... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
— Takie rzeczy mogą się zdarzyć każdemu - odparła filozoficznie panna Cavanagh. — Zdaję sobie z tego sprawę - powiedziała Marissa. - Może pamięta pani jeszcze coś innego? — W tej chwili nic mi nie przychodzi do głowy... Chwi- leczkę, miał stłuczkę samochodową. — W porządku, to już coś - zachęcająco stwierdziła Marissa. - Niech pani nadal o tym myśli. A tak przy okazji, czy to pani czyniła przygotowania do wyjazdu doktora na konferencję afrykańską? — Owszem. — A na sympozjum w San Diego? — Również. 54 - Chciałabym otrzymać numery telefonów organizacji sponsorujących te spotkania. Gdyby pani była uprzejma po- szukać ich dla mnie, będę bardzo wdzięczna. Poza tym, chciałabym dostać listę pacjentów doktora Richtera, przy- jętych w ciągu ostatnich dwóch tygodni przed jego chorobą. I jeszcze jedno: czy zna pani Helen Townsend? Panna Cavanagh zdjęła okulary i pozwoliła im swobodnie zawisnąć na łańcuszku. Towarzyszyło temu pełne dezapro- baty westchnienie. - Czy Helen Townsend cierpi na tę samą chorobę, co doktor Richter? - Mamy podstawy sądzić, że tak - odparła Marissa, bacznie obserwując reakcję panny Cavanagh. Sekretarka wiedziała coś na temat Helen Townsend, lecz nie chciała tego ujawnić. Jej palce nerwowo muskały klawiaturę maszyny do pisania. - Czy Helen Townsend była pacjentką doktora Ri- chtera? - nalegała Marissa. Panna Cavanagh podniosła na nią wzrok. — Nie, była jego kochanką. Ostrzegałam go i proszę, zła- pał przez nią jakąś chorobę. Powinien mnie posłuchać. — Czy doktor widział się z nią krótko przed chorobą? — Tak, spotkali się poprzedniego dnia. Marissa utkwiła spojrzenie w swej rozmówczyni. To nie Helen Townsend zaraziła Richtera, było odwrotnie. Nie wyrzekła jednak słowa. Elementy łamigłówki ułożyły się w całość. Wszystkie siedem przypadków zachorowań związanych było z Richterem. W kategoriach epidemio- logicznych było to niezwykle ważne odkrycie. Oznaczało, że doktor Richter był przypadkiem wyjściowym i że wy- łącznie on miał bezpośredni kontakt z nieznanym źród- łem wirusa. Obecnie rekonstrukcja każdego jego kroku z dokładnością co do minuty stała się sprawą ogromnej wagi. Marissa poleciła pannie Cavanagh rozpocząć odtwarza- nie planu zajęć Richtera z ostatnich dwóch tygodni. Powie- działa, że pojawi się jeszcze u niej, lecz w razie potrzeby bę- dzie osiągalna dzięki systemowi przywoławczemu, obsługi- wanemu przez centralę szpitalną. 55 — Czy mogę zadać pani jedno pytanie? - odezwała się panna Cavanagh z lękiem w głosie. — Oczywiście - odparła Marissa, kładąc rękę na kla- mce. — Czy ja też mogę zachorować? Dotąd Marissa odpędzała od siebie tę myśl, nie chcąc nie- pokoić starszej kobiety, ale nie mogła jej okłamać. Należało ją uznać za kontakt pierwszego stopnia. - Taka możliwość istnieje - odrzekła. - Poprosimy panią o ograniczenie swych zajęć w ciągu jednego lub dwóch tygodni, a osobiście radziłabym pani mierzyć temperaturę dwa razy dziennie. Sądzę jednak, że nic pani nie dolega, sko- ro dotąd nie pojawiły się żadne objawy. Po powrocie do skrzydła szpitalnego Marissa musiała zwalczyć własne obawy i rosnące zmęczenie. Zbyt wiele mia- • ła jeszcze do zrobienia. Czekało ją żmudne i szczegółowe przeglądanie kartotek kliniki, w których miała nadzieję od- naleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tylko niektórzy spo- śród pacjentów doktora