... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Cały gniew, jaki odczuwał wobec Lumleya, z łatwością przeniósł się na młodego złodzieja. Droga była prawie pusta. Nikt się nie zatrzymał, aby popatrzeć na dwóch jeźdźców, z których drugi gonił pierwszego. Nikogo to nie obchodziło, bo i dlaczego miałoby...? Jack nie obrał właściwej drogi. Gray pomyślał, że będzie kierował się na południe, w kierunku Folk-stone, lecz chłopak zmierzał najwidoczniej na zachód. A to już zupełnie nie miało sensu. Minęli Hyde Park, otulony mgłą i ciemnością tak, iż nie sposób było odróżnić od siebie drzew. Gray na kilka minut stracił z oczu uciekinierów. W końcu jednak dostrzegł Durbana, kiedy ten mijał zakręt. Wierzchowiec frunął, jego kopyta ledwie dotykały ziemi. Był równie szybki jak Brewster i miał na grzbiecie dobrego jeźdźca. 37 Do licha, wcześniej czy później chłopak będzie musiał zwolnić. Durban nie wytrzyma zbyt długo takiego tempa - żaden koń by nie wytrzymał. Gray widział, że złodziejaszek co rusz ogląda się za siebie, choć zapewne jeszcze nie dostrzegł pościgu. I bardzo dobrze. Jest nadzieja, że wkrótce zwolni, aby dać Durbanowi odpocząć. Wyjechali już z miasta i teraz znajdowali się na drodze do Reading, płaskiej i długiej. Gray zdawał sobie sprawę, że jeśli chłopak zjedzie gdzieś w bok, prawdopodobnie zgubi pościg. Pomimo księżyca, noc była zbyt ciemną by można było cokolwiek dostrzec. Musi go szybko złapać albo też puścić wolno i powiedzieć potem ciotkom... Co właściwie miałby im powiedzieć? „Ciotko Matyldo, ciotko Maude, wasz lokaj ukradł mojego konia, ale zgubiłem go na drodze do Reading. Czy któraś z was wie, dlaczego to zrobił? I czemu jechał akurat do Reading? A może ma to coś wspólnego z wizytą stalowookiego pana Henry'ego Wallace-Stanforda, który najwidoczniej go szukał? Czemu chłopak wybrał drogę do Reading? A potem pewnie do Bath? Czyż nie pochodził z Folkstone, jak ciotki Graya? - Brewster, mój chłopcze - powiedział do swego wierzchowca - nasz Durban wpadł w ręce lokaja Jacka, który jest zamieszany w coś niedobrego, a ja nie mam pojęcia, w co. Czy ten mały bękart naprawdę oszalał? Tego właśnie było mi trzeba. Zwariowanego, przeklętego lokaja i nieprzyuczonego, jak twierdzi Horacy. Niesforny Jack. Teraz widać, jak bardzo to imię do niego pasuje. A może przyjechał z ciotkami, bo chciał ukraść moje srebra? Musimy go złapać, by Durban mógł wrócić do domu. To co, dasz radę trochę przyśpieszyć, chłopcze? Brewster był koniem czystej krwi i miał serce do wyścigów. Wyciągnął szyję, napiął mięśnie i pofrunął, 38 zadziwiając nawet Graya, który trenował go przez kilka ostatnich lat. Zgubili ich w ciemnościach. Gray zaklął głośno, lecz wkrótce znów zobaczył uciekinierów. Przyszło mu na myśl, że Jack chyba nie bardzo wie, dokąd zmierza. Lecz jeśli się zgubił, dlaczego po prostu nie zawróci? Ponieważ sądzi, że czekasz, aby go zabić, a potem zawlec jego ciało do magistratu, pomyślał. To całkiem niezły pomysł, zważywszy na wszystko, co się wydarzyło. Chłopak nie jest głupi, zwłaszcza jeśli chodzi o ocalenie własnej skóry. O drugiej nad ranem zaczęło padać. Temperatura powietrza spadła. Tylko tego brakowało, pomyślał Gray, pochylając się niżej nad szyją Brewstera. Koń, niezadowolony z pogody, zarżał i jeszcze bardziej wyciągnął szyję. Droga zupełnie opustoszała. Nie widać było ani jeźdźców, ani żadnego powozu. Niczego, poza siekącym coraz mocniej deszczem oraz ciemnymi chmurami. Z każdą chwilą robiło się zimniej. Gray zaklął, nie wiedząc, co dalej robić. Kim u diabła jest ten Jack, zastanawiał się nieustannie. Brewster dobiegł do zakrętu. Gray oczekiwał, że zobaczy przed sobą Durbana, lecz nic takiego się nie stało. Pojechał dalej. Ani śladu konia. Po prostu zniknął. Nie, to niemożliwe. Pokonał jeszcze jedną milę, upewniając się, że Jack musiał zboczyć z głównej drogi. Być może uświadomił sobie w końcu, że obrał zły kierunek. Gray zatrzymał Brewstera i stał tak w deszczu, marznąc i zastanawiając się. W końcu zawrócił. Nie ujechał daleko, gdy spostrzegł, że od głównej drogi odchodzi mniejsza dróżka. Jack musiał tędy pojechać. Gray skierował Brewstera na porytą koleinami, błotnistą wiej ską drogę. Był wyczerpany, przemoczony do suchej nitki i tak bardzo martwił się o Jacka, że jego gniew znacznie 39 stopniał