... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Jestem pewien, że rada zechce przekazać Cyklopowi - i jego technikom - naszą wdzięczność za ich nieustające wysiłki. Rozległ się pomruk zgody. Ani Taigher, ani Peter Aage nie patrzyli mu w oczy. - Zostało jeszcze jakieś sześć do ośmiu tygodni złej pogody, a potem możemy oczekiwać wznowienia poważniejszych działań przez nieprzyjaciela. Po wysłuchaniu raportów komisji szkolenia i zaopatrzenia jasno widać, że czeka nas mnóstwo roboty. W rzeczy samej, krótki raport Philipa Bokuto zapoczątkował poranną litanię złych wieści. Gordon zaczerpnął tchu. - Gdy latem zaczęła się inwazja holnistów, powiedziałem wam, byście nie liczyli na żadną pomoc ze strony reszty kraju. Ustanowienie sieci pocztowej, co zrobiłem z waszą pomocą, jest tylko pierwszym etapem długiego procesu ponownego jednoczenia kontynentu. W najbliższych latach Oregon pozostanie praktycznie sam. Udało mu się skłamać przez implikację - wypowiadał zdania będące dosłowną prawdą. Dobrze opanował tę umiejętność, nie był jednak z tego dumny. Nie będę owijał w bawełnę. Fakt, że ludzie z okolic Roseburga przysłali nam na pomoc jedynie garstkę, był najgorszym ze wszystkich ciosów. Południowcy mają doświadczenie, umiejętności i, co najważniejsze, przywództwo, a to jest nam najbardziej potrzebne. Moim zdaniem przekonanie ich, by nam pomogli, musi mieć bezwzględny priorytet. Przerwał. - Dlatego - zaczął znowu udam się osobiście na południe, by nakłonić ich do zmiany zdania. To oświadczenie wywołało prawdziwy tumult. - Gordon, to szaleństwo! - Nie możesz... - Jesteś nam potrzebny tutaj! Zamknął oczy. W ciągu czterech miesięcy stworzył sojusz wystarczająco silny, by opóźnić marsz najeźdźców i utrudnić im życie. Dokonał tego głównie dzięki swym talentom gawędziarza, nabieracza... kłamcy. Nie łudził się, że jest prawdziwym przywódcą. To jego postać utrzymywała w całości Armię Willamette... jego legendarne pełnomocnictwa inspektora reprezentującego odrodzone państwo. “Państwo, którego jedyna ocalała iskra będzie wkrótce martwa jak kamień, jeśli nie zrobi się czegoś cholernie szybko. Nie potrafię poprowadzić tych ludzi! Potrzebny im generał! Wojownik! Ktoś taki jak George Powhatan”. Uciszył wrzawę podniesieniem ręki. - Pojadę tam. Chcę też, byście wszyscy mi obiecali, że nie zgodzicie się pod moją nieobecność na żadne zwariowane, desperackie przedsięwzięcia. Spojrzał prosto na Denę. Przez moment patrzyła mu w oczy. Wargi miała jednak zaciśnięte, a po chwili oczy jej ściemniały i odwróciła nagłym ruchem głowę. “Czy niepokoi się o mnie? - zastanowił się Gordon. Czy o swój plan?” Wrócę, nim nadejdzie wiosna - obiecał. - I sprowadzę pomoc. Pod nosem całkiem cicho dodał: - Albo zginę. 6 Przygotowania zajęły trzy dni. Przez cały ten czas Gordon był poirytowany. Żałował, że nie może odjechać po prostu. Całe przedsięwzięcie zamieniło się jednak w ekspedycję. Rada nalegała, żeby przynajmniej do Cottage Grove towarzyszył mu Bokuto wraz z czterema innymi mężczyznami. Johnny Stevens ruszył przodem w towarzystwie jednego z ochotników z południa, by przygotować drogę. Ostatecznie przybycie inspektora powinno być zapowiedziane. Dla Gordona wszystko to było nonsensem. W ciągu godziny spędzonej z Johnnym nad przedwojenna mapą samochodową zorientowałby się, jak dotrzeć do celu. Jeden szybki koń plus drugi na zapas byłby równie dobrą ochrona jak cały oddział. Szczególnie niezadowolony był z tego, że musi zabrać ze sobą Bokuto. Był on potrzebny tutaj. Rada okazała się jednak niewzruszona. Albo zgodzi się na ich warunki, albo w ogóle nie pozwolą mu jechać. Grupa opuściła Corvallis wczesnym rankiem. Dotkliwe zimno sprawiało, że z koni biła para. Gdy przejeżdżali obok starego boiska oregońskiego uniwersytetu, minęła ich kolumna maszerujących rekrutów. Choć postacie były szczelnie opatulone, ich śpiew wskazywał niedwuznacznie na żołnierki Deny. Nie wyjdę za faceta, który pali papierosy, Drapie się, beka i wrzeszczy wniebogłosy. Może nie wyjdę za mąż i już, Nie wyjdę za mąż i już! Lepiej usiądę w cieniu sama jedna, Stara panna grymaśna i wybredna