Richtera zarazili się wirusem. Za- mierzała także zadzwonić do pani Richter. Sądziła, że przy pomocy żony i sekretarki uda jej się zrekonstruować w miarę kompletny harmonogram zajęć doktora z ostatnich dwóch tygodni poprzedzających chorobę. Na piątym piętrze natknęła się na Navarre'a. Wyglądał na równie zmęczonego jak Marissa. — Stan doktora Richtera gwałtownie się pogarsza - po- wiedział. - Krwawi dosłownie z każdego miejsca: z ukłuć po zastrzykach, z dziąseł. Za chwilę odmówią posłuszeństwa nerki, a ciśnienie jest katastrofalnie niskie. Podaliśmy mu interferon, ale nie działa. W tej chwili nikt nie ma pojęcia, czego możemy jeszcze spróbować. — W jakim stanie znajduje się Helen Townsend? - rzu- ciła Marissa. — Jej stan także się pogarsza - odparł Navarre. - Wła- śnie zaczęła krwawić. Ciężko opadł na krzesło. Przez chwilę Marissa stała niezdecydowana, po czym sięg- nęła po słuchawkę. Wykręciła numer do Atlanty w nadziei, 56 iż okaże się, że Dubchek jest już w drodze. Ku jej udręce, odebrał telefon osobiście. — Sprawy zaczęły się komplikować-zameldowała Ma- rissa. - Dwoje pacjentów wykazuje poważne objawy krwo- toczne. W kategoriach klinicznych wygląda to coraz bardziej na wirusową gorączkę krwotoczną, a nikt tu nie wie, jak ulżyć tym ludziom. — Niewiele można zrobić - odparł Dubchek. - Spró- bujcie heparynizacji. Potem pozostaje jedynie terapia pod- trzymująca i na tym nasze możliwości się kończą. Jeżeli zdołamy postawić szczegółową diagnozę, będziemy mogli podać im surowicę odpornościową o wysokiej zawartości przeciwciał, pod warunkiem, że w ogóle uda się ją uzyskać. Jeśli już przy tym jesteśmy, to otrzymaliśmy właśnie po- brane przez panią próbki i Tad zabrał się już do ich anali- zowania. — Kiedy pan przyjedzie? - spytała Marissa. — Wkrótce - padła odpowiedź. - Laboratorium Vickersa jest już przygotowane do drogi. Marissa gwałtownie ocknęła się ze snu. Na szczęście nikt nie zastał jej śpiącej w pokoiku na oddziale pielęgniarskim. Rzuciła okiem na zegarek - było piętnaście po dziesiątej. Sen zmorzył ją zaledwie na pięć czy dziesięć minut. Zakręciło jej się w głowie, gdy podniosła się z krzesła. Ból rozpalał jej skronie, a w gardle czuła nieprzyjemne dra- panie. Modliła się, by te objawy okazały się wynikiem prze- męczenia, a nie symptomem gorączki krwotocznej. Wieczór spędziła pracowicie. Na oddziale nagłych wypad- ków zanotowali cztery kolejne zachorowania. Pacjenci skar- żyli się na silne bóle głowy, wysoką gorączkę i wymioty. Je- den z nich zdradzał już objawy gorączki krwotocznej. Wszy- scy należeli do rodzin poprzednich ofiar choroby, co potwierdzało konieczność wprowadzenia kwarantanny. Wi- rus atakował trzecie pokolenie. Marissa przygotowała nowe próbki i wyekspediowała je do Atlanty nocnym lotem. Gdy uznała, że znalazła się już u kresu sił, postanowiła udać się do motelu. Zbierała się właśnie do wyjścia, gdy 57 jedna z pielęgniarek zakomunikowała, że pani Richter czeka na rozmowę. Zdając sobie sprawę z tego, iż odkładanie tego spotkania byłoby z jej strony okrucieństwem, Marissa udała się do świetlicy dla odwiedzających. Anna Richter, dobrze ubrana, atrakcyjnie prezentująca się kobieta pod czterdzie- stkę, starała się odtworzyć rozkład zajęć męża z ostatnich dwu tygodni. Jednocześnie widać było, że jest bardzo zde- nerwowana, i to nie tylko ze względu na stan męża, lecz rów- nież z obawy o ich dwoje małych dzieci