeś. Porozmawiamy inaczej. Mówi porucznik Dickey. Przybyłem dokonać aresztowania. Proszę wyłączyć aktywny system bezpieczeństwa; ląduję. - Ian Tormey, właściciel posiadłości. Poruczniku, proszę pokazać mi nakaz i trzymać go przed pańskim transmiterem. Zamierzam sprawdzić jego autentyczność. - Chyba postradałeś zmysły. Obowiązuje stan wyjątkowy. Nie muszę mieć żadnego nakazu. - Nie słyszę pana, poruczniku. - W takim razie może usłyszysz to, cwaniaczku. Zamierzam sam rozejrzeć się za urządzeniami ASB i zniszczyć je. Jeśli przy okazji zniszczę coś jeszcze, będziesz miał cholernego pecha. Ian skrzywił się ze wstrętem i wystukał coś na klawiaturze. - Aktywny system bezpieczeństwa wyłączony - powiedział, po czym przycisnął „BREAK” i odwrócił się w naszym kierunku. - Wy dwoje macie najwyżej trzy minuty, aby znaleźć się w Norze. Dłużej nie przetrzymam tego sukinsyna przy drzwiach