... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Dobrze. - Mogę potem do pana wpaść? - Proszę - powiedziałem. I dodałem: - Myślę, że twoja wizyta mi bardzo pomoże. May Kasahara w milczeniu skinęła głową. W domu przejrzałem się w lustrze. Rzeczywiście wyglądałem strasznie. Rozebrałem się, wziąłem prysznic, starannie umyłem włosy, ogoliłem się, wyszorowałem zęby, posmarowałem policzki płynem po goleniu i jeszcze raz szczegółowo obejrzałem w lustrze swoją twarz. Zdawało mi się, że wyglądam trochę lepiej. Mdłości też już ustały. Miałem tylko lekki zamęt w głowie. Włożyłem szorty i świeżą koszulkę polo. Potem usiadłem na tarasie i patrząc na ogród, suszyłem włosy. Spróbowałem uporządkować w myślach wydarzenia ostatnich paru dni. Najpierw był telefon od porucznika Mamii. Potem wczorajszy poranek - tak, to było niewątpliwie wczoraj rano. Żona wychodziła z domu. Zapiąłem jej sukienkę. Znalazłem pudełeczko po wodzie toaletowej. Następnie przyszedł porucznik Mamiya i snuł dziwne opowieści o wojnie, o tym, jak został schwytany przez mongolskich żołnierzy i wrzucony do studni. Zostawił mi pamiątkę od pana Hondy. Puste pudełko. Potem Kumiko nie wróciła na noc. Tego ranka odebrała uprane rzeczy z pralni przed dworcem i gdzieś zniknęła. Z pracą się też nie skontaktowała. Wczorajsze wydarzenia. Nie mogłem uwierzyć, że wszystkie miały miejsce jednego dnia. Było ich o wiele za dużo. Kiedy tak rozmyślałem, ogarnęła mnie straszna senność. Nie była to zwykła senność, a senność gwałtowna, można nawet powiedzieć obezwładniająca. Starała się pozbawić mnie świadomości, jakby ktoś zdzierał ubranie z niestawiającego oporu człowieka. Z pustką w głowie poszedłem do sy- pialni, rozebrałem się i w samych slipkach położyłem do łóżka. Chciałem spojrzeć na zegarek na szafce nocnej, ale nie mogłem nawet odwrócić głowy. Zamknąłem oczy i natychmiast zapadłem w głęboki bezdenny sen. We śnie zapinałem suwak sukienki Kumiko i widziałem jej białe gładkie plecy, lecz gdy zapiąłem go do końca, zorientowałem się, że nie była to Kumiko, a Kreta Kano. W pokoju byliśmy tylko ja i ona. Był to ten sam pokój, co w poprzednim śnie. Apartament hotelowy. Na stole stała butelka Cutty Sark i dwie szklanki. Było też wypełnione lodem metalowe wiaderko. Jacyś ludzie przeszli korytarzem, głośno rozmawiając. Nie dosłyszałem wyraźnie, ale zdawało się, że mówili w obcym języku. Z sufitu zwisał żyrandol. Gęste zasłony znów były dokładnie zaciągnięte. Kreta Kano miała na sobie letnią sukienkę Kumiko, ażurową, jasnoniebieską w ptaszki. Sukienka sięgała prawie do kolan. Jak zawsze miała makijaż w stylu Jacqueline Kennedy. Na lewej ręce nosiła dwie podobne bransoletki. - Skąd wzięłaś tę sukienkę? Czy to twoja? - zapytałem. Odwróciła się ku mnie. Potrząsnęła przecząco głową i podkręcone koniuszki jej włosów przyjemnie zafalowały. - Nie, nie jest moja. Pożyczyłam sobie tylko na trochę. Ale proszę się nie martwić. Nie sprawi to nikomu kłopotu. - Gdzie my właściwie jesteśmy? - spytałem. Nie odpowiedziała. Tak jak przedtem usiadłem na łóżku. Miałem na sobie garnitur i krawat w kropki. - Nie musi pan o niczym myśleć - powiedziała Kreta Kano. - Nie musi się pan o nic martwić. Wszystko będzie w porządku. Znowu, tak jak przedtem, rozpięła mi spodnie, wyjęła członek i włożyła do ust. Jednak w odróżnieniu od poprzedniego snu tym razem nie rozebrała się. Przez cały czas miała na sobie sukienkę Kumiko. Próbowałem się poruszyć, lecz zdawało się, że jestem związany jakąś niewidzialną nicią i nie mogłem. Mój członek stał się w jej ustach strasznie twardy i wielki. Sztuczne rzęsy trzepotały i drżały podkręcone koniuszki włosów. Bransoletki wydały suchy dźwięk. Długi ciepły język lizał mnie, jakby obwijając się wokół, zaplątując. Prawie doprowadziła mnie do wytrysku, gdy nagle się odsunęła. Powoli mnie rozebrała. Zdjęła ze mnie marynarkę, rozwiązała krawat, ściągnęła spodnie, zdjęła koszulę i slipki i położyła mnie nagiego na plecach na łóżku, lecz sama się nie rozbierała. Usiadła, ujęła moją dłoń i delikatnie wsunęła pod sukienkę. Nie miała na sobie bielizny. Moje palce poczuły jej ciepło. Była wewnątrz głęboka, ciepła i bardzo wilgotna. Palce weszły w nią, nie czując żadnego oporu, zupełnie jakby wessane. - Słuchaj, zaraz przyjdzie Noboru Wataya, prawda? Przecież chyba na niego tu czekałaś? - powiedziałem. Kreta Kano bez słowa lekko położyła mi dłoń na czole. - Nie musi pan o niczym myśleć. My się wszystkim zajmiemy. Proszę się na nas zdać. -My?- powtórzyłem, lecz nie doczekałem się odpowiedzi. Usiadła na mnie okrakiem, ujęła mój ciągle twardy członek i wprowadziła do swego wnętrza. Wsunąwszy go głęboko, zaczęła powoli wykonywać koliste ruchy biodrami. Jakby imitując ruchy jej ciała, rąbek jasnoniebieskiej sukienki muskał mój nagi brzuch i uda. Siedząca na mnie i otoczona kloszem sukienki Kreta Kano wyglądała zupełnie jak olbrzymi miękki grzyb. Jak roślina cieniolubna, która pod osłoną nocy cichutko puszcza pędy i ukazuje się spomiędzy opadłych liści. Wnętrze jej ciała było ciepłe, a jednocześnie zimne. Owijało mnie, zapraszało, a jednocześnie odpychało. Mój członek stał się jeszcze twardszy, jeszcze większy, zupełnie jakby za chwilę miał pęknąć. Było to zadziwiające uczucie przewyższające pożądanie czy orgazm. Zdawało się, że coś niezwykłego przechodzi z niej do mnie za pośrednictwem członka i przenika po trochu moje ciało. Kreta Kano zamknęła oczy, lekko uniosła brodę i cicho pochylała się to w przód, to do tyłu, jakby we śnie