... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

— Jakiż cel silniej wzbudzić zdoła mój zapał, od nadziei otrzymania twej ręki? — zawołał po chwili. Wszak jedynie z tą myślą towarzyszę Kolumbowi i towarzyszyć mu będę po wszystkie krańce ziemi. Dla mnie, droga Mercedes, twoja miłość jest owym Cipango, do którego zmierzamy. — Nie mów tak Luis, gdyż zapominasz o szlachetności swojej duszy. Pomysł Kolumba godzien jest uwielbienia, a imię twoje na wieki złączone będzie z imieniem wielkiego męża. — Nastąpi to może, jeśli nam się powiedzie, lecz gdyby, odwróć Panie, zamiary nasze spełzły na niczym, zostanę raczej przedmiotem szyderstwa, i sama zapewne zawstydzisz się, że znałaś nędznego awanturnika. — Nie znasz mnie Luis, zawołała z uniesieniem Mercedes, której piękne oczy, w miarę rosnącego zapału, niezwykłym zajaśniały blaskiem. Pragnę abyś podzielił pełne chwały przedsięwzięcie, ponieważ potwarz oczerniała twą przeszłość, ponieważ wiem, że uzyskasz tym sposobem względy najjaśniejszej królowej, ale mnie nie znasz, powtarzam, jeśli sądzisz, że ta sprawa wpłynąć może na moje uczucia, nie pojmujesz mego serca, co tyle już z tego powodu doznało udręczeń. - Najdroższa moja! Niegodny jestem twej przychylności. Rozkaż, a oddalę się natychmiast, byłeś ty przeze mnie nie cierpiała! - Nie, Luis, odpowiedziała dziewczyna, płoniąc się i zwracając na ukochanego, pełne tkliwości spojrzenie; lekarstwo byłoby gorsze od choroby. W połączeniu z tobą dola moja będzie pomyślna lub niepomyślna, jak zrządzi Opatrzność, ale bez ciebie nie ma dla mnie szczęścia. Rozmowa młodej pary stała się odtąd urywaną, jak zawsze tam, gdzie uczucia namiętnie wezbrały. Po upływie godziny, w ciągu której po tysiąc razy powtarzano zapewnienia stałości, Mercedes otworzyła małą skrzynkę, i dobywszy z niej krzyżyk, wręczyła go umiłowanemu. - Luis, rzekła, nie daję ci znaku miłosnego dla błyszczenia na turniejach, lecz święte godło Zbawiciela, jako przypomnienie celu do którego dążysz, i tej, co serce swoje tobie jednemu poświęciła. Nie potrzebujesz innego krucyfiksu dla odmawiania pacierzy, a patrząc na te szarfy, godła wiary, miej zawsze w myśli Boga i miłość jaką mi przysiągłeś. Wyrazy te wymówione były na w pół smutnie, na w pół radośnie; w chwili bowiem rozstania tęsknota z głęboką wiarą na przemian zajmowały umysł dziewczyny. — Myślałaś o moim zbawieniu, zawołał Luis, ucałowawszy kilkakrotnie krzyżyk wysadzany kamieniami; obdarzyłaś mnie drogocenną pamiątką; cóż ja ci wzajem mogę ofiarować? — Proszę o kędzior twych włosów, bo wiesz, że dosyć posiadam klejnotów. — Na słowo rycerskie! Gdybym wiedział, że widok mych włosów sprawia ci przyjemność, to chętnie bym oddał wszystkie, i siadłbym na okręt z głową wystrzyżoną, jak ksiądz albo muzułmanin. Lecz w rodzinie Bobadillów nie brak kosztowności: naszyjnik ten, Mercedes, nosiła moja matka, a dawniej podobno należał do jakiejś królowej; ale przysięgam, że jakiekolwiek przechodzić mógł koleje, dostając się w twoje ręce największego dostąpi zaszczytu. - Przyjmuję go, bo nie umiem ci odmówić, lecz przyjmuję z obawą, gdyż widzę w tej zamianie różnicę naszych charakterów. Tyś wybrał przedmiot kosztowny, świetny, a świetność rzadko prowadzi do szczęścia; moje zaś serce niewieście postawiło na skromne godło stałości. Lękam się, aby promienie piękności zachodu nie zatarły wspomnienia biednej Kastylijki, za którą nic nie przemawia, prócz wiary i miłości. Młodzieniec ponawiając przysięgi, w chwili pożegnania namiętnie wybrankę ucałował; ona, nie kryjąc już uczucia rzewnie zapłakała. Jeszcze tego wieczora, pod zmyślonym nazwiskiem i w prostej odzieży, ruszył Luis de Bobadilla w drogę do miejsca, gdzie Kolumb od kilku już dni przebywał. ROZDZIAŁ XI Myliłby się ten, kto by sądził, że oczy całej Europy zwrócone były na gotujące się przedsięwzięcie. Prawda i kłamstwo, nierozłączne dziś z sobą, nie przebiegały jeszcze wówczas świata na skrzydłach dzienników, i mała tylko liczba osób uprzywilejowanych wiedziała o rzeczach będących dopiero w zamiarze. Luis de Bobadilla mógł przeto opuścić dwór niepostrzeżony przez nikogo, a ci którzy później zauważyli jego nieobecność mniemali, iż się udał do jednej ze swych wiejskich posiadłości, albo też w nową podróż. O samego Kolumba podobnie niewiele się troszczono, chociaż pomiędzy dworzanami obiegały pogłoski, że królowa weszła z nim w układy i wielką zapewniała mu nagrodę. Inni uczestnicy, mniej głośnego imienia, zdążali pojedynczo na miejsce zebrania, bez zwrócenia niczyjej uwagi. Wyprawa, tak śmiało pomyślana i szczęśliwa w skutku, wypłynąć miała z podrzędnego portu, zaleconego chyba przez nieustraszoność swych żeglarzy i położenie poza obrębem Cieśniny Gibraltarskiej, na której zjawiali się niekiedy rozbójnicy afrykańscy. Rękopisy współczesne zapewniają, iż miejsce to wybrano z tej przyczyny, że jego mieszkańców wyrok jakiś skazywał na dostarczenie rządowi dwóch uzbrojonych statków. Podobne kary niejednokrotnie wymierzano w owym czasie, gdy flota państwa zasilana była wyłącznie werbunkiem lub osadzana armią lądową