... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Ludzie padali na ziemię przestraszeni. Orszak wiodący ojca Matię przeciągnął powoli w milczeniu i znikł na drodze do grodu. Rozdział 23. EPILOG. W roku 973, w kilka lat po opisanych wypadkach, cesarz Otto z cesarzową Adelajdą, opowiadają współczesne kroniki z Włoch, znowu dążąc na święta wielkanocne do Quedlinburga, gdzie w niedawno założonym klasztorze, córka jego ksienią była, na Kwietnią Niedzielę stanął w Magdeburgu. Pan to był wielce pobożny, więc jak skoro ujrzał krzyże kościelne, a posłyszał dzwony witające go wesołymi odgłosy, zsiadł z konia natychmiast. Naprzeciw niego szło z zapalonymi świecami i pochodniami duchowieństwo, arcybiskupi Geron i Adalbert, prałaci, zakonnicy, niosący relikwiarze, krzyże, obrazy i kadzielnice. Zatrzymawszy się, cesarz ucałował podaną mu Ewangelię i relikwie i przy odgłosie pieśni szedł dalej na czele duchowieństwa do kościoła, w którym, drogie niedawno otrzymane relikwie świętego Maurycego złożone były. Nazajutrz, opisują ciż kronikarze, cesarz niezmiernymi darami ubogacił kościół, biskupstwo, księży i samo miasto. Między innymi były tam księgi, naówczas rzadkie, przedziwnie pisane i malowane, jakimi niewiele świątyń pochlubić się mogło. W tym samym czasie Mieszko, także w poczcie wspaniałym, zdążał do Quedlinburga, dla powitania sprzymierzeńca swego, cesarza, niosąc mu bogate dary. Wśród orszaku książęcego, obudzający po drodze podziw ludzi i zdumienie, szedł ogromny wielbłąd czerwoną kapą okryty, przeznaczony w ofierze dla Ottona. Tym razem zmieniło się zupełnie położenie Mieszka, stosunki jego, siła i znaczenie. Pomiędzy nim a szwagrem Bolesławem panowała niechęć i wojna o Szląsk i Chorbacją, którą oba posiadać chcieli. Mieczysław pochlebił już sobie, że zawładnie Słowiańszczyzną całą, tąż samą myślą żył Bolko. Oba szukali przymierza z cesarstwem dlatego tylko, aby móc całą siłę na zwiększenie państwa swojego obrócić; oba rozumieli to, że kraje o jednej mowie musiały albo się znaleźć w jednym ręku, lub stać się łupem cesarskich margrafów. Lecz Otto starzał, myślą i sercem mieszkał za Alpami, tu chciał czymkolwiek bądź okupionego spokoju. W tym roku zjazd do Quedlinburga był liczniejszy daleko niż lat dawnych; przybywali posłowie upokorzonych Greków, co się niedawno z potęgi Ottona naśmiewali, posła jego lekce ważąc w Bizancjum, szli posłowie Benewentu, jechali wysłannicy Ghezy , księcia Ugrów, Bułgarowie, Duńczycy i liczni kneziowie słowiańscy, na których czele Mieszko Polański i Bolko Czeski. Dwór Mieszków świetniejszy był nad wszystkie, a ochrzczony kneź stał już na równi z najdostojniejszymi diukami, kłaniał się jeszcze potędze cesarskiej, ale dlatego tylko, aby się od niej i wszelkiej innej wyzwolić. Na obliczu też księcia widać było ufność w swą siłę i spokój, które choć się okrywały pokorą, tryskały spod niej jak rumieniec z bladych po liczków, gdy je duma zagrzeje lub gniew. Przodem, przed panem, poszły do Quedlinburga obozy, ludzie i konie zajęły miejsce najlepsze, a kneź znalazł namiot rozbity i dwór gotowy na przyjęcie. Tłumy skupiały się około, wysoko nad ludzi i konie podnoszącego głowę potwora, wielbłąda. Zaledwie przybył Mieszko, przyszli mu się pokłonić słowiańscy wodzowie, czuli w nim pana, a szanowali wojownika, który nigdy oręża nie składał i nieustannie był