... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Teraz biorą się za babbage. To coś nowego. Yeng odpowiedziała uśmiechem. - To prawda, ale wydaje mi się, że mogę to zneutralizować. -Oznaczyła wiadomość i przeniosłajądo fiksela, zawierającego złożoną molekułę organiczną, której wielkie ilości odkryto niedawno w atmosferze Jowisza. Znaleziono w niej interesującą umiejętność niszczenia mechanizmów naszych nanobotów, zajmujących się pancerzem statku. - Hmmm - mruknęła Yeng, ssąc kosmyk swoich długich, granatowoczarnych włosów. - Pewnie podchwycili coś naszego. Chyba że to przypadkowe, co wydaje się niemożliwe. - Przywołała model mechanizmu D-3. - Hmmm - powtórzyła. Uznałam, że pora zostawić ją samą. - Wiadomości dla ciebie - powiedziała Yeng. Był poranek czwartego dnia podróży. Powoli wszystko podporządkowało się rutynie. Załoga nie miała zbyt wiele roboty, jeśli nie liczyć czytania, oglądania filmów, przyglądania się gwiazdom, gier i uwodzenia Suze. Malley był pochłonięty oglądaniem zarejestrowanych obserwacji Bramy. Godzinami gapił się na dziwne obrazy, a potem wbijał wzrok w arkusz papieru, który bardzo powoli zapełniał się równaniami. Yeng przebijała się przez programy antywiru- -102- sowę, rozbudowywała je, rzucała do walki z pochwyconymi wirusami Zewnętrznych (niektóre z nich były komputerowe, inne niemal dosłownie biologiczne, molekularne silniczki niosące zniszczenie) oraz rozmnażała te, które przetrwały. (Ten darwinowski proces także należało dozorować - jak wnikać do systemu, jeśli nie poprzez subtelne kierowanie i manipulowanie atakami wirusa, dzięki którym dokonywała się ewolucja programu?) Przed chwilą zajrzałam do naszej poczty. Parę nieuniknionych wiadomości, przeważnie o przybyciu i odjeździe, przyszło bezpośrednio, choć nawet wówczas bariery obronne zachowały aktywność. Skrzynka pocztowa była przeznaczona na mniej pilne lub osobiste wiadomości, z których każda przechodziła kryptograficzną kwarantannę. Yeng podała mi fiolkę z kulturami nanomaszynek, na których została zapisana laserowa wiadomość. Mój kombinezon zjadł jąi wyświetlił mi wiadomości przed oczami. - Masz cholerne kłopoty, Ellen May Ngwethu - brzmiała pierwsza. Zobaczyłam nachmurzoną twarz Sylvestra Tatsuro, obecnego przewodniczącego Komitetu Dowodzenia. - Komitet Badań właśnie przegłosował wotum nieufności wobec ciebie, więc nie jesteś już oficerem łącznikowym. Prosili nas, żeby zawrócić statek na Lagran-ge i zabrać przedstawiciela Rady Solarnej, który osobiście przeprowadzi dochodzenie. Nasze intencje wzbudziły wiele wątpliwości. -Pozwolił sobie na przelotny uśmiech. - O czym nie wie jeszcze nikt spoza Dywizji. Nasza samodyscyplina na razie wytrzymuje atak, ale organizacje Obrony Ziemi dają upust zwykłej zazdrości wobec nas i szerzą najróżniejsze plotki. Na szczęście zrozumieli wszystko zupełnie na opak i podejrzewają, że staliśmy się Zgodnymi! Najwyraźniej twoje nieporadne wywiezienie Malleya spowodowało poruszenie, a różni ludzie, którzy widzieli, jak rozmawiałaś z Wilde'em, wypowiadają się publicznie. Naturalnie prawdziwi Zgodni robią z tego sensację i sugerują, że wreszcie zmądrzeliśmy i chcemy skontaktować się z Jowiszanami. Ogłosiłem komunikat, w którym twierdziłem, że jest to ostatnia rzecz, jaka przyszłaby nam do głowy i że jesteśmy równie czujni, jak zawsze. - Kolejny uśmiech. - Nie mam powodu rozgłaszać, że jesteśmy nawet jeszcze czujniejsi. I, na koniec, wszystko to wywołało zainteresowanie Jowiszem. Paru naszych astronomów w Odległym dało sobie spokój z rutyną i po raz pierwszy od dziesiątków lat zaczęło przyglądać się naszej planetce. Już teraz zauważyli pewne... niezwykłe cechy. Jednym słowem, potrzą- -103- snęłaś gniazdem szerszeni. Wszyscy cię kryjemy, ale kiedy wylądujecie, spodziewam się wyjaśnień. Na marginesie, nie oczekujęodpo-wiedzi na tę wiadomość. Do zobaczenia, towarzyszko. Nastąpiła może sekunda ciszy, zanim obraz się wyłączył. W tym ułamku chwili głowa Tatsuro pochyliła się, co można było uznać za ukłon, a jedna powieka drgnęła w czymś na kształt perskiego oka. Dawno temu zawarliśmy prywatne porozumienie, określające, co będziemy robić, jeśli wydarzy się najgorsze: plan B. Było to coś, o czym nie mieliśmy odwagi rozmawiać. Nawet myśli o tym przyprawiały mnie o niepokój. Ale jakiekolwiek popełniłam błędy, Tatsuro potrzebował mojej pomocy. Będzie mnie bronił przed oskarżeniami - osłaniał, jak się wyraził. To, że ciągle cieszyłam się jego zaufaniem, było dla mnie jedyną pociechą. Pozostałe wieści zaniepokoiły mnie i rozdrażniły. Powstrzymałam się przed innymi reakcjami i zaczekałam, aż kombinezon puścił mi drugą wiadomość. Była od Carli z rzecznego patrolu na Tamizie. Zobaczyłam ją, siedzącą w małym pokoiku, wokół porozrzucanych ekranów i papie-rzysk. - Wiadomość dla Ellen May Ngwethu z „Terrible Beauty" -zaczęła ze skrępowaniem. - Ellen... eee... właściwie nie powinnam ci tego mówić, ale, no, wydawałaś się całkiem rozsądna. Dowiedziałam się, dlaczego nie dostaliście odpowiedzi z Portu Aleksandry. Paru sąsiadów z Obrony Ziemi było tam w tym samym czasie. Ostrzegli przed jakąś radiową łącznością między niezależnymi i możliwością przecieku wirusów z Jowisza. Wiesz, wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że niezależni używają radia i okazuje się, że Port Aleksandry, rzeczny patrol i tak dalej miał ciszę radiową, na wszelki wypadek. Ludzie z Obrony Ziemi rozmawiali z naszym komitetem i wygląda na to, że interesują się tym człowiekiem, którego zabrałaś, doktorem Malleyem. Czekali, żeby zobaczyć, co zrobi, a muszę powiedzieć, że nie byli specjalnie zachwyceni, kiedy „Terrible Beauty" nagle spadła z nieba i go zabrała. Teraz się pieklą. - Westchnęła. - Prawdę mówiąc twierdzą, że Malley i Dywizja kontaktowali się już od pewnego czasu, a niezależni tak beztrosko używali radia, ponieważ Malley zachęcał ich do tego. Wy też. Ma to być jakiś eksperyment, żeby przekonać się, jaki wpływ na ludzi mają komunikaty z Jowisza