... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Pomyślałem wtedy: “To nie samolot, to nic takiego" i poczułem niepokój, jakbym spodziewał się czyjejś wizyty. Powiedziałem o tym Annie. Odparła: “A któż mógłby to być?" Odparłem, że nie wiem i poszedłem spać. Tak bardzo ją kocham. Spójrz, nie wierzę własnym oczom: jeden, dwóch, trzech, czterech, pięciu, sześciu. Podnoszę wzrok znad książki, a tam przy końcu łóżka stoi sześć postaci wpatrujących się w nas. Żona śpi, odwrócona plecami. Mówię do niej: “Anna, Anna, spójrz tylko!" Wyglądają niezbyt przyjaźnie. To dziwne, nie potrafię sobie nawet wyobrazić, skąd się wzięli. Nie wydają dźwięku. Chyba weszli tu z pokoju. Drzwi są ciemną plamą. Nelson śpi pod łóżkiem (Nelson to nasz pies). “Nelson! Nelson!" Szelma, śpi pod łóżkiem. Czuję się tak, jakby ktoś wrzucił mi na barki przygniatający ciężar. Chcę wstać. Przychodzi mi na myśl mój synek. Rozpaczliwie próbuję wstać. Myślę o dziecku. Nie rozumiem, o co tu chodzi. Może to dlatego, że mieszkamy tak wysoko? Dlaczego przydzielili nam to mieszkanie? Nie mogli mi dać czegoś na parterze? Zaraz wybuchnę płaczem – nie mogę wstać, a za drzwiami panuje ciemność. A oni po prostu stoją. Nie odzywają się, w ogóle nie wyglądają na żywe istoty. Pięcioro, sześcioro dzieci. Sześcioro dzieci czarnych jak smoła. Czy ja naprawdę to widzę? “Anna! Anna!" Nikt tego nie zauważa, to tylko moje przywidzenia. Zamykam oczy, potem je otwieram. Nastąpiła zmiana. Teraz stoją po obu stronach łóżka, skamieniali w ruchu, jak gdyby przemieszczali się tylko wtedy, gdy się na nich nie patrzy. Zwariowałem. Zupełnie zwariowałem! To nie może być prawda! “Anna? Anna!" Szarpię ją, nie spuszczając z nich wzroku. Mają na sobie uniformy. To wprost niewiarygodne, nierealne. Z pewnością nierealne. “Anna?" Dlaczego do licha nie mogę jej obudzić? Nigdy nie śpi tak mocno. “Anna, obudź się, proszę! Anna, Anna!" Jezu Chryste! Czuję się jak w innym świecie. Nie mogę jej obudzić, a za każdym razem, gdy na nią spojrzę, oni posuwają się kawałek w moim kierunku. To prawdziwy koszmar. To prawdziwy, wstrętny koszmar! O Boże, dlaczego nie mogę jej obudzić? Głos l (basso profundo): – Wcale nie próbujesz jej obudzić. Nie próbuję jej obudzić? Odczuwam ulgę, uspokajam się. Głos 2 (jasny, wysoki): – Oni są w porządku. – Oni są w porządku? Co to znaczy? Głos 2: – Oni muszą to zrobić. – Muszą to zrobić. Kim oni są? Dlaczego tu stoją? Mam wrażenie, że sypialnia jest pełna ludzi. Ktoś powtarza mi, że wszystko w porządku. Wiem, że wszystko w porządku, ale nadal chciałbym wstać i... Znów się przysunęli. Gdy usiłowałem wstać z łóżka, przysunęli się jeszcze bliżej. Stoją teraz przy mnie: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć... (razem ośmiu). Trzech z prawej strony, pięciu w nogach łóżka. A cholerny Nelson chrapie pod łóżkiem. Przynajmniej pies powinien się obudzić. Na co komu taki pies? To nie ludzie, a więc to sen. Mój dzieciak westchnął “ach!" Powiedział “ach!" Teraz krzyknął głośno, naprawdę głośno! Teraz znowu. “Ach!" Pierzchają na wszystkie strony, gdy wyskakuję z łóżka i pędzę do jego sypialni, a on wciąż krzyczy. Wpadam do pokoju, tam na samym środku stoi modliszka. Już jest przy oknie. Podbiegam do synka – wyciąga do mnie rączki i krzyczy. Nigdy nie słyszałem takiego wrzasku dziecka. A co się dzieje z Anną? “Anna! Co to u licha było?" Unoszę dziecko, przytulam zesztywniałe, lodowato zimne ciałko. Pieluszka zsunęła mu się i zaplątała wokół kolan. Wchodzi Anna. Oboje tulimy dziecko, które powoli się uspokaja. – Co się stało? – Nie wiem. – Na Boga, coś eksplodowało w kuchni. – Potrzymaj go przez chwilę. Pójdę sprawdzić. To syfon. Dziecko zasypia w moich ramionach. – Jaki syfon, kochanie? – Wybuchł syfon z wodą sodową. – Żartujesz – trzymając synka w objęciach, wychodzę do kuchni. – Uważaj, nie skalecz się. Na podłodze leży pełno szkła. Kołyszę synka na rękach. Żona zbiera szkło. W domu palą się wszystkie światła. Kołyszę synka. (W tym momencie Don za pomocą sugestii umieścił mnie z po wrotem w łóżku i ponownie, tym razem wyraźnie, ujrzałem otaczające mnie postaci.) – Wpatrują się we mnie z otwartymi ustami. Ich twarze pozostają jednak nieruchome. Nie potrafię powiedzieć, kim są. – Czy przypominają poprzednią istotę? – Nie, nie, tamta jest wiotka i wysoka. Ci tutaj są krępi i niscy. – Jakiego są koloru? – Koloru? Mają na sobie niebieskie uniformy, ciemnoniebieskie. Twarze szare – wyglądają, jakby przez całe lata nie widzieli słońca. Ciekawie pachną -jak spalona główka zapałki. Twarze zupełnie bez wyrazu – dwoje okrągłych oczu i okrągłe usta. Nie wydaje mi się, żeby posiadali nosy. Naprawdę, nie przyglądałem im się zbyt uważnie. Nie pamiętam, czy mieli nosy. Byłem wtedy porządnie wystraszony. To z pewnością sen, bo pies nadal śpi jak zabity. Darmozjad, po co ja w ogóle go karmię? Za chwilę Don wyprowadził mnie z transu. Byłem zaszokowany realizmem obrazów, które ujrzałem. Obecnie miałem pewność, że przybysze to żywe istoty