... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Nie potrzebował ich wszakże i nie potrafił ukryć tego przed swymi towarzyszami. Pewnego dnia przeor powiedział ochmistrzowi, ten Pierwszemu Stajennemu, on zaś Amasie i pozostałym stajennym, by umyli się trzykrotnie, za każdym razem mydłem. Starzy pracownicy wiedzieli, co to znaczy i wyjaśnili nowym: chodziło tu o Królewską Inwokację, której dopełniano co siedem lat. Biskup zabierze ich wszystkich, by mu usługiwali, gdy on sam będzie uczestniczył w uroczystych obrzędach. Muszą czysto i pięknie wyglądać oraz uperfumować włosy. Zobaczą też króla i królową. - Czy ona jest piękna? - spytał Amasa, zaskoczony szacunkiem, z jakim mówili o niej ci ludzie; z zasady nie szanowali nikogo. Stajenni roześmiali się i porównali królową do góry, planety i księżyca. Wtedy jednak motyl usiadł na głowie pewnej staruszki i śmiech nagle ucichł. - Motyl - szepnęli wszyscy. Oczy kobiety stały się puste jak bezdenne studnie i zaczęła mówić: - Święty Amaso, królowa jest piękna dla tych, którzy mają oczy, by ujrzeć jej urodę. - Patrzcie, motyl przemawia do tego nowego, co przyszedł nagi do Hierusalem - szepnęli służący. - Święty Amaso, ze wszystkich świętych mężów, jacy przybyli tu ze świata, ze wszystkich tych mądrych i zmęczonych dusz, ty jesteś najmądrzejszy, najbardziej zmęczony i najświętszy. Amasa zadrżał, słysząc głos motyla. Wydało mu się, iż unosi się nad szczeliną Ekdippy, wyciągającej macki, by go schwytać. - Przyprowadziłyśmy cię tutaj, abyś ją uratował - mówiła dalej staruszka, patrząc prosto w oczy Amasy. Amasa potrząsnął głową. - Skończyłem z podróżami. Wtedy piana pojawiła się w ustach kobiety, woskowina popłynęła z jej uszu, śluz z nosa, a iskrzące się łzy z oczu. Amasa sięgnął po motyla siedzącego na jej głowie, kruchego motyla, który tak ją dręczył. Wziął go prawą ręką, złożył jego skrzydła lewą, a potem złamał jak patyczek. W powietrzu rozległ się dźwięk podobny do szczęku metalu. Z ciała motyla nie wypłynęła posoka, gdyż wykonano go z materiału twardego jak metal i jednocześnie kruchego. Iskry elektryczne tańczyły przez chwilę między połówkami motyla, a potem zniknęły. Staruszka padła na ziemię. Pozostali służący ostrożnie oczyścili jej twarz i zanieśli ją na posłanie, by tam się ocknęła. Nie odezwali się do Amasy. Uczynił to tylko Pierwszy Stajenny, który spojrzał na niego dziwnie i zapytał: - Dlaczego chcesz żyć wiecznie? Amasa wzruszył ramionami. Na nic by się zdały tłumaczenia, że chciał ulżyć dręczonej staruszce i dlatego zabił źródło bólu. Zresztą coś innego odwróciło jego uwagę, gdyż słyszał teraz brzęczenie u podstawy mózgu: wirowały tam niewiarygodnie małe przełączniki, kręcąc się w lewo lub w prawo; bramki otwierały się lub zamykały; bieguny stawały się dodatnie lub ujemne. Od czasu do czasu jakaś wizja pojawiała się w jego mózgu tak szybko, że nie mógł zobaczyć jej całej, aby rozpoznać. Teraz widzę świat oczami motyla, pomyślał. Teraz olbrzymi mózg maszynerii Hierusalem widzi świat moimi oczami. Szary czeka przy tym oknie: to właśnie to. Nie zastanawia się, skąd o tym wie. Czuje tylko, że został stworzony dla tej chwili, że wszystkie pragnienia jego życia kryją się w tym oknie. Nie może oddalić się, by zapolować, gdyż jego wielki pręcik pulsuje pożądaniem i tej nocy dozna zaspokojenia. Dlatego Szary czeka przy oknie; słońce zachodzi, niebo szarzeje, ale on nadal czeka. Wreszcie wszystkie światła zniknęły z nieba i zapadła głęboka cisza. Szary porusza się w mroku, aż jego długie palce znajdują kamienną krawędź okna. Wtedy wciąga się do środka, a kiedy jego olbrzymi pręcik ociera się boleśnie o kamień, myśli tylko: ulga dla ciebie, ulga dla ciebie. Obiektem jego poszukiwań jest wielka góra, która sapie leżąc na morzu pościeli. Jest tak wielka i ciężka, że oddech ma krótki i urywany. Szary nic o niej nie myśli, tylko skrada się pod ścianą, aż wreszcie dociera nad jej głowę. Patrzy pytająco na tłustą twarz, ta go jednak nie interesuje. Wpatruje się w przestrzeń koło jej barków, gdzie pościel jest otwarta jak wejście do namiotu. Z jakiegoś powodu przypomina mu ona liście. Dlatego Szary opada na łoże i biegnie do schronienia. Niestety, to nie jest kamień! Nie może się poruszyć, gdyż ciało kobiety podskakuje gwałtownie tak, że palce jego nóg i rąk nie znajdują pewnego oparcia, lecz coś zmusza go do tego: jego pręcik swędzi od wydzielającego się pyłku. Szary wie też, iż nie może się zatrzymać na tym niepewnym podłożu. Posuwa się zatem tunelem w pościeli; spocone ciało znajduje się z jednej strony, namiot z koców w górze i po drugiej stronie. Bada teren; pełznie niezdarnie po wielkiej gałęzi i wreszcie znajduje to, czego szukał. Och, najwyższy czas, najwyższy, gdyż widzi pąk wielkiego kwiatu, soczysty słupek czekający tylko na niego. Skacze. Przywiera do jej ciała, tak jak przedtem przywierał do wielkich żeńskich drzew, do kamienia. Pogrąża pręcik w słupku i zasypuje pyłkiem jego ścianki. Właśnie po to żył, a kiedy się skończyło, po kilku chwilach, gdy wreszcie zrzucił pyłek, umiera i opada na pościel. Królowa miała gorączkowe sny. Ponieważ na jawie wiodła jałowe i puste życie (gigantyczna tusza krępowała jej ruchy) we śnie była śmiała i nigdy się nie męczyła. Czasami śniła o wielkim konnym pościgu po nierównym terenie. Kiedy indziej latała we śnie. Dzisiejszej nocy zaś śniła o miłości, namiętnej i niepohamowanej. Lecz w chwili ekstazy ujrzała jakąś twarz, wpatrującą się w nią surowo, poczuła, że czyjeś dłonie oderwały od niej kochanka, i zlękła się mężczyzny, który patrzył na nią pod koniec snu. Obudziła się, drżąc na wspomnienie tej miłości i z żalem przypomniała sobie, gdzie się naprawdę znajduje: że zabłądziła w pałacu, że wygląda tak niezgrabnie, jak chore drzewo ze zwałami tłuszczu, że jest bardzo nieszczęśliwa i że jakiś dziwaczny mężczyzna niepokoił ją we śnie. A potem, kiedy lekko się poruszyła, poczuła coś zimnego i suchego między nogami. Znieruchomiała z przerażenia, gdyż nie wiedziała, co tam tkwi. Widząc, że się obudziła, jakiś sługa ukłonił się jej i zapytał: - Pani, czy zechciałabyś zjeść śniadanie? - Pomóż mi - szepnęła. - Chcę wstać. Zaskoczony sługa wezwał pozostałych. Kiedy stoczyli królową z łoża, znów to poczuła, a gdy stanęła na nogach, rozkazała im odrzucić prześcieradła. Leżał tam, bezwładny, pusty, szary jak spłaszczony kamień. Słudzy jęknęli na ten widok, ale nie pojęli, co to takiego. Lecz królowa natychmiast wszystko zrozumiała. Ostatniej nocy jej sny były zbyt prawdziwe i wielki członek na martwym ciele zbyt dobrze pasował do jej wspomnienia o widmowym kochanku. Ten mały potwór nie przybył jako pasożyt, by wyssać jej krew: przybył, aby dać, a nie wziąć. Nie krzyknęła. Wiedziała tylko, że musi stąd wybiec, musi uciec. Dlatego zaczęła się poruszać bez niczyjej pomocy i ku swemu zaskoczeniu nie upadła. Nogi królowej, którym odraza dodała sił, nie ugięły się pod ciężarem jej ciała, utrzymały je w pozycji stojącej