czynnym. Gdy drugiego dnia świąt wielkanocnych posłuchanie miał Mieszko otrzymać, jechał na nie z całym orszakiem swym, przypasawszy miecz niegdyś przez Ottona mu dany. Za nim strojni, z włóczniami do turniejów, wojownicy, pacholęta, niosący tarcze i miecze, konie powodne. Na grzbiecie wielbłąda, sznurami purpurowymi związane, suknem fryzyjskim okryte, jechały dary dla Ottona. Kilka lat walk i życia posrebrzyły włosy i brodę cesarza, poorały mu twarz smutkiem jakimś, jakby przeczuciem grobowym okryły czoło. Zdawał się przewidywać, że ciężkie berło, które w dłoni dźwigał, rychło mu śmierć wydrze. Gdy z pokłonem wszedł Mieszko, Otto go jak znajomego po witał mile i do tronu, na którym siedział, ręką bliżej zawezwał. Wiele się zmieniło w krótkim czasu przeciągu rzekł, patrząc nań. Wyście, dzięki Bogu, i sami prawdziwą wiarę przyjęli, i kraj swój do Kościoła przyłączyli. Szczęściło się wam z nieprzyjacioły, błogosławieństwa doświadczyliście mnogiego, a ufam, że ono Was nie odstąpi. Tu westchnął. Nie bojujcie tu, a nie walczcie z sobą, ani z moimi. Wiele bez tego do czynienia macie. Pogan zostało mnogo, kościołów jest mało, duchowieństwa wam braknie. Chrzcić i nawracać, a chrztem podbijać możecie ludów wiele. Wy, Bolko i moi margrafowie idźcie razem na wytępienie pogaństwa. Westchnął Otto, a Mieszko odrzekł, że rad by żyć ze wszystkimi w pokoju, ale swoich ziem, do których ma słuszne prawa, nikomu sobie wydrzeć nie dozwoli. Nic na to nie rzekł Otto, a po chwili znowu pokoju z Czechami życzył. Mieszko zamilkł ostrożnie. Święta to były pamiętne z wielu różnych obrzędów i wypadków. Dnia pierwszego kwietnia nagle zmarł Herman, książę saski, którego ciało cesarz uczcił, gdy je syn wyprowadzał do rodzinnego grobu do Lunenburga, którego niegdy pokonany przez Mieszka Wigman tak mu zazdrościł. Za życia jeszcze Herman, powaśniwszy się z Brunonem, biskupem ferdeńskim, wyklętym był przez niego. Gdy zwłoki prowadzono, syn Bernard zaklinał mściwego nieprzyjaciela, aby z nieboszczyka przynajmniej zdjął klątwę i dozwolił go w poświęconej ziemi pochować. Bruno był nieubłaganym . Mieszko, obdarowany przez cesarza nawzajem, powrócił już był do domu, sposobiąc się do nowej walki z bratem żony, gdy cesarz, który na Wniebowstąpienie znajdował się w Merseburgu, wyjechawszy stąd we wtorek przed Zielonymi Świętami, spoczął w Memleben . Tu siadł jeszcze wesół do stołu, rozmawiał z przybocznymi, ale w czasie nieszporów nagle słabnąć począł. Pochwycono go i przeniesiono na łoże, otoczyło duchowieństwo modląc się... Nazajutrz Otto cesarz nie żył. Następca już koronowany obejmował po nim rządy. W tych samych stosunkach ostrożnego przymierza i warunkowej przyjaźni, która napadać na granice i ścierać się często nie przeszkadzała, pozostał polański książę z Ottonem Drugim. Sascy cesarze nadto marzyli o Włochach i Rzymie, aby spokoju granic swych choćby ofiarami nie okupywali. Czescy i polańscy książęta byli może temu winni, że gdzie indziej odwrócona potęga cesarstwa im rosnąć, skupiać się i zagarniać kraje słowiańskie pod panowanie swe dozwalała. Spytacie może o losy ojca Matii, czyli Własta, syna Lubonia? Milczą o nich dzieje nasze. Pierwszy kapłan i apostoł nie dobijał się żadnego stanowiska w hierarchii kościelnej ani sławy i rozgłosu pomiędzy ludźmi. Cicho przeszedł po świecie tym, kryjąc się z sobą i okrywając pokorą