... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
.. - zaczął Pembroke. - Nie! - ucięła. - Niech pan nie skamle. To koniec. - Jest w tobie coś, co sprawia, że ci nie ufam, pomyślała. Może dlatego że pozwoliłeś papuli mnie ugryźć. To był początek twojego końca. Końca twojej kariery. Od tamtej pory stałam się czujna. Był to również mój koniec. Drzwi biura otworzyły się i pojawił się w nich rozpromieniony Richard Kongrosian. - Nicole, odkąd wyrzuciłem tego psychochemika z A.G. Chemie do pralni, stałem się całkowicie widzialny. To cud! - Świetnie, Richardzie - rzekła Nicole. - Akurat mamy tu jednak ważne spotkanie. Przyjdź później. Teraz Kongrosian zauważył Pembroke'a. Wyraz jego twarzy natychmiast się zmienił. Wrogość... Zastanawiała się dlaczego. Wrogość... i strach. - Richardzie - powiedziała nagle. - Czy chciałbyś zostać komisarzem PP? Ten człowiek - wskazała na Wildera Pembroke'a - został zwolniony. - Żartujesz! - Tak. W pewnym sensie. Ale w pewnym sensie mówię poważnie. - Potrzebowała go, ale do czego? Jak mogła skorzystać z niego i jego zdolności? Zupełnie nie wiedziała. - Pani Thibodeaux - rzekł Pembroke sztywno - jeśli zmieni pani swoją decyzję... - Nie zmienię. - W każdym razie będzie mi miło powrócić na moje stanowisko i służyć pani. Wyszedł. - On coś knuje - powiedział Kongrosian. - Nie wiem tylko co. Skąd wiadomo, kto jest lojalny w takim momencie? Ja mu nie ufam. Uważam, że należy do siatki konspiratorów, którzy spiskują przeciw mnie. I przeciw tobie, oczywiście - dodał szybko. - Ciebie też chcą zniszczyć, prawda? - Tak, Richardzie - westchnęła. Przed Białym Domem przejeżdżał mechaniczny gazeciarz. Słychać było, jak rozgłasza tajemnice dotyczące Dietera Hogbena. Maszyna znała całą historię i wykorzystywała ją do swoich celów. Nicole znowu westchnęła. Rada rządząca, te mroczne, złowrogie postacie, które stały za każdym jej ruchem, były niewątpliwie bardzo poruszone, jak gdyby obudzone ze snu. Zastanawiała się, co zrobią. Byli bardzo mądrzy i dość starzy. Byli jak żmije, zimne i ciche, ale bardzo żywe. Bardzo aktywne, choć trudno zauważalne. Nigdy nie pojawiali się w telewizji, nigdy nie oprowadzali wycieczek po Białym Domu. W tej chwili chciałaby się z nimi zamienić miejscami. Nagle zdała sobie sprawę, że coś się stało. Maszyna sprzedawała informacje o niej. Nie o następnym der Alte, Dieterze Hogbenie, ale o zupełnie innym gęsie. Podeszła do okna, żeby lepiej słyszeć, jak maszyna mówi, że... Wytężyła słuch. - Nicole nie żyje! - krzyczała maszyna. - Zmarła wiele lat temu! Jej miejsce zajmuje aktorka Kate Rupert! Cały aparat rządzący to mistyfikacja. Zgodnie z... - W tym momencie maszyna odjechała dalej, nie można było dosłyszeć słów. Richard Kongrosian zmarszczył czoło. - Co... co to znaczy, Nicole? Mówią, że nie żyjesz. - Czy wyglądam, jakbym nie żyła? - spytała cierpko. - Ale powiedzieli, że na twoim miejscu jest aktorka. - Przyglądał jej się uważnie, a na jego twarzy było widać zakłopotanie. - Czy jesteś tylko aktorką, Nicole? Oszustem, takim samym jak der Altel - Patrzył na nią, jakby za chwilę miał wybuchnąć pełnym żalu płaczem. - To tylko kaczka dziennikarska - rzekła stanowczo Nicole, jednak obezwładnił ją ponury, somatyczny strach. Teraz wszystko już zostało ujawnione. Jakiś wysoko postawiony ges, ktoś znajdujący się bliżej niej niż Karp, wyjawił tę ostatnią, wielką tajemnicę. Nie było już nic do ukrycia. Nie było więc także różnicy między wieloma besami i nielicznymi gesami. Ktoś zapukał do drzwi i po chwili stanął w nich Garth McRae z ponurym wyrazem twarzy. W ręku trzymał “New York Times". - Ten psychoanalityk, Egon Superb, poinformował maszynę redaktorską - powiedział do Nicole. - Nie mam najmniejszego pojęcia, skąd mógł się dowiedzieć. Przecież nie ma dostępu do informacji o pani. Najwyraźniej ktoś musiał zdradzić mu to z premedytacją. - Spojrzał na gazetę, poruszając po cichu ustami. - Pacjent. Ges powiedział mu to, a on, z powodów, których nigdy nie poznamy, przekazał informację gazecie. - Aresztowanie go jest chyba bezcelowe - stwierdziła Nicole. - Chciałabym się dowiedzieć, kto się nim posłużył. Tylko to mnie interesuje. - Bez wątpienia było to pytanie retoryczne, z góry skazane na brak odpowiedzi. Prawdopodobnie Egon Superb nigdy im tego nie wyjawi. Przyjmie stanowisko, że była to tajemnica lekarska, coś, co przekazano mu w czasie wizyty. Będzie twierdził, że nie chce wpakować swojego pacjenta w kłopoty. - Nawet Bertold Goltz tego nie wiedział - stwierdził McRae. - Chociaż co chwila pojawia się tutaj. - Niedługo ludzie zażądają wyborów powszechnych - powiedziała Nicole. Po tej wpadce na pewno jej nie wybiorą. Zastanawiała się, czy Epstein, główny radca prawny, uzna, że w zakresie jego obowiązków leży podjęcie czynności przeciw niej. Mogła liczyć na wojsko, ale co z Wysokim Trybunałem? Pewnie stwierdzi, że nie była legalnie u władzy. Może nawet właśnie w tej chwili to uchwala. Rada będzie się teraz musiała ujawnić. Przyznać publicznie, że to właśnie ona, a nie kto inny, posiada rzeczywistą władzę. A radni nigdy nie zostali wybrani przez ludzi. Byli całkowicie nielegalni. Goltz mógłby powiedzieć, całkowicie zresztą słusznie, że miał takie samo prawo rządzić jak rada. Może nawet miał większe prawo. Bo Goltz i Synowie Hioba mają wzięcie wśród ludzi. Teraz żałowała, że w ciągu ostatnich lat nie dowiedziała się więcej o radzie. Nie wiedziała, kto wchodził w jej skład, kim byli jej członkowie, jakie przyświecały im cele. Właściwie nawet nigdy nie widziała sesji rady. Komunikowali się z nią pośrednio, przez urządzenia elektroniczne. - Wydaje mi się - powiedziała do Gartha McRae - że lepiej będzie, jeśli wystąpię w telewizji i zwrócę się do ludzi. Kiedy mnie zobaczą, może przyjmą tę informację mniej serio. - Może sama jej obecność, magiczna siła oddziaływania jej obrazu przeważy