... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Ja sobie zawczasu zapowiedziałam, że go mieć nie chcę… Mama wpoiła we mnie pewne zasady, od których nie odstąpię. Będę panią siebie, serca i losów moich… O cóż idzie, ażeby być szczęśliwą?… Ciocia mówi, i mama się na to godzi, iż pierwszym warunkiem jest wielka fortuna… i że kobieta, która jej nie ma, przestaje być nią, a staje się istotą podrzędną i bez wdzięku… Potem trzeba być comme il faut*, a na ostatek zawsze panią siebie… i zimną, zimną a obrachowaną… Zdaje mi się, że mama była nadto dobrą i stąd wszystkie jej zawody… Dnia 20 marca Wczoraj mi dziennik przerwano, grzeczna Antosia przyniosła cukierków i jak siadła, z godzinę siedziała bawiąc mnie… Myślę, że chciała wyszpiegować, co ja robię, i posądziła mnie o jakieś listy… One wszystkie bawią się w te liściki… pas si b?te*… Do studentów pisać nie mam ochoty, profesorów także nie myślę kokietować… boć to przecie nie naszego świata ludzie… a jak mi przyjdzie pisać na serio… potrafię bez próby… Nigdy nic piękniejszego nie czytałam nad jeden list francuski mamy, nie wiem do kogo pisany… mais c’était si finement touché*!… tak bym pisać chciała — i muszę. Jeszcze rok tej niewoli i wyproszę się koniecznie na wieś… do Sulimowa… więcej się tam nauczę przy mamie niż tu z tymi nauczycielami. Ciocia mówi, i mama się na to zgadza, że kobiecie nauk głębokich nie potrzeba, tylko ogólnych nocyj* wszystkiego, że kobieta z rozumem odgaduje wszystko… a ta, co go nie ma, nabrać go nie potrafi… Tymi swymi nudnymi naukami zawędzają nas… A! ten czas, ten czas… żeby sobie przeleciał jak najprędzej. Dnia 21 marca Najniespodziewańsza w świecie niespodzianka! Łysy, w okularach, stary nudziarz profesor Mad… zaczynał przez nos wykład historii, drżałam, żeby na mnie kolej nie przyszła, bo nic a nic nie umiałam lekcji… gdy czarne loki, które co dzień odpoczywające widuję wieczór na toalecie panny Ropeckiej, ukazały się przylepione do jej żółtej twarzy i szept po ławce aż do mnie doleciał: —…Mademoiselle Seraphine*… W pierwszej chwili, wyznaję, żem się o dziennik przelękła, czy nie został odkrytym lub zdradzonym, alem go czuła na piersiach… Ta nieznośna Ropecka, która nigdy nikomu przyjemności żadnej nie uczyni z dobrej woli, a ma zawsze ochotę męczyć i niecierpliwić, twarz nasrożywszy, jakby o nie wiem tam co chodziło… wskazała mi tylko drzwi i lakonicznie rzekła: — Madame Fellner vous demande!*… Zupełnie mnie to zmieszało… Nie pojmowałam, co by to być mogło… ale — idę. Otwieram drzwi… o radości! o szczęście! Mama siedzi na kanapie… Skoczyłam rzucić się jej w objęcia… przycisnęła mnie do serca… Jakaż ona zawsze śliczna! jaka ona młoda!… jak jej każdy strój do twarzy!… Przy mnie zaraz zapowiedziała pani Fellner, że się za mną stęskniła, że prawie umyślnie przybyła, ażeby dni kilka przebyć ze mną, i że mnie ze sobą zabiera… Nie posiadałam się z radości… Fellnerowa nie śmiała się otwarcie sprzeciwiać, skrzywiła się tylko i swoim kwaśno— słodkawym głosikiem bąknęła coś o przerwanych naukach, ale mama, której nic się oprzeć nie może, zamknęła jej usta uściskiem… Otwarcie powiedziała, iż widzi dla mnie potrzebę rozrywki, odświeżenia się, dla swojego serca zbliżenia się do jedynaczki… Stara Fellner zaczęła coś żuć w ustach, jak to ona umie, gdy zła, a nie śmie się rozgniewać, i na tym się skończyło… Pobiegłam książki i seksterna w kąt rzucić, wziąć tylko kapelusz, szal i rękawiczki — i w chwili byłam gotową… A! przynajmniej się odetchnie wolniejszym powietrzem… I mam pewne plany… zobaczymy! O północy Mama usnęła, korzystam z tego, aby się rozpisać w dzienniku o przygodach dnia tego… Już w drodze, jadąc do hotelu, uważałam z rozmowy, iż mama nie była zupełnie zadowoloną pensją pani Fellner i że nie znajdowała ją dosyć dystyngwowaną*. Utwierdziłam ją w tym przekonaniu wyliczając wszystkie panienki różnych procedencyj*, kolegujące z nami