... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Za jakiego człowieka pan go uważa? Spojrzał na nią. - Nie. Ma pani oczywiście rację - powiedział. - To musiał być pani pomysł. On nie jest taki. Wychowałem się na Ziemi w rodzinie wojskowej, a pani ojciec przypomina mi pewnych generałów, z którymi jestem spokrewniony. Gdybym tak nie chciał zostać malarzem... - Malarzem? - Melissa zamrugała oczami na tę nagłą zmianę tematu. - Tak - odparł Cletus, uśmiechając się z lekkim przymusem. - Właśnie zaczynałem utrzymywać się z tego, kiedy dostałem powołanie, i w końcu zdecydowałem się wstąpić do Sojuszniczej Akademii Wojskowej, jak od początku chciała moja rodzina. Później, naturalnie, zostałem ranny i odkryłem, że lubię historię sztuki wojennej. Rzuciłem więc malowanie. Kiedy to mówił, dziewczyna zatrzymała się automatycznie przed jednymi z drzwi, które ciągnęły się wzdłuż drugiego, wąskiego korytarza. Nie próbowała jednak nawet ich otworzyć. Stała natomiast, przyglądając mu się. - Dlaczego więc zrezygnował pan z wykładania na Akademii? - zapytała. - Ktoś - powiedział z humorem - powinien sprawić, by planety stały się bezpieczne dla takich jak ja naukowców. - Robiąc sobie z deCastriesa osobistego wroga? - zauważyła powątpiewająco. - Czy nie nauczył się pan niczego wtedy, kiedy ten przejrzał pańską grę z filiżankami i kostką cukru? - Ale przecież to mu się nie udało - powiedział Cletus. - Cóż, muszę przyznać, że zrobił kawał dobrej roboty, ukrywając fakt, że mu się to nie udało. - Ukrył? - Naturalnie - odparł Cletus. - Podnosząc pierwszą filiżankę był zbyt pewny siebie i uważał, iż potrafi wyzyskać każdy obrót gry na swoją korzyść. A kiedy odwrócił pierwszą filiżankę, pomyślał, że to nie on, lecz ja popełniłem błąd. Przy drugiej musiał zrewidować swój pogląd, ale był jeszcze wystarczająco pewny siebie, aby spróbować jeszcze raz. Kiedy podniósł trzecią filiżankę, zdał sobie w końcu sprawę z tego, że gra jest całkowicie pod moją kontrolą. Musiał więc znaleźć wymówkę, aby przerwać rzecz całą i nie próbować po raz czwarty. Melissa potrząsnęła głową. - Wszystko wygląda całkiem inaczej - powiedziała niedowierzająco. - Przekręca pan to, co się zdarzyło, aby wyglądało tak, jak pan chce. - Nie - odparł Cletus. - To deCastries wszystko przekręcił swoim, istotnie, bardzo sprytnym wyjaśnieniem tego, dlaczego nie zamierza podnieść filiżanki po raz czwarty. Problem polega na tym, że było to fałszywe wyjaśnienie. Wiedział, że znajdzie kostkę cukru pod każdą filiżanką, którą podniesie. - Jak to możliwe? - Ponieważ, rozumie się, kostki były pod wszystkimi filiżankami - odparł Cletus. - Kiedy brałem kostkę z cukiernicy, schowałem w dłoni jeszcze dwie. Nim deCastries stanął wobec czwartego wyboru, prawdopodobnie połapał się już, o co chodzi. Fakt, że gra polega, jak się okazało, nie na znalezieniu kostki, ale na niezrobieniu tego, zmylił go z początku. Gdyby jednak wtedy zwrócił na to naszą uwagę, byłoby za późno, by ochronić się przed wyjściem na głupca, jako że zagrał już wcześniej trzy razy. Tacy ludzie jak deCastries nie mogą pozwolić sobie na ośmieszanie się. - Ale dlaczego pan to zrobił? - Melissa prawie krzyknęła. - Dlaczego chce pan mieć takiego wroga? - Muszę wzbudzić jego zainteresowanie - powiedział Cletus - abym mógł go wykorzystać. Jeśli zdenerwuję go wystarczająco, zada cios, a ja będę mógł go sparować. Tylko dzięki skutecznemu udaremnieniu każdej próby ataku, którą podejmie, zdołam wystarczająco przyciągnąć jego uwagę... Teraz pani rozumie - kontynuował trochę łagodniej - dlaczego powinna się pani martwić raczej z powodu swoich, a nie moich kontaktów z deCastriesem. Ja potrafię sobie z nim poradzić. Natomiast pani... - Pan... - Dziewczyna wybuchnęła nagle gniewem, odwróciła się i szarpnięciem otworzyła drzwi. - Jest pan skończony... zadając się z Dowem. Niech pan się da zetrzeć na proch. Mam nadzieję, że tak się stanie. Ale niech pan się trzyma ode mnie z daleka... I od ojca! Czy pan mnie słyszy? Spojrzał na nią, a przez jej twarz przemknął jakby lekki cień bólu. - Oczywiście - powiedział cofając się. - Jeśli właśnie tego pani sobie życzy. Weszła do środka, trzaskając za sobą drzwiami. Cletus stał przez chwilę patrząc na ich gładką powierzchnię