... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Na pewno nie grozi Polsce nowa inwazja dziś albo jutro. Któż jednak na progu 1932 r. mógł odgadnąć, że tylko siedem lat dzieli od chwili, gdy Niemcy zajmą wpierw Polskę, a później prawie całą Europę. Rzesza Weimarska była państwem sparaliżowanym przez wewnętrzne konflikty, a Reichswehrę Traktat Wersalski ograniczył do 100 tysięcy żołnierzy. Bolesne doświadczenia przeszłości uczą ostrożnego spojrzenia w dalszą przyszłość. Jesienią ub. roku amerykańską społeczność polonijną ogarnął niepokój o kraj macierzysty. Wyglądało na to, że głośne weto Jelcyna w sprawie przyjęcia Polski do NATO zostało z miejsca podchwycone przez Amerykę i jej sojuszników. Cały obszar między Niemcami a Rosją stał się strefą nie bronioną. Mienie nie strzeżone - pokusa dla złodzieja Mienie nie strzeżone jest pokusą dla złodzieja, powiedział Amerykanom Andrzej Olechowski w czasie swej waszyngtońskiej wizyty. Ilu wojen dałoby się uniknąć, gdyby napastnik z góry wiedział, co go może czekać. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej utraciły wolność na pół wieku, bo zachowanie się wpierw Anglii, a później obu rządów anglosaskich doprowadziło Stalina do wniosku, że może zdobyć wschodnią połowę Europy bez jakiegokolwiek ryzyka konfliktu wojskowego, a nawet politycznego. Za darmo. NATO ocaliło świat przed trzecią wojną światową, bo stało się skutecznym instrumentem nuklearnego odstraszenia agresywnej potęgi sowieckiej. Odmowa przyjęcia Polski do NATO może mieć skutek odwrotny. Może stać się sygnałem dla potencjalnego napastnika, że w razie ataku na Polskę będzie ona zdaną na własne siły. Strategiczne partnerstwo USA i Rosji Jelcyn w swoim liście z 15 września ub.r. nie ograniczył się do założenia weta przeciwko rozszerzeniu NATO na Wschód. Wysuwał propozycje, by państwa NATO z jednej strony, a Rosja z drugiej stały się gwarantem granic, suwerenności i utrzymania pokoju w Europie Środkowo-Wschodniej. Na zasadzie porozumienia wielkich mocarstw Rosja uzyskałaby jako gwarantka prawo do interwencji, jeśliby uznała, że suwerenność, integralność terytorialna albo stabilność państw tego rejonu jest zagrożona. List Jelcyna spotkał się z milczeniem Waszyngtonu. Pełny jego tekst ogłosiło czeskie pismo "Mlada Fronta" dopiero w dwa i pół miesiąca później, 2 grudnia. Propozycja zbliżenia między Moskwą i USA trafiła najwyraźniej na podatny grunt. W Waszyngtonie zaczęto coraz częściej mówić o "strategicznym partnerstwie" Stanów Zjednoczonych i Rosji. Miałoby ono doprowadzić do nuklearnego rozbrojenia obu potęg, utworzenia wspólnego frontu przeciwko rozpowszechnianiu broni nuklearnych i państwom stosującym terror w skali międzynarodowej. Z inspiracji Grahama Allinsona, urzędującego zastępcy podsekretarza obrony, powstała nawet "prywatna" amerykańsko-rosyjska grupa robocza. Przewodniczącym z ramienia Moskwy był członek Rady prezydenta Federacji Rosyjskiej, S. Karaganow, a ze strony amerykańskiej b. zastępca sekretarza obrony F. Ikle. Wysmażono wspólnie projekt doktryny "strategicznego partnerstwa". Jako dawny konsultant Państwowej Rady Bezpieczeństwa (przestałem nim być w chwili objęcia rządów przez administrację Clintona) przyjęty zostałem 19 listopada w Białym Domu przez Nancy Soderberg, asystentkę prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa, i złożyłem na jej ręce memoriał adresowany do dyrektora Państwowej Rady Bezpieczeństwa p. Anthony Lake'a. Wyraziłem w nim zaniepokojenie społeczności polsko-amerykańskiej o to, by wspieranie Jelcyna nie zostało odebrane w Moskwie jako milczące lub wyraźne poparcie rosyjskich ambicji odrodzenia sowieckiego imperium i "strefy wpływów" w Europie Środkowo-Wschodniej. Memoriał wsparty był cytatami z wystąpień A. Kozyriewa. Niezwykle uprzejma odpowiedź Lake'a utrzymana była w tonie uspokajającym. Dyrektor PRB zapewniał, że polityka rosyjska wobec "bliskiej zagranicy" i krajów środkowo-wschodniej Europy jest uważnie śledzona, a bezpieczeństwo Polski oraz innych krajów tego rejonu jest i pozostaje przedmiotem poważnej troski USA i ich sojuszników. Niestety w tym samym dniu sekretarz stanu Warren Christopher w wywiadzie udzielonym publicyście "Washington Post" oznajmił, że Stany Zjednoczone nie mogą angażować się na nowo w "politykę powstrzymywania Rosji". W liście do redakcji, ogłoszonym w "Washington Post" (7 grudnia ub.r.) zwracałem uwagę, że te słowa w ustach sternika amerykańskiej polityki zagranicznej są nawrotem do polityki Roosevelta w latach 1944-1945. Będą zrozumiane w Moskwie jako zielone światło otwierające drogę do bezkarnej ekspansji. Widmo Jałty Zapachniało znowu Jałtą. Artykuł dwóch czołowych publicystów Rowlanda Evansa i Roberta Novaka, pisany pod wpływem polskich kół w Waszyngtonie, nosił tytuł Widmo Jałty. Ukazał się w "Washington Post" i w 120 pismach prowincjonalnych. Dla Polonii zabrzmiał jak uderzenie w dzwon alarmowy. Już na kilka tygodni przedtem prezes KPA, Edward Moskal, skierował list do senatora ze stanu Illinois, Paula Simona, wyrażający głębokie zaniepokojenie Polonii imperialistycznymi ambicjami Jelcyna, które znalazły już swój konkretny wyraz w Gruzji. Senator zareagował listem do Clintona, w którym proponował, by prezydent przyjął prezesa Moskala. Sugestia nie spotkała się z żadną reakcją. Natomiast dzięki interwencji wypróbowanej przyjaciółki Polski, Madeleine Albright, ambasadora USA przy ONZ i członka gabinetu, minister A. Olechowski zaproszony został do złożenia oficjalnej wizyty w Waszyngtonie. Lawina listów i depesz "Gwiazda Polarna" ukazująca się w Wisconcin i nowojorski "Nowy Dziennik" Bolesława Wierzbiańskiego były pierwszymi pismami, które wezwały czytelników do masowego wysyłania listów do prezydenta i członków Kongresu. 16 grudnia ub